Kobylnica po stracie Bolesławic nie składa broni

0
555
Fot. w. Nowak UM Kobylnica

Głos 1500 mieszkańców zignorowany. Gmina Kobylnica traci Bolesławice na rzecz Słupska. Władze mówią: nie poddamy się. Państwo mówi: decyzja zapadła.

Rząd ogłasza sukces – bo powiększa miasto. Gmina Kobylnica czuje gorycz, bo traci integralną część swojej wspólnoty. Bolesławice, mimo niemal jednomyślnego sprzeciwu mieszkańców, zostaną włączone do Słupska. To nie tylko zmiana administracyjna. To cichy wyłom w idei samorządności.

Władza centralna upiera się, że to decyzja merytoryczna. Gmina Kobylnica, że to polityczny precedens. W tle: 416 hektarów, 1500 mieszkańców i symboliczna data, dokładnie rok po tym, jak Kobylnica uzyskała prawa miejskie, traci jedną z najdynamiczniej rozwijających się miejscowości. 31 lipca premier podpisał rozporządzenie o zmianie granic. Bolesławice znikają z mapy gminy.

Nie wiem, czy to porażka, czy zwycięstwo. Z jednej strony osiągnęliśmy coś bardzo ważnego – wybroniliśmy nasze młode miasto Kobylnica. Ale z drugiej strony – utraciliśmy Bolesławice. To nie są tylko hektary. To są ludzie, to społeczność, to miejsce, które zawsze było z nami związane. I dziś naprawdę trudno powiedzieć, czy możemy się z tej sytuacji cieszyć mówiła podczas dzisiejszej konferencji prasowej (1 sierpnia)burmistrz Kobylnicy Anna Gliniecka-Woś.
Jej głos był pełen zawieszenia. Jakby trudno było wypowiedzieć jednoznaczną ocenę tego, co się właśnie wydarzyło. Bo jak wytłumaczyć mieszkańcom Bolesławic, że ich głos – 99% sprzeciwu wobec włączenia do Słupska – został zignorowany?

Między konsultacją a faktem dokonanym

Od początku roku Kobylnica próbowała powstrzymać ten scenariusz. Spotkania
z mieszkańcami, konsultacje, pisma, ekspertyzy. Wszystko to trafiło na mur.
A właściwie – na zmieniające się jak w kalejdoskopie projekty rozporządzenia.

Pierwszy projekt jeszcze uwzględniał zasadę: nie ma zgody obu samorządów, nie ma zmiany. Kolejna wersja zakładała już, że porozumienie jest, chociaż nigdy nie zostało zawarte. To było dla nas szokujące. A później, 31 lipca, pojawił się ostateczny projekt: włączenie Bolesławic do Słupska. Został podpisany przez premiera. To decyzja, która zabrała nam kawałek naszej tożsamości, mimo że przez siedem miesięcy mówiliśmy jednym głosem razem z mieszkańcami, że nie chcemy tej zmiany. To głos, który choć donośny nie został usłyszany.
Ale nie uważamy tego za całkowitą porażkę – podkreśliła burmistrz. – Walczyliśmy.
I nie przestaniemy. Spotkamy się z mieszkańcami Bolesławic, zapytamy ich, czy chcą dalej walczyć. Jeśli tak – podejmiemy każdą możliwą drogę, by im pomóc. Bo granice administracyjne nie mogą być wyznaczane ponad głowami ludzi.

Cena „rozwoju

Władze miasta Słupska cieszą się z rozwoju. Władze gminy Kobylnica liczą straty. I nie są to tylko straty symboliczne. Zgodnie z pierwszymi szacunkami, utrata Bolesławic to dla gminy ubytek w dochodach rzędu 9 milionów złotych rocznie. Najwięcej z PIT – ponad 7 mln.
Do tego CIT, opłaty lokalne, planowane inwestycje. Dziura, którą trudno będzie załatać bez realnej rekompensaty.

Na razie mamy tylko prognozy, ale trzeba będzie rewidować plany, szukać pieniędzy, rozmawiać z miastem o rekompensatach – mówił wiceburmistrz Rafał Kuleta.
– Do ostatniego momentu liczyliśmy na to, że rząd się wycofa. Że usłyszy ten głos mieszkańców, że uzna racje gminy. Ale rozporządzenie zostało podpisane, więc dziś musimy działać w nowej rzeczywistości.
Strata tych pieniędzy to nie tylko pusty rachunek. To pieniądze, które miały zasilać lokalne inwestycje, rozwój usług, oświatę, infrastrukturę. To są plany, które być może będziemy musieli teraz zamrozić. Ale też chcę powiedzieć jasno: nie zamykamy się w żalu. Chcemy rozmawiać z miastem o realnym udziale w kosztach, skoro o tych rekompensatach mówiło się w przestrzeni publicznej. Teraz czas na konkrety.

Polityczna logika czy logika rozwoju?

Słupsk zyskuje teren. Kobylnica traci zaufanie do procesu. To, co dla jednych jest sukcesem administracyjnym, dla innych staje się raną wspólnotową. Burmistrz i radni zapowiadają, że nie zamierzają się poddawać. – Jeśli Bolesławice chcą wrócić – podejmiemy walkę.
Te tereny były od zawsze częścią naszej gminy. Nie oddamy ich tak łatwo
– zapewnia burmistrz.
Z kolei przewodniczący Rady Miejskiej Janusz Kaszowski przypomina, że przed rokiem to ten sam premier nadał Kobylnicy prawa miejskie. – Dziś ten gest został unieważniony przez odebranie nam przestrzeni do rozwoju. To nie tylko kwestia terytorium – to kwestia spójności i przyszłości całej gminy.
Władze samorządowe chcą także włączyć się w prace nad zmianą przepisów o granicach jednostek terytorialnych. Dzisiejsze prawo pozwala miastom na składanie kolejnych wniosków co kilka miesięcy, destabilizując życie okolicznych wspólnot.
Nie da się planować rozwoju, jeśli co pół roku można zostać „przyłączonym” bez pytania o zgodę. To nie jest współpraca. To kolonizacja administracyjna – mówi jeden
z urzędników.

„Musimy współpracować, ale…”

Na pytanie, czy mimo wszystko możliwa jest współpraca z miastem, samorządowcy
z Kobylnicy odpowiadają z wyraźnym dystansem.
Musimy współpracować. Jesteśmy sąsiadami. Ale sąsiad powinien brać pod uwagę nie tylko swój interes. Powinien patrzeć na całość regionu. A nie na mapę jak na szachownicę – mówi Kaszowski.
To gorzka refleksja, ale może właśnie taka musi wybrzmieć po decyzji, która dla jednej strony jest „rozwojem”, a dla drugiej – pęknięciem w tkance wspólnotowej.

Sprawa zmiany granic między Słupskiem, a Kobylnicą to nie tylko lokalna rozgrywka.
To test sprawności państwa, zdolności do słuchania obywateli i respektowania głosu społeczności. Dziś test ten został oblany. A nazwanie go „rozwojem” to jak nazwać rozbiór – inwestycją.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here