W tym roku w Polsce do procesu poszerzenia swoich granic przystąpiło 15 miast. To niestety 15 kolejnych skonfliktowanych z sąsiadami samorządów. W naszym regionie piąty już raz o poszerzenie granic powalczy Słupsk.
Po tereny sąsiada, wyciąga rękę również Miasto Ustka. Miasta chcą się rozwijać, co jest zrozumiałe, ale robią to kosztem ościennych gmin.
To oznacza nowe konflikty i oddalającą się coraz bardziej perspektywę dobrej współpracy. Przepisy są w tym względzie dość ogólne, dlatego są wykorzystywane, bo skoro można, to dlaczego nie. Jak zmienić tą sytuację
i czy w ogóle można to zmienić? Co o takim zarządzaniu mówi Związek Gmin Wiejskich RP? O odpowiedź poprosiłam Leszka Świętalskiego, wieloletniego samorządowca i polityka współtworzącego Związek.
Po pierwsze, oczywiście rozumiemy ten głos, że miasta chcą się rozwijać, że mają do tego prawo, a nawet uważamy, że powinny się rozwijać. Tylko to wcale nie przesądza o tym, że muszą to robić kosztem innych, bo wtedy ten rozwój dotknięty jest stygmatyzowaniem takiej nierówności, hegemonii, bądź też czucia się lepszym od innych.
Wiele gmin, mimo że mocno odczuwalny jest proces depopulacji, cały czas dotyka trend wzrostowy. To są gminy podmiejskie, do których ludzie przeprowadzili się właśnie
z okolicznych miast, bo gwarantowano im tereny niezurbanizowane, większe działki siedliskowe, czystsze powietrze, jak również walory krajobrazowe. To jest trend, który również powinniśmy uszanować i do niego dostosować politykę rozwojową miast i gmin
z obszarami wiejskimi.
Musimy pamiętać o tym, że obszary wiejskie stanowią ponad 93% powierzchni kraju, a na nich mieszka prawie 46-47% naszej populacji. Nie możemy zatem zlekceważyć tych, którzy właśnie na obszarach wiejskich mieszkają.
Sytuację mamy dzisiaj taką: miasta mówią o potrzebie rozwojowej, mówią o potrzebie rozkwitania, czy poszerzania swoich granic. Gdy jednak przyjrzymy się rzeczywistym powodom tej ekspansji, to przeważa jednak ekonomia i finanse. Po prostu miasta szukają łatwych stref dodatkowych dochodów, wyciągając ręce przede wszystkim po tereny zurbanizowane, do których nie potrzeba już dopłacać, tereny o tzw. dobrej wydajności podatkowej, widząc w tym najlepszą drogę do zasypania dziur w budżetach. Tylko musimy pamiętać, że te dziury w budżetach to skutek złych polityk prowadzonych przez wiele lat
i dotyczą każdego samorządu, nawet naszej stolicy.
Proces rozszerzania granic, jest w sumie bardzo prosty. Jest aktem jednoinstancyjnym, który nie podlega kontroli prawno-sądowej, z którym to aktem nie wiążą się też żadne zobowiązania finansowe, jeżeli nie ma takiej woli. Politykom szczebla centralnego łatwo podejmować tego rodzaju decyzje, ponieważ strony rządowej kompletnie nic to nie kosztuje. Proces odbywa się poza kosztami budżetu centralnego, czy regionalnego. Kosztuje oczywiście tę gminę, którą się pomniejszy o tereny najbardziej atrakcyjne, tereny, które zostały już urządzone czy przekształcone wysiłkiem zarówno pracy, jak
i ekonomicznym wszystkich mieszkańców danej gminy.
Przeprowadzone niedawno badania pod kierunkiem profesora Śleszyńskiego pokazały, że tak zwane rozlewanie się miast, niekontrolowane, również procesy suburbanizacji kosztują nas, jako Polaków, 63 do 83 miliardów rocznie.
Czy i w jaki sposób samorządy mogą się bronić przed zakusami sąsiadów?
Dla gmin obwarzankowych, które słyszą ciągle o nowych pomysłach miast na poszerzanie granic, to niczym wiszący nad nimi miecz Damoklesa. Wiedzą, że wydarzy się coś złego, ale nie wiedzą kiedy. Mieszkańcy tych gmin są traktowani jak chłopi pańszczyźniani, których nikt nie pytał o zgodę, w zakresie wykupu ich wsi przez tego czy innego właściciela. Mamy co prawda referenda, bądź też konsultacje społeczne, które są przeprowadzane w procesie podziału gmin. Ale chodzi wyłącznie o „odfajkowanie”, że się odbyły, głosy mieszkańców nie mają żadnego wpływu, literalnie żadnego wpływu, na podejmowane przez władze decyzje
w tymże zakresie.
Reprezentując gminy właśnie z obszarami wiejskimi szczególnie te okołomiejskie, od wielu lat Związek Gmin Wiejskich RP zabiega o zmianę tego bardzo złego prawa. O tę zmianę zabiega także Rzecznik Praw Obywatelskich. Zabiega także Trybunał Konstytucyjny, który parę razy rozpatrywał skargi na procesy podziałowe. Przy czym Trybunał nic nie mógł zdziałać, jedynie wezwać ustawodawcę do zmiany tego konfliktogennego prawa, prawa które różnicuje społeczeństwo i wprowadza niepokoje. No i równocześnie burzy więzi międzyludzkie, społeczne jako również zaburza procesy rozwojowe.
Dlaczego tak długo trwa doprowadzenie do tego, żeby Sejm chciał się zająć zmianą tych przepisów? Bo to już trwa kilka lat.
Nawet kilkanaście. Wszyscy wiedzą, że jest źle, że należałoby w tej sprawie coś zrobić, ale jak przychodzi co do czego polityka przeważa i właśnie ten komfort bardzo krótkiej i łatwej ścieżki od obietnicy do realizacji decyduje o tym, że nasze postulaty pozostają postulatami, a to co się dzieje w terenie, po prostu jest jedynie kwitowane takim czy innym komentarzem.
Mimo, że od czasu odrodzenia samorządu doszło do kilkuset zmian granic, to nie powstało żadne właściwe opracowanie ani ocena, rzeczywiście przeprowadzonego procesu na wybranych obszarach, gdzie należałoby porównać obietnice, bądź też różnego rodzaju treści wnioskowe stymulujące procesy podziału, z tym, jak to wyglądało w rzeczywistości.
Najczęściej polegało to tylko na tym, że pobierało się właśnie tę kasę dodatkową, no
i oczywiście musiano również sprostać tym wyzwaniem urbanistycznym, stąd się wzięły te potężne kwoty pochodzące z suburbanizacji.
Trzeba powiedzieć że społeczności, które były dotknięte tymi procesami, pozostają praktycznie niesłyszane, gdzieś tam tylko przy ewentualnych wyborach takich czy innych, ktoś się nad tym pochyli i coś powie.
My jako Związek i jako społeczność obszarów wiejskich, oczywiście rozumiemy czasem potrzebę podziałów, bo one wynikają na przykład z polityki obronnej państwa. Przy czym ma to w Waszym układzie regionalnym, mam nas myśli Redzikowo, zupełnie inne oblicze. W tym przypadku chciano Gminie zrekompensować ubytek terenów (bazy wojskowej – przyp. red.) poprzez nadanie nowych po to, żeby tam stworzyć strefę ekonomiczną.
Po czym po tereny tej strefy ręce wyciąga miasto Słupsk nie patrząc na to, że Redzikowo poniosło olbrzymie nakłady, na stworzenie strefy żeby móc pozyskać tam inwestorów, czyli zabezpieczyć swoją przyszłość, bo to jest najistotniejsze.
Jakie zmiany prawne powinny zostać wprowadzone?
Zdefiniowaliśmy siedem głównych tez do zmiany bieżącego prawa. One zasadzają się przede wszystkim na tym, że nie ma tu żadnej, ordynarnie mówiąc „darmochy”, tylko jeżeli się wyciąga ręce po cudze, to trzeba po pierwsze rozliczyć się z dotychczasowym właścicielem, trzeba zwrócić nakłady, przejąć kredyty, bądź też zobowiązania finansowe związane z tymi obszarami. Trzeba także zrekompensować gminom ubytek dochodów, pochodzący właśnie z tych przejmowanych terenów.
Nadto powinna być uznana rola najgłówniejsza suwerena miejscowego, czyli mieszkańców, którzy powinni być zapytani o procesy podziałowe, o zmianę granic i przynależności terytorialnej. Odbywające się w gminach konsultacje bądź referenda, powinny mieć moc obowiązującą, tak by ustawodawca uwzględnił te procesy i wolę miejscowej społeczności. Obowiązujący dzisiaj jednostronny akt regulacyjny, który wydaje Prezes Rady Ministrów, powinien natomiast podlegać kontroli prawno-sądowej. Bardzo ważne jest także żeby częstotliwość wnioskowania w tych procesach podziałowych była nie większa niż raz na kadencję, a nie było to powtarzane, tak jak w Waszym regionie, z roku na rok i zamiast przeznaczyć energię i pieniądze na tworzenie lepszych warunków do życia, władze skupiają się przede wszystkim właśnie na obsłudze tych różnych konsultacji, na wypisywaniu, pism, na tworzenie lobbingu etc.
Bardzo ważny, a także pomijany w procesach oceniających, jest fakt że gmina, której dotyczy ten rozbiór rzeczywisty, nie ma statusu strony postępowania. Czyli gmina, tak na dobrą sprawę, może się dowiedzieć nawet z prasy o tym, że ktoś chce zawłaszczyć część jej terytorium.
Samorząd, który wnioskuje o przejęcie terenów, nie ma zatem żadnego obowiązku przesyłać do gminy poszkodowanej wytworzonych we wnioskowanym procesie dokumentów. Także wojewodowie nie mają za bardzo podstawy prawnej by gminom przekazywać wszelkie powstałe w tym zakresie dokumenty, jak również informować
o decyzjach podejmowanych w tej sprawie.
Należy podkreślić, że największą wagę w procesie zmian granic gmin ma opinia wojewody
i ona jest zasadniczo wiążąca dla ministra, który rekomenduje podjęcie uchwały przez radę ministrów w tym zakresie. To nie wynika z prawa, to nawet nie jest prawnie opisane.
W związku z tym jest to działanie pozaprawne. Czasem ponad 90% frekwencja mieszkańców w konsultacjach, nic nie znaczy wobec opinii jednej osoby, czyli wojewody.
To jest po prostu bardzo niewłaściwe.
Rozumiejąc dzisiaj potrzebę przeciwdziałania procesom depopulacji, zmianom, które zachodzą także w łonie samorządu, chcielibyśmy być coraz bardziej nowocześni i coraz bardziej odporni na różnego rodzaju ryzyka. I tutaj obok uregulowania problematyki prawnej procesów podziałowych, powinniśmy promować współpracę i współdziałanie. Trzeba widzieć możliwości rozwoju zarówno miast, jak i przyległych gmin bez potrzeby dokonywania tzw.„harakiri” na granicach i bez skłócania miejscowych społeczności. Lepszym kierunkiem jest pogłębianie i rozszerzanie współpracy oraz wspólnych działań na rzecz regionu.
To są kwestie zarówno działania na obszarze porozumień, związków międzygminnych, współdziałania na niwie kultury, transportu zagospodarowania odpadów zaopatrzenia
w wodę, odbioru ścieków i tak dalej.
Gminy nie muszą dzisiaj samodzielnie wykonywać całego zestawu usług publicznych, bo tylko najbogatsze samorządy na to stać. Działając wspólnie po pierwsze można to lepiej zorganizować, a po drugie taniej.
I jest jeszcze jedna kwestia. Nie powinno się promować procesów okrajania gmin po kawałku, tylko jeśli już – wystawić naprawdę racjonalną i mocną ofertę, ewentualnie połączenia dwóch, bądź większej liczbie jednostek, po to żeby żyło się lepiej i żeby było zadowolenie z miejsca swojego rezydowania.
Posłużę się tu przykładem Francji, w której jest 36,5 tysiąca gmin, ustanowionych jeszcze dekretem Napoleona. Nadawano je tam gdzie mieściły się parafie. Do dzisiejszego dnia te gminy istnieją, z tym, że wiele z nich jest tytularnych, natomiast sprawy w ich imieniu prowadzą właśnie zewnętrzne mocniejsze jednostki, bądź różnego rodzaju powiernictwa, umowy wzajemne, przedstawicielstwa i tym podobne, a w gminie działa mer, czasem zatrudniony na część etatu, będący na co dzień fryzjerem, nauczycielem, czy kimkolwiek. Urząd gminy jest tam praktycznie biurem podawczym, gdzie się składa sprawy i odbiera dokumenty. Ale co jest istotne?
Nikt nie zamachnął się tam na herb, na insygnia sprawowania władzy, czy też jestestwa terenowego, nie ma zatem konkurencji, jest dobry klimat dla realizacji zadań publicznych. A u nas nikt nie patrzy na to, że w ramach tych małych jednostek dochodzi do skłócenia mieszkańców, władz, a później chcemy, żeby te władze i ci ludzie razem stanowili jakąś sztuczną wspólnotę i realizowali zadania w ramach zintegrowanych inwestycji terytorialnych, tak zwanych ZITów.
Patrząc na przykład Słupska i Redzikowa, gdzie rozpoczęła się już piąta próba przyłączenia do miasta terenów gminy, czy widzi Pan szansę, żeby kiedykolwiek te samorządy zaczęły współpracować?
One będą współpracować wówczas, gdy pierwszeństwo będzie nadane kwestii współpracy i ta współpraca będzie nagradzana, poprzez wzmocnienie dostępu do środków zewnętrznych, gdzie wspólnie rozwiązywane będą lokalne problemy.
Dzisiaj zakładam, że niemożliwe jest wybudowanie na przykład instalacji termicznego
przekształcania odpadów komunalnych, potocznie zwanych spalarniami śmieci, jeśli w tym nie uczestniczy wiele samorządów. Po pierwsze, jest to przedsięwzięcie bardzo drogie, a po drugie, musi być zapewniony strumień odpadów. Kolejnym kłopotem w wielu jednostkach, szczególnie miejskich, jest dostrzegalny kryzys choćby miejsc na cmentarzach komunalnych. Pytanie zatem, czy nekropolia musi być w granicach danej jednostki administracyjnej? Przecież taki cmentarz można by tworzyć wspólnie.
Czy w tym kolejnym procesie rozszerzenia Słupska, samorządowcy Gminy Redzikowo i Kobylnicy mogą liczyć na wsparcie Związku Gmin Wiejskich RP?
Chcę zapewnić, że zarówno Redzikowo jak i Kobylnica, która świętowała niedawno uzyskanie praw miejskich, o które zresztą bardzo się starał wójt śp. Leszek Kuliński, będą otrzymywać nasze nasze wsparcie. Nie ustaniemy w tym, żeby dążyć do zmiany prawa administracyjno-finansowego w kwestii zmian granic samorządów. Będziemy też zachęcać do tej progresywnej, rozwojowej polityki jako wyzwania dla procesów depopulacyjnych
i urbanistycznych. Po rozmowach na ten temat na początku lutego z ministrem Siemoniakiem, będziemy razem z samorządami zastanawiać się nad zorganizowaniem następnej konferencji naukowej, która zbierze fachowców mających różne spojrzenie na ten problem, ale też głównym zadaniem będzie wypracowanie rekomendacji dla ustawodawcy
i rządu.