Mówiono o niej „czarny anioł”, „polska Edith Piaf”, czy – może nieco złośliwie – „czarownica polskiej piosenki”. Rzut oka na te określenia podpowiada, że mamy do czynienia z artystką nietuzinkową. Sceniczny monument, uosobienie tajemniczości, demon poezji… W styczniu Ewa Demarczyk skończyłaby 81 lat.
Właściwie ciężko wytłumaczyć fenomen Ewy Demarczyk z perspektywy sześćdziesięciu lat od jej debiutu. Ta magia interpretacji, oddziaływanie na linii artysta-widz były jedyne w swoim rodzaju. Każdy jej recital dla słuchacza szanującego sztukę poetycką był wewnętrznym przeżyciem. Dramatyzm w mocnym, przeszywającym głosie, szeroka skala, dykcja, charakteryzująca najzdolniejsze aktorki teatralne i wrażliwość, dzięki której interpretacje były tak wyjątkowe, nawet dla publiczności zagranicznej, nie rozumiejącej tekstu. Występowała w długich, czarnych sukniach (szytych przez jej mamę, Janinę), w tzw. makijażu egipskim. Wychodziła żwawym krokiem na scenę, zastygała w bezruchu. Z całkowitej ciemności na jej postać padało białe światło reflektora. Pierwsze takty… publiczność brała oddech i zamierała. Zaczynało się swoiste theatrum mundi.
Jako studentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie zaczynała w kabarecie „Cyrulik” w 1961 r. Jej talent szybko dostrzeżono w „Piwnicy Pod Baranami”, która wówczas osiągała szczyt popularności. Współpraca z młodym kompozytorem Zygmuntem Koniecznym zaowocowała serią najbardziej znanych utworów. Od tego momentu jej kariera nabrała niebywałego tempa. Najpierw II nagroda na Ogólnopolskim Studenckim Konkursie Piosenkarzy w 1962 r. za „Karuzelę z madonnami”, potem I nagroda za „Czarne anioły” na I Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu i nagroda specjalna na III Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie w 1963 r., gdzie została dostrzeżona przez Bruno Coquatrixa – dyrektora paryskiej Olimpii. Widział w niej nadzieję na odrodzenie francuskiej piosenki po śmierci Edith Piaf, więc zaproponował dwuletni kontrakt w Paryżu i nowy, francuski repertuar. Odmówiła. Chciała dokończyć studia aktorskie i pracować z polskimi kompozytorami, zgłębiając rodzimą poezję. Nasuwające się samo przez się porównanie kwitowała: „Szanuję talent Edith Piaf i uważam, że daleko mi do niej. Niemniej jednak ja chcę być sobą i tylko sobą!”.
O mały włos pierwsze występy w Paryżu również mogły nie dojść do skutku. „Czarne anioły” rozpoczynają się dźwiękami „dzwonów”, w rzeczywistości metalowych rur kanalizacyjnych, a według Zygmunta Koniecznego brzmiących lepiej, niż dzwony rurowe. „Bez dzwonów nie śpiewam” – oznajmiła Demarczyk. Coquatrix obleciał trasę Paryż–Warszawa–Paryż po te „dzwony”. Podejrzliwi celnicy poprzecinali na lotnisku kilka rur i instrumentarium trzeba było uzupełnić na podparyskim złomowisku. Podobnie było przed debiutem na opolskim festiwalu, kiedy „dzwony” odjechały pociągiem z Opola w dalszą podróż. Telefonicznie udało się je zlokalizować i dowieźć relacją powrotną na ostatnią chwilę. Występ się odbył.
Kolejne lata to oprócz Francji, spektakle w krajach europejskich po obu stronach żelaznej kurtyny, w Stanach Zjednoczonych (m.in. w prestiżowej Carnegie Hall), Kanadzie, Izraelu, a nawet Brazylii, Meksyku, Kubie, Japonii, Australii… no i oczywiście w ZSRR, gdzie była szalenie popularna. Przy tak bogatym tournée, aż dziw bierze, że na repertuar składa się ledwie kilka singli i trzy płyty długogrające: Ewa Demarczyk śpiewa piosenki Zygmunta Koniecznego z 1967 r., Ewa Demarczyk z 1974 r. (ukazała się tylko w ZSRR w astronomicznym nakładzie ponad 17 milionów sprzedanych egzemplarzy) oraz podwójna „koncertówka” Live z 1982 r. – wybór nagrań z recitali w Teatrze Żydowskim w Warszawie z grudnia 1979. W sumie, według wyliczeń wiernych miłośników, Demarczyk wykonała około sześćdziesiąt utworów (w tym w języku francuskim, hiszpańskim, rosyjskim, niemieckim, angielskim i włoskim) do wierszy wielu wybitnych polskich i zagranicznych poetów. Zdarzały się przy tym kontrowersje. Miron Białoszewski był co najmniej bardzo niezadowolony, że jego „Karuzela” stała się „piosenką” (groził sądem). Po recitalu, w którym uczestniczył, zmienił jednak zdanie i zezwolił na dowolne czerpanie z jego twórczości. Wykorzystanie wierszy Baczyńskiego także budziło spory niepokój, ale na szczęście tylko do czasu premiery. Jak ogromne wrażenie Ewa Demarczyk robiła nie tylko na poetach, publiczności, ale też na rodzimej scenie muzycznej, niech świadczy fakt, że jej wzorem, poezję na warsztat ośmielili się wziąć m.in. Marek Grechuta, czy Czesław Niemen.
Współpraca z Ewą Demarczyk do łatwych nie należała. Była niezwykle wymagająca, przede wszystkim od siebie. Wedle relacji, schodziła ze spektaklu całkowicie wyczerpana, bez tchu, mdlejąca. Śpiewając nigdy nie mrugała. Koledzy z zespołu zapamiętali ją jako absolutną, bezkompromisową perfekcjonistkę. Scena musiała być w kolorze czarnym, więc trzeba było ją malować. Ostatecznie z muzykami jeździła bela czarnego, matowego materiału. Na scenie dwa zestrojone fortepiany. Koniecznie czarne. Niewłaściwy kolor lub zły stan instrumentu uniemożliwiały spektakl i na nic zdawały się prośby organizatorów, kompromisów nie było. Do „nieporozumień” pozamuzycznych również dochodziło. Nieskonsultowana okładka pierwszej płyty nie przypadła do gustu artystce. Ponieważ producentom groził pozew sądowy, dziesięć tysięcy wydrukowanych obwolut poszło na makulaturę. Nową, dziś już ikoniczną, stworzył Marek Karewicz. Te szczególnie wyraziste cechy, dzięki którym osiągnęła tak wiele, miały też niestety wpływ na wiele niewykorzystanych szans, postępującą izolację i ostateczny koniec kariery.
Czy Ewa Demarczyk występowała w Słupsku? Prasa donosi o trzech recitalach: 4, 6-7 lutego 1976 roku w teatrze (wówczas Teatrze Muzycznym) i dwóch w Koszalinie. Niestety Dziennik Bałtycki informuje o odwołaniu słupskich (i następujących po nich gdańskich) spektakli. Ale których? Według Głosu Pomorza „Recitale Ewy Demarczyk w Koszalinie i Słupsku przyjęte zostały przez publiczność bardzo gorąco”. Może informacja o odwołaniu jest jednak na wyrost? Tych z Państwa, którzy chcieliby zgłębić wiedzę o repertuarze i życiu artystki, podzielić się wrażeniami na temat muzyki, udziału w spektaklu, a przede wszystkim mogliby pomóc w rozwiązaniu powyższej zagadki, gorąco zapraszamy w sobotę 15 stycznia do słupskiej biblioteki na spotkanie Klubu Czarnego Krążka pn. „Groszki i róże” (wstęp wolny). Wydarzenie pierwotnie miało się odbyć rok temu, w 80. rocznicę urodzin Ewy Demarczyk. Niestety, z przyczyn wiadomych nie mogło dojść do skutku. Liczymy, że tym razem przeszkód nie będzie.
Piotr Nowak
Klub Czarnego Krążka (MBP Słupsk)
p.nowak@mbp.slupsk.pl