O człowieku nadliczbowym i niepotrzebnym, czyli zamek- Franza Kafki

0
564

Teatr Lalki Tęcza rozpoczął wiosnę zupełnie nową propozycją skierowaną do dorosłego widza. „Zamek” Franza Kafki w reżyserii Michała Tramera zaskakuje formą i niebanalnym pomysłem.

To jeden z tych spektakli, które otwierają przed widzem nieograniczone pole interpretacji, dzięki ukrytym warstwom znaczeń. Mierzenie się jednak z tym dziełem to wielkie wyzwanie. Jak poradzili sobie z nim słupscy aktorzy?

Główny wątek powieści jest pozornie bardzo prosty: oto geometra K. przyjeżdża do bliżej nieznanej wioski. Musi dostać się do położonego niedaleko zamku, by otrzymać pozwolenie na zamieszkanie i pracę. Próbuje się tego dowiedzieć od mieszkańców i w tym momencie przekonuje się, że znalazł się w jakiejś absurdalnej sytuacji. Mieszkańcy wydają się zaskoczeni jego przyjazdem, chociaż wiedzieli, że przybędzie. Posady do objęcia nie ma, a przecież K. został zatrudniony. Dokument stwierdzający ten fakt jednocześnie mu zaprzecza. Pozwolenie z zamku jest konieczne, ale do zamku wejść nie można. Strzeże go tajemniczy osobnik o nazwisku Klamm i cała rzesza urzędników. Wszelkie próby dotarcia do zamku kończą się fiaskiem. Co więcej, Klamm uzmysławia bohaterowi, że K. nie jest ani z zamku, ani z wioski, jest po prostu Niczym. Po chwili dodaje, że jest jednak kimś. Przydzieleni z zamku Pomocnicy pełnią jakąś dziwną funkcję, czuwają nad K. w dzień i w nocy, nie spuszczając go z oka ani na chwilę.Fabuła, opisowość, psychologia postaci i wszystkie inne elementy tradycyjnej powieści zostały odrzucone. Wkraczamy w świat, w którym absurd staje się codziennością. Jest jak koszmarny, surrealistyczny sen. Wszelkie zasady prawdopodobieństwa przestają obowiązywać. Bohater próbuje bezskutecznie ów absurd zwalczyć, posługując się żelaznymi zasadami logiki. Chce być sumienny, wykonać to, co do niego należy, ale rzeczywistość wymyka się spod kontroli. Jego zmagania z niedostępnym zamkiem są z góry skazane na klęskę. Z im większą determinacją będzie próbował osiągnąć swój cel, tym dotkliwiej doświadczy grozy absurdu i poczucia osamotnienia. Z biegiem czasu utraci również wszystko to, co wcześniej wydawało mu się oczywiste: wolność, przestrzeń do życia, prywatność, miłość…

     Cały spektakl to tajemnica, to rodzaj paraboli, czyli historii, w której fabuła nie jest istotna sama przez się, ale jako ilustracja ogólnych prawideł kierujących światem, a przede wszystkim ludzkim losem. Właściwe rozumienie paraboli polega na tym, że trzeba porzucić rzeczywistość znaczeń dosłownych i przejść od tego, co namacalne, do sensu ukrytego i niejasnego. Parabola wymaga współpracy i wysiłku włożonego przez widza, który musi dokonać trudu zrozumienia i odczytania sensu tego przedstawienia.

     W słupskiej adaptacji powieści Kafki można doszukiwać się aluzji do współczesnej Polski. Ale bardziej zwraca uwagę intrygujący świat spektaklu. Skromna, ale wymowna i sugestywna scenografia jest świetnym tłem dla aktorskich popisów. Jednak w tym spektaklu to lalki robią największe wrażenie. To one są bohaterami tego przedstawienia. Opowiadają historię swojej wioski własnym wyglądem. Ziemista cera, szare stroje podkreślają jeszcze bardziej ich nie istnienie, nie decydowanie o swoim losie. Na wielkie brawa zasługują w tym miejscu właśnie autorzy tych lalek. Pracownia Teatru Lalki Tęcza nie po raz pierwszy pokazała wielki artyzm i kreatywność.

     Mimo wszystkich zalet spektakl momentami mocno się dłuży. Miałam wrażenie, że jakże rozbudowany tekst nieco ciąży głównemu bohaterowi. Ivo Bochat wcielający się w geometrę jakby się gubił, osłabiając budowane napięcie. Czasem widz musi dobrze się skupić, by nie znudzić się już w pierwszej połowie. Michał Tramer niewątpliwie postawił przed aktorami trudne zadanie i nie wszyscy zdołali je udźwignąć. Czasem chcąc przyśpieszyć akcję wchodzili sobie w niedokończoną jeszcze kwestię, co sprawiało, że tworzył się niezrozumiały chaos. Nie do końca przekonuje mnie również pomysł na pomocników geometry, którzy czasem wchodząc w widownię robią zamieszanie zakłócając, to co dzieje się na scenie. Na uznanie z pewnością zasługuje Izabela Nadobna-Polanek wcielająca się aż w cztery role (Oberżysta, Wójt, Pomocnik, Bürgel). Z rolami całkiem dobrze poradził sobie również Maciej Girełowski i Alicja Gierłowska. Brawa za aranżacje muzyczne należą się Tomaszowi Giczewskiemu.

     Spektakl polecam obejrzeć. Z pewnością nie będzie to czas stracony. Być może podobnie jak mnie zmobilizuje do rozważań o otaczającej nas rzeczywistości. To przede wszystkim refleksja nad  człowiekiem „nadliczbowym, niepotrzebnym, nikogo nieobchodzącym i przychodzącym nie wiadomo skąd.” Spektakl w obecnej sytuacji jest wyjątkowo aktualny.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here