„Jazda na gapę”, czyli o rozszerzeniu granic miasta

0
326
- reklama -

Jednym z ważniejszych tematów w ostatnim czasie jest plan rozszerzenia granic miasta i przyłączenia 6 sołectw z Gminy Słupsk: Krępa Słupska, Płaszewko, Bierkowo, Włynkówko i Strzelinko oraz obrębu ewidencyjnego sołectwa Siemianice z częścią sołectwa Swochowo – Niewierowo.

To już trzecia próba powiększenia obszaru miasta Słupska. W 2008 r podjęto pierwszą próbę przyłączenia do Słupska Bierkowa, Strzelina oraz Włynkowa. Wówczas Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odrzuciło pomysł włodarzy miasta.
Druga próba to 2015 r. Projekt został odrzucony przez radnych po protestach mieszkańców okolicznych gmin. Plan powrócił z końcem ubiegłego roku, a radni jak się okazuje w sprawie rozszerzenia granic są jednogłośni.

O powodach rozszerzenia granic Słupska rozmawiamy z wiceprezydentką Słupska Martą Makuch.

Dlaczego Słupsk potrzebuje tych zmian?

– Miasto, by móc się rozwijać potrzebuje tych dodatkowych terenów i ten proces prawdopodobnie jest nieunikniony. Takie ruchy miast obserwujemy w całej Polsce. W ostatnim czasie taką uchwałę podjął już Koszalin i Krosno. Za takim rozwiązaniem opowiedziały się również takie miasta jak i Opole, Rzeszów Białystok czy Zielona Góra.
Zmiany są związane z procesem suburbanizacji. Ostatnio znalazłam na to odpowiednie chyba określenie, czyli „uciec z miasta jak najbliżej”. Ludzie z jednej strony nie chcą mieszkać w centrum miasta, ale chcą być tak bardzo blisko granic, by nadal korzystać ze wszystkiego, co to miasto oferuje.
Ten proces trwa już kilkanaście lat. Powoduje to, że cały kompleks usług finansowany jest wyłącznie przez mieszkańców Słupska. Korzystają z tego przede wszystkim byli słupszczanie, którzy śpią i płacą podatek w gminie, ale cały cykl dzienny spędzają w mieście.
Kolejnym powodem naszej decyzji są kurczące się tereny inwestycyjne. Słupsk już ich tak naprawdę nie posiada, a te które są, należą do podmiotów prywatnych. Nie mamy też możliwości oferowania tym bogatszym mieszkańcom, a ich najczęściej tracimy, działek pod zabudowę domkową. Trudno dzisiaj znaleźć ofertę w mieście, która zadowoliłaby właśnie takich klientów. Szukają więc odpowiednich terenów kilka kilometrów za miastem i docelowo uciekają do ościennych gmin.
Chcę podkreślić, że Słupsk mając taką ilość mieszkańców jest powierzchniowo najmniejszym miastem w Polsce. Mamy tylko 43 km2 powierzchni. Żeby miasto mogło się więc rozwijać i mogło również być dla mieszkańców ofertą atrakcyjną, przejęcie tych sołectw to krok niezbędny.

O ile zwiększy się teren Słupska i ilu przybędzie mieszkańców po aneksji tych sołectw?

Teren Słupska według naszego planu powiększy się dwukrotnie. Te sześć sołectw, to teren powyżej 50 km2 To są zróżnicowane tereny, bo Siemianice mają charakter typowo miejski i raczej trudno będzie znaleźć typowo wiejskie tereny. Ta zabudowa niczym nie różni się od terenów miejskich. Zabiegamy więc też o Płaszewko, które mało zaludnione jest dużym obszarem potencjalnie inwestycyjnym. Jeśli chodzi o ilość mieszkańców, to przybędzie nam ok 7 tys. osób.

O jakich korzyściach dla mieszkańców tych sołectw dzisiaj możemy mówić ?

Co jest teraz największą bolączką ludzi, którzy wyprowadzili się do gminy Słupsk? Wjazd i wyjazd ze Słupska. Miasto jest w tych miejscach zawsze zakorkowane, a drogi którymi jeżdżą, są drogami miejskimi. Nikt inny nie może więc podjąć się remontu tych odcinków. Poszerzenie tych dróg, czy zbudowanie innych jest tylko w kompetencji prezydenta Słupska, a obecnie nie mamy żadnego interesu w tym, by podatki słupszczan przeznaczać na udogodnienia na rzecz mieszkańców ościennej gminy. Natomiast sytuacja się zmieni, jeśli te tereny będą leżały w granicy miasta. Takich inwestycji jest co najmniej kilka w tym regionie i będziemy te korzyści inwestycyjne przedstawiać mieszkańcom. Ważną korzyścią będą również różnice w opłatach usług realizowanych przez nasze spółki miejskie. Mówimy tu o wodzie, ściekach czy opłatach śmieciowych. Na pewno wzrośnie wartość posiadanych nieruchomości, bo już nie będą to tereny wiejskie. Będziemy się starali, by tym mieszkańcom sołectw niczego nie ubyło. To nieustanny emocjonalny argument, który wysuwany jest przez gminę. Chcę uspokoić tych mieszkańców. Dzieci w szkołach będą chodziły do tych samych szkół, a mieszkańcy będą mogli nadal korzystać z propozycji kulturalnych tych samych Domów Kultury. Będziemy pracować nad tym, by te korzyści utrzymać. W naszym interesie będzie również zwiększenie propozycji komunikacyjnej, tak by korzystając z atrakcji w mieście można było wrócić do domu choćby o 23:00. Póki co, ze strony włodarzy gmin argumenty przeciw są tylko bardzo emocjonalne i w sumie nawet je rozumiem, szczególnie te wysuwane ze strony administratora. Przyszedł jednak taki czas, by skrócić korzystanie z zasobów miejskich. Obecnie to trochę „jazda na gapę”, która jest legalna. PIT-y potencjalnych przyszłych mieszkańców będą wsparciem dla tych usług, z których obecnie korzystają za darmo.

Kolejnym argumentem jest tzw. fundusz sołecki. Obecnie przeznaczany jest np. na parking przy parafii czy dofinansowanie szkół. To jest zadaniem gmin, a nie obywateli. Zastępując to budżetem obywatelskim, którego kwota jest większa dajemy możliwość realizacji projektów typowo społecznych.

Jak przekonać tych mieszkańców do takiej zmiany? Przecież wielu z nich wyprowadziło się tam właśnie po to, by być mieszkańcem wsi.

To tak jak przekonać kogoś, kto posiada przywileje do tego, by się tymi przywilejami zechciał podzielić z osobami, które są dyskryminowane. To bardzo trudny mechanizm i on niestety wymaga wielu narzędzi zewnętrznych. Stąd to przyłączenie sołectw. Ale wiemy, że oprócz proponowanych korzyści to polemika z emocjami. To bagaż, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. To pewne przywiązanie, które jest bezpodstawne, bo jaka to różnica, że będą mieć inną nazwę miejscowości w adresie? Są i tacy na szczęście, którzy dostrzegają prestiż w tym, że będą mieszkańcami miasta, a nie wsi. My by przekonać do tej zmiany będziemy na pewno opierać się na faktach, propozycjach bardzo konkretnych i zachowaniu tych przywilejów, które obecnie mieszkańcy posiadają.

Jak wygląda cała procedura, ile trwa i kiedy można spodziewać się decyzji, która i tak w ostatecznym rozrachunku podjęta będzie przez rząd?

Obecnie rozpocznie się proces konsultacji, które odbywać się będą na trzech poziomach. My będziemy pytać mieszkańców Słupska, czy zgadzają się na przyłączenie tych sołectw. To samo będzie robiła gmina Słupsk. Tu już decyzja pani wójt czy odbywać się one będą w całej gminie, czy tylko w tych sołectwach o których mowa. Tu można by się zastanawiać, czy wypowiadać powinni się mieszkańcy terenów, które nie są wyznaczone w przyłączenie. To jednak decyzja, która pozostaje w kompetencji samorządu gminy. Trzeci poziom konsultacji to jest powiat. Podkreślę jednak, że wynik konsultacji nie jest wiążący. Ani miażdżąca przewaga mieszkańców Słupska, ani przewaga głosów w gminach nie jest tu znacząca. Daje to tylko pewien obraz sytuacji. Z doświadczenia wiem, że w większości przypadków nawet jeśli mieszkańcy gminy byli przeciwni takiej decyzji, to i tak dochodziło do powiększenia granic miasta. Tu bardziej brane są pod uwagę możliwości funkcjonowania miasta. Bo można sobie zadać pytanie: czy miasto jest w stanie funkcjonować bez gminy? Na pewno tak. A czy odwrotnie: gmina jest w stanie funkcjonować bez miasta i całej infrastruktury? Mam duże wątpliwości. Tu Rada Ministrów na pewno będzie rozpatrywać to szerzej, nie opierając się tylko na głosach mieszkańców. Po tych trzech miesiącach wniosek z wynikiem konsultacji trafia do opinii wojewody. W kolejnym etapie rozporządzenie wydaje Rada Ministrów. Decyzja powinna być wydana do końca lipca, by miasto mogło budżet przyszłoroczny planować w oparciu o rozszerzone granice, bądź w takiej formie jak dotychczas. Może być również tak, że decyzją rządu przyłączone zostaną tylko dwa sołectwa bądź jedno. Może również być to decyzja o przyłączeniu wszystkich sześciu. Jest to więc dla nas również wielka niewiadoma.

- reklama -

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here