Głos mieszkańców czy polityczna kalkulacja? O przyszłości referendum w Polsce

0
172

W Zabrzu odwołano prezydentkę, w Cieszynie trwa zbiórka podpisów,
w Koszalinie rozpoczęła się walka o władzę. Referendum – przez lata zapomniane – wraca w blasku reflektorów. Problem w tym, że nie zawsze jest to blask obywatelskiej nadziei. Coraz częściej to reflektory partyjnych scenarzystów, którzy z demokracji robią spektakl pisany na zamówienie.

Dlaczego powinniśmy być ostrożni, zanim damy się wciągnąć w grę polityków

Referendum w samorządzie miało być świętem demokracji. Najczystszą formą obywatelskiego buntu wobec władzy, która przestała słuchać mieszkańców. Narzędziem rzadkim, wyjmowanym z szuflady w sytuacjach skrajnych, gdy zawodzi dialog, a kompromis staje się fikcją. Przez lata właśnie tak było – referenda odwoławcze zdarzały się sporadycznie i tylko nieliczne kończyły się sukcesem.

Dziś ten mechanizm, dotąd zakurzony, wraca w blasku reflektorów. W Zabrzu mieszkańcy odwołali prezydentkę Agnieszkę Rupniewską, a sukces referendum stał się politycznym trofeum Prawa i Sprawiedliwości. W Cieszynie trwa zbiórka podpisów za odwołaniem burmistrzyni Gabrieli Staszkiewicz, gdzie – jak się okazuje –
w inicjatywę obywatelską mocno wmieszali się działacze Konfederacji. Ale to Koszalin dziś najbardziej prowokuje pytania o przyszłość tej demokratycznej procedury.
Tu obywatelski komitet referendalny ogłosił rozpoczęcie zbiórki 8 tysięcy podpisów
za odwołaniem prezydenta Tomasza Sobieraja. Oficjalnie sprawa dotyczy podwyżek podatków lokalnych, opłat za śmieci czy zamknięcia żłobka. Komitet mówi o arogancji władzy i „głosie mieszkańców, którzy mają dość”. Jednak niemal natychmiast
do inicjatywy przyłączył się PiS, oferując pomoc organizacyjną i polityczne wsparcie. To właśnie w Koszalinie widać najostrzej, jak szybko referendum – narzędzie obywateli – staje się narzędziem partii. Oto poprzednia władza centralna, która przez lata krytykowała samorządy i często była z nimi w konflikcie, odkryła, że referendum może być idealnym sposobem na to, by przejąć lokalne ratusze jeszcze przed wyborami. Pod hasłem „oddolnej inicjatywy” rozgrywa się więc polityczna gra
o kontrolę nad miastem.

Prezydent Koszalina, Tomasz Sobieraj.

Referendum: idea obywatelska, praktyka polityczna

W teorii referendum to głos mieszkańców, którzy w bezpośredni sposób rozliczają swoich włodarzy. Nie trzeba czekać na kolejną kadencję, wystarczy zebrać podpisy,
by postawić sprawę na ostrzu noża. Tyle że ta broń, raz użyta instrumentalnie, traci swoją wartość. Jeśli partie polityczne uczynią z referendum kolejny punkt
w wyborczym scenariuszu, mieszkańcy przestaną ufać, że to ich narzędzie.

Bo czy naprawdę chodzi o ludzi? W Koszalinie pełnomocniczka komitetu powtarza:
„To nie jest akcja partyjna”. Tymczasem radny PiS otwarcie deklaruje wsparcie
i przewiduje, że referendum się uda. W Cieszynie niektórzy członkowie komitetu czują się wręcz oszukani, gdy dowiadują się, że w inicjatywę zaangażowani są działacze Konfederacji. W Zabrzu „obywatelski bunt” szybko został wchłonięty przez polityczną machinę PiS, a wynik referendum okrzyknięto zwycięstwem partii nad KO.

Mechanizm, który się zużywa

Każde referendum to duży wysiłek: tysiące podpisów, mobilizacja mieszkańców, kampania informacyjna. Jeżeli jednak mieszkańcy zorientują się, że w tle chodzi
nie o ich problemy, lecz o polityczne układanki, zaufanie runie. Narzędzie demokracji bezpośredniej stanie się kolejnym teatrem partyjnej gry.

Wyobraźmy sobie sytuację: mieszkańcy, oburzeni podwyżką podatków czy likwidacją żłobka, podpisują listy, wierząc, że to ich głos sprzeciwu. Tymczasem kilka miesięcy później okazuje się, że prawdziwym beneficjentem referendum jest lokalna struktura partyjna, która obsadza ratusz swoimi ludźmi. Co więcej, nawet jeśli odwołanie władz się uda, wcale nie oznacza to poprawy sytuacji – wręcz przeciwnie, często prowadzi do paraliżu i destabilizacji.
W efekcie, kolejne inicjatywy referendalne będą budzić coraz większą nieufność. Obywatele, raz wykorzystani, drugi raz nie uwierzą, że to oni są podmiotem. Wtedy referendum przestanie być skuteczne – stanie się pustym gestem, odruchem bez realnego wpływu.

Gra na krótką metę, ryzyko na lata

Partie, które dziś widzą w referendach łatwy sposób na przejęcie władzy w gminach czy miastach, grają na krótką metę. Wygrają bitwę, ale mogą przegrać wojnę
o zaufanie obywateli. Bo mieszkańcy, którzy raz doświadczą manipulacji, w kolejnych latach nie przyjdą już do urn.
To największe zagrożenie. Referendum nie jest jedynie techniczną procedurą –
to symbol wiary w to, że zwykli ludzie mogą mieć realny wpływ. Jeżeli ten symbol zostanie zawłaszczony i zdewaluowany, zubożeje cała demokracja lokalna. A wtedy pozostanie nam tylko wybór między partyjnymi listami, w które coraz mniej wierzymy.

Ostrożność zamiast gniewu

I nie chodzi o to, by bronić samorządowych włodarzy za wszelką cenę. W wielu przypadkach niezadowolenie mieszkańców jest uzasadnione – bo podwyżki bolą,
bo władza bywa arogancka, bo decyzje zapadają ponad głowami obywateli. Ale zanim podpiszemy się pod wnioskiem o referendum, warto zapytać: kto naprawdę zyska na tej destabilizacji? Czy będzie to moja dzielnica, moja rodzina, moje miasto – czy może partia, która jeszcze wczoraj była daleko, a dziś nagle interesuje się moim rachunkiem za śmieci?
Demokracja lokalna opiera się na zaufaniu. Referendum to jej najmocniejsza karta. Jeżeli pozwolimy, by zostało zawłaszczone, sami wyrzucimy tę kartę z ręki. A wtedy, gdy naprawdę będziemy jej potrzebować – w sytuacji kryzysu, skandalu, jawnej niegospodarności – okaże się, że już niczego nie da się zagrać.

To, co dziś wydaje się okazją do wyrażenia gniewu, jutro może okazać się początkiem jeszcze większych problemów. Dlatego ostrożność i świadomość są dziś cenniejsze niż szybkie emocje.
I tu właśnie pojawia się smutek. Bo historia polskiej polityki – tej wielkiej i tej lokalnej – uczy nas, że każde narzędzie dane obywatelom prędzej czy później bywa przechwycone przez partie. To, co miało być głosem mieszkańców, staje się instrumentem kalkulacji. To, co miało służyć wspólnocie, służy kilku liderom w zaciszu partyjnych gabinetów. Referendum – symbol siły obywateli – może zostać zniszczone nie przez obojętność ludzi, ale przez pazerność polityki.

A wtedy naprawdę zostaniemy bezbronni. Bo cóż nam pozostanie, jeśli każda forma protestu, każdy sposób kontroli władzy, każde narzędzie oddane obywatelom zostanie przez polityków wykorzystane, zużyte i zdewaluowane? Smutna prawda jest taka,
że wtedy gniew, choćby najbardziej słuszny, stanie się tylko paliwem dla cudzej gry.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here