Pies przewodnik wsparciem osoby niewidomej

0
413

Niewidomi, ociemniali i niedowidzący tak jak osoby z innymi niepełnosprawnościami starają się na wszelkie sposoby aktywnie uczestniczyć w codziennym życiu, a jedną z takich aktywności jest wyjście z domu i dotarcie np. do urzędu, na zakupy, spacer, na wystawę rzeźby, do kina, na wizytę w przychodni czy wyjazd na wczasy oraz turnus rehabilitacyjny. Są miejsca, do których niewidomi idą bezpiecznie bez pomocy osób trzecich, wykorzystując w tym celu białą laskę, lecz takich „bezpiecznych” szlaków jest niewiele. Do wielu innych miejsc docierają z pomocą np. kogoś bliskiego lub osobistego asystenta.

Priorytetem wszystkich wędrówek jest bezpieczeństwo osoby z dysfunkcją wzroku, a to zapewnia jej również pies przewodnik. Jednym z takich pracujących psów jest Promyk, którego ociemniałej mieszkance Chybia Małgorzacie Kapias przekazała Fundacja Vis Maior z Warszawy. Marzenie Małgorzaty spełniło się, a o tym, jaką drogę musiała pokonać i jak obecnie wygląda jej współpraca z Promykiem, na moją prośbę postanowiła opowiedzieć czytelnikom naszego czasopisma.

Iwona Włodarczyk: Co spowodowało, że rozpoczęłaś starania ukierunkowane na otrzymanie psa przewodnika?

Małgorzata Kapias: Niezależność. Bardzo chciałam sama pójść do kościoła czy fryzjera, ale bałam się ruchliwej drogi bez pobocza, a jeszcze bardziej przejazdu kolejowego w centrum, gdzie łatwo zwichnąć nogę. Nigdy go nie przekroczyłam bez osoby towarzyszącej. Marzyłam o psie, odkąd zaczęłam tracić wzrok, ale miałam owczarka szkockiego collie, więc to pragnienie było stłumione, bo dwa duże psy w domu są trochę problematyczne. Kiedy jednak Nicola z wiekiem zaczęła upadać na zdrowiu, coraz częściej o tym myślałam.

Jakie warunki musiałaś spełnić, aby doszło do wymarzonego finału?

Mam taką zasadę, że co roku robię sobie postanowienie noworoczne i kiedy zaczęło do nas docierać, że Nicola niedługo odejdzie, postanowiłam w 2021 r. poczynić starania o psa. Pomyślałam sobie – co ma być, to będzie, i w styczniu złożyłam wniosek. Zostałam zaproszona do fundacji na rekrutację, gdzie była rozmowa z psychologiem, trenerem psów i mały egzamin z orientacji przestrzennej. Niestety poległam na dużym nieudźwiękowionym skrzyżowaniu z prawoskrętem. Musiałam doszkolić się w chodzeniu z laską i tutaj ukłon w stronę Wiesi Kopoczek, która migiem załatwiła mi taki kurs i Justyny Płaszczyńskiej, która cierpliwie ze mną chodziła różnymi drogami i trenowała ów nieszczęsny przejazd. Bardzo Wam dziękuję, bo macie dużą zasługę w tym, że mam Promyka. Drugi wyjazd do Warszawy zakończył się sukcesem i zostałam zakwalifikowana.
W marcu tego roku byłam na szkoleniu teoretycznym, gdzie połączona grupa z Fundacją Pies Przewodnik została zapoznana z wszystkimi wadami i zaletami posiadania takiego psa, bo to nie tylko wygodne oraz szybkie dotarcie do celu, ale również obowiązki. Porównałabym to do sytuacji z dzieckiem, którym trzeba się opiekować, pielęgnować, dbać o jego zdrowie i dobrą formę.
W maju odebrałam telefon z fundacji, że jest dla mnie pies i zaproszenie na dopasowanie. Byłam tak zaskoczona, iż z wrażenia nawet nie spytałam o jego imię czy maść. Dopiero 23 maja dowiedziałam się, że jest to biszkoptowy labrador o imieniu Promyk. Mam wrażenie, że od pierwszej chwili przypadliśmy sobie do gustu i dopasowaliśmy się pod każdym względem. Od razu został ustalony termin praktycznego szkolenia na 6 czerwca, kiedy to rozpoczęła się nasza współpraca. Od pierwszego dnia Promyk mieszkał ze mną w hotelu, razem chodziliśmy na posiłki, sama go wyprowadzałam i żywiłam. Na zajęciach uczyliśmy się razem chodzić, komend, posłuszeństwa i jazdy komunikacją miejską. Po przekazaniu 20 czerwca Promyk trafił do mojego domu, gdzie jest nie tylko promykiem w moim życiu, ale radością całej rodziny.

Jak długo czekałaś na pierwsze spotkanie z Promykiem?

Od złożenia wniosku w styczniu 2021 r. do momentu dopasowania w maju tego roku upłynęło 17 miesięcy, a byłam przygotowana na czekanie około dwóch lat.

Pies szkolony był w Warszawie. Jak odnalazł się poza granicami wielkiego miasta, gdzie musi poprowadzić cię nawet tam, gdzie nie ma chodnika?

Początkowo faktycznie był to problem, ponieważ wąskie uliczki i drogi bez poboczy traktował jak chodnik. Jest takie powiedzenie – trening czyni mistrza – i rzeczywiście nic go już nie zaskoczy. Przejazd okazał się najmniejszym problemem i teraz centrum Chybia stoi dla mnie otworem. Sporo pracy włożyła w to moja asystentka, pani Beata Uchyła, która codziennie chodziła z nami i korygowała Promyka, gdy wychodził na środek jezdni. Cierpliwie nawzajem uczyliśmy się, ale było warto. Beatko, dziękuję.

Czy mogłabyś opisać, jak przechodnie reagują na wasz duet?

Nie spotkałam się z negatywnymi reakcjami. Raczej ludzie dobrze reagują na ładnego, grzecznego psa. Nieraz słyszę, jak mama wyjaśnia dziecku, dlaczego ten pies ma szorki i co jest na nich napisane. Kłopotliwe są dla nas wolno biegające psy, ale i tutaj widzę zmianę na lepsze, a chodzimy dopiero miesiąc, bo tydzień byliśmy na pierwszych wspólnych wakacjach.

Promyk jest psem pracującym, jakie więc są twoje dodatkowe obowiązki poza tymi podstawowymi, które wobec niego nałożyła na ciebie fundacja?

Nie wydaje mi się, by fundacja coś dodatkowego na mnie nałożyła. Obowiązki są takie same jak w przypadku każdego innego zwierzęcia, które bierzemy pod swój dach. Nic z opieki nad psem nie jest dla mnie nowością, ponieważ miałam już dwa psy, a ostatni żył 13 lat i właśnie mija rok, gdy odeszła Nicola, a w moim domu znowu zagościło szczęście.

Jakie są twoje wrażenia ze wspólnych wędrówek?

Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć. Chodzenia z psem w żaden sposób nie można porównać do poruszania się z laską. Pies nie potrzebuje krawężnika czy punktu orientacyjnego, jak w przypadku laski. On zwyczajnie idzie do celu, nawet przez parking między samochodami. Bezbłędnie omija przeszkody i przechodniów, którzy wielokrotnie stają na drodze, wpatrzeni w to mądre cudo. Podczas pobytu na Mazurach potrafił prowadzić mnie z domku do domku czy nad jezioro, a zaznaczam, że nie było tam nawet wydeptanych ścieżek, tylko drzewa i trawa. Jemu to jednak nie przeszkadzało.
Dużo by można opowiadać, ale najlepiej to przeżyć, dlatego gorąco polecam wszystkim niewidomym, ociemniałym i tracącym wzrok. Starając się o psa, trzeba przejść różne etapy i trochę poczekać, ale naprawdę warto.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here