Państwo polskie właśnie odkryło nowy sposób na wychowanie młodzieży: zamiast rozmowy – grzywna, zamiast wsparcia – paragraf. Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło, że jeśli uczeń przekroczy 25 proc. nieobecności w skali roku, rodzic może zapłacić nawet 50 tys. zł. Tak, pięćdziesiąt tysięcy. W imię troski
o systematyczność, w imię „jakości nauczania”.
Jeszcze niedawno przepisy pozwalały na 50 proc. nieobecności – absurdalnie wysoki próg, który i tak funkcjonował raczej na papierze niż w rzeczywistości. MEN postanowiło go uciąć o połowę. Brzmi to efektownie: odtąd nie będzie już półrocznych wakacji od szkoły, a dzieci rzekomo nauczą się dyscypliny. Problem w tym, że uczeń to nie statystyka w Excelu,
a szkoła to nie koszary. Nie chodzi przecież o to, żeby dziecko siedziało w ławce i odliczało dni obecności.
Jeśli ktoś opuszcza zajęcia, to rzadko dlatego, że kalkuluje, ile mu jeszcze wolno.
Częściej stoi za tym coś, co z perspektywy paragrafu jest niewidoczne: kryzys psychiczny, długotrwała choroba, doświadczenie przemocy rówieśniczej, a czasem po prostu trauma, której szkoła nie potrafi unieść. To mogą być sytuacje, w których samo wejście do budynku staje się dla młodego człowieka paraliżujące. W takich momentach zamiast biurokratycznego przymusu potrzebne jest indywidualne podejście – rozmowa, wsparcie psychologa, elastyczność w planowaniu ścieżki edukacyjnej.
MEN nie chce o tym słyszeć. Woli proste rozwiązania: przesunąć kreseczkę w ustawie, wpisać nowy limit i ogłosić sukces. Ale za tą prostotą kryje się dramat. Bo żadna rubryka
w dzienniku nie odda tego, co dzieje się w głowie ucznia, który zmaga się z traumą, lękiem czy poczuciem bezsensu. A żaden przymus nie sprawi, że nauka stanie się wartością, jeśli wcześniej nie stanie się doświadczeniem bezpieczeństwa.
Cena za kryzys szkoły
Nowe przepisy przewidują też finansową pałkę: kary do 10 tys. zł jednorazowo, do 50 tys. zł w sumie. Dla wielu rodzin to równowartość rocznych zarobków. Urzędnicy uspokajają – kary mogą być umarzane, jeśli uczeń zacznie uczęszczać do szkoły. Czyli najpierw państwo wyjmuje bat, a potem obiecuje, że może jednak go odłoży, jeśli dziecko się podporządkuje. To nie edukacja, to tresura.
Prawnicy ostrzegają, że nowe przepisy są toporne i nie różnicują sytuacji. – Wrzucanie do jednego worka dzieci przewlekle chorych i zwykłych wagarowiczów to pogwałcenie zasady proporcjonalności – mówi mec. Anna Wojciechowska. I ma rację. Paragraf nie zna kontekstu, nie rozróżnia przyczyn, nie pyta o tło. Państwo nie ma cierpliwości do niuansów, chce mieć tabelkę: obecny – nieobecny, kara – brak kary.
Rzecznicy na otarcie łez
Na otarcie łez pojawia się jeszcze pomysł powołania Krajowego i Wojewódzkich Rzeczników Praw Ucznia. Mają interweniować w sporach, bronić dzieci i młodzieży, monitorować prawa. Brzmi pięknie, ale jeśli nie dostaną realnych kompetencji, skończy się na fasadzie. Strażnik, który niby pilnuje, ale bez prawa otwierania bramy, to bardziej figurant niż obrońca.
Psychologowie przypominają, że nieobecność jest często objawem, a nie przyczyną. Kryzysy psychiczne wśród nastolatków rosną lawinowo, a szkoła – zamiast stawać się miejscem wsparcia – coraz częściej działa jak urząd do wypełniania rubryk. – Kara finansowa wobec rodziców nie poprawi sytuacji dziecka, tylko pogłębi kryzys w rodzinie – mówi dr Katarzyna Świtoń, psycholożka szkolna. Trudno się nie zgodzić: to tak, jakby lekarz zamiast leczyć chorobę, karał pacjenta grzywną za brak zdrowia.
Polska szkoła – strażnik czy nauczyciel?
W innych krajach Europy podobne przepisy istnieją, ale w formie znacznie łagodniejszej.
W Niemczech czy Wielkiej Brytanii kary są symboliczne, a stosuje się je tylko wobec rażących zaniedbań. Polska jak zwykle chce być „najlepsza w klasie”: nie w jakości kształcenia, nie w wsparciu dla ucznia, tylko w wysokości mandatów. Możemy się chwalić – żadna inna demokracja nie straszy rodziców pięćdziesięcioma tysiącami złotych, jeśli ich dziecko wpadnie w kryzys i przestanie chodzić do szkoły.
Wszystko to składa się na obraz państwa, które zamiast edukować, chce kontrolować. Zamiast wychowywać odpowiedzialnych obywateli, woli utrzymywać młodzież na krótkiej smyczy. Władza mówi o trosce, o systematyczności, o jakości kształcenia. Ale prawdziwe pytanie brzmi: czego tak naprawdę uczy się młody człowiek, który widzi, że szkoła traktuje go jak pozycję w tabelce, a jego rodziców – jak potencjalnych dłużników Skarbu Państwa?
Najgorsza lekcja
Nowe przepisy mają wejść w życie we wrześniu 2026 roku. Do tego czasu rząd zdąży jeszcze opowiedzieć nam wiele pięknych historii o trosce, o podnoszeniu jakości nauczania, o konieczności dyscypliny. Ale jeśli ustawa przejdzie w obecnym kształcie, polska szkoła stanie się jeszcze bardziej reglamentowana – jakby ktoś zamienił ją w instytucję penitencjarną z dzwonkiem zamiast syreny. Będzie liczyć, karać, dyscyplinować, wpisywać do rubryczek i generować decyzje administracyjne.
Wciąż jednak jest czas, by przekonać ministerstwo, że to zła ustawa – szkoły potrzebują naprawy i nowego podejścia, a nie kolejnych paragrafów i urzędniczych rubryk. Jeśli naprawdę mamy myśleć o przyszłości, to trzeba nad nią popracować z większą empatią
i odpowiedzialnością wobec młodych Polaków, bo inaczej zamiast edukacji dostaną tylko kolejną dawkę biurokratycznej tresury.
Jeśli nie zmienimy tej ustawy to uczniowie wyniosą z niej najgorszą możliwą lekcję:
że edukacja nie jest wartością, lecz obowiązkiem egzekwowanym batem. Że nie chodzi
o to, by zadawać pytania i rozwijać się, tylko o to, by meldować obecność. Że szkoła nie jest przestrzenią wolności, lecz kolejnym urzędem, w którym trzeba się odhaczyć.
I to będzie najtrwalsze świadectwo, jakie wystawi sobie polska szkoła – świadectwo bez czerwonego paska, za to z wielką pieczęcią państwa. Jeśli ta logika zwycięży, uczniowie nauczą się przede wszystkim jednej rzeczy: że w Polsce nie warto szukać sensu, bo ważniejszy jest podpis w dzienniku.
Źródła:
-
Nowy limit nieobecności w szkole. Tylko 25% bez konsekwencji. Zmiany dotyczące frekwencji i usprawiedliwiania nieobecności uczniów – ePedagogika.pl, 8.09.2025, https://epedagogika.pl/aktualnosci/nowy-limit-nieobecnosci-w-szkole-tylko-25-bez-konsekwencji-zmiany-dotyczace-frekwencji-i-usprawiedliwiania-nieobecnosci-uczniow-9307.html
-
Szkolny Rzecznik Praw Uczniowskich i inne zmiany w edukacji od 2026 – Portal Oświatowy, 9.09.2025, https://www.portaloswiatowy.pl/projekty-aktow-prawnych-dla-oswiaty/szkolny-rzecznik-praw-uczniowskich-i-inne-zmiany-w-edukacji-od-2026-26292.html
-
Wystarczy 14 nieobecności, by powtarzać klasę? Sprawdzamy, co zmienia nowe prawo szkolne – Kobiece Inspiracje, 9.09.2025, https://kobieceinspiracje.pl/182027%2Cwystarczy-14-nieobecnosci-by-powtarzac-klase-sprawdzamy-co-zmienia-nowe-prawo-szkolne.html
-
Nowe obowiązki i prawa uczniów od 1 stycznia 2026. Zmiany w prawie oświatowym – Infor.pl/Edukacja, 9.09.2025, https://edukacja.infor.pl/szkola/6993202%2Cnowe-obowiazki-i-prawa-uczniow-od-1-stycznia-2026-zmiany-w-prawie-os.html