Trzydzieści premier, festiwal, edukacja i nowa jakość dialogu z widzem.
Gdy w 2015 roku obejmował stery Tęczy, postawił na różnorodność, nowoczesną dramaturgię i otwarcie na współczesność. Dziś, po dziesięciu latach, bilans tej dyrektorskiej dekady to nie tylko trzydzieści premier, w tym spektakle dla młodzieży i dorosłych, ale także autorski Festiwal Plastyki Teatrów Lalki i Formy, który na stałe wpisał się w mapę polskiego lalkarstwa. Tęcza stała się miejscem dialogu z widzem – nie tylko na scenie, lecz także w ramach Pracowni Edukacji Teatralnej, która zmieniła sposób kontaktu z młodą publicznością i nauczycielami. Pod jego kierunkiem Teatr odważnie odpowiadał na wyzwania współczesności – od cyfrowych projektów w czasie pandemii po rebranding i doposażenie sceny, które wyniosły Tęczę na nowy poziom artystyczny i techniczny. W rozmowie podsumowującej lata 2015–2025 dyrektor opowiada o tym, jak ewoluowała Tęcza, jakie lekcje przyniosły mu kryzysy ostatnich lat i dlaczego teraz najważniejsza jest zmiana perspektywy oraz świeży głos w kierowaniu teatrem.
Swoją przygodę z Teatrem Tęcza zacząłeś 1 września 2015 r., kończysz po dwóch kadencjach – pełnych dziesięciu latach. Gdy dziś zamykasz gabinet, co widzisz jako największą różnicę między Teatrem Lalki Tęcza, który obejmowałeś,
a tym, który zostawiasz – w zespole, repertuarze, publiczności i modelu zarządzania?
Czy jest w tym jakaś symboliczna chwila, która uświadomiła Ci, że Tęcza jest już „innym” teatrem niż w 2015 roku?
Największa różnica jest niewątpliwie w repertuarze, w którym pojawiła się współczesna dramaturgia dla dzieci i młodzieży, często poruszająca aktualne tematy. W ogóle zwiększyła się liczba premier – łącznie, w ciągu ostatnich dziesięciu lat było ich trzydzieści. Pojawiły się sztuki dla starszych dzieci i młodzieży, a nawet widzów dorosłych. Rozwinęła się też edukacja teatralna – w Tęczy działa Pracownia Edukacji Teatralnej, etatowa pedagożka prowadzi po spektaklach rozmowy z widzami i opracowuje konspekty lekcji dopasowane do konkretnych tytułów – według mnie to bardzo ważny aspekt działalności teatru skierowanego do młodego widza. Tęcza pojawiła się też na ogólnopolskich festiwalach
i sama stworzyła festiwal, który stał się niezwykle ważny dla polskiego środowiska lalkarskiego.
Jeśli chodzi o zarządzanie, to nie uważam, że doszło do jakiejś wielkiej rewolucji, choć pewne zmiany były – udało mi się stopniowo zmniejszyć o połowę liczbę stanowisk kierowniczych. Starałem się też wsłuchiwać w głosy zespołu. Nie zawsze udawało mi się sprostać tym oczekiwaniom, ale parę oddolnych inicjatyw zostało zrealizowanych, jak „Dziób w dziób”, „Niesamowite przygody niesamowitych skarpetek”, „Instynkt – Zwierzokultura”, „Jajco” i kilka innych.
Udało się też doposażyć teatr, zwłaszcza jeśli chodzi o sprzęt oświetleniowy
i nagłośnieniowy… projektory, dymiarki itp. Dogoniliśmy ogólnopolskie standardy. To nie są rzeczy dostrzegalne na pierwszy rzut oka, ale bardzo istotne dla pracy teatru – wizualnej jakości spektakli i komfortu pracowników.
Poza tym, mnóstwo drobiazgów – małych lecz istotnych, jak możliwość płacenia kartą, internetowa rezerwacja biletów, rebranding, remont teatru i pokoi gościnnych…
W niedawnym podsumowaniu powiedziałeś, że „zmiany są potrzebne, bez nich nie ma rozwoju”. Jakie mechanizmy „zmiany” udało Ci się wbudować w instytucję – tak, by następca nie zaczynał od zera, lecz od ruchu?
Jak patrzysz na zmiany w kulturze Słupska w tym samym okresie – czy teatr pod Twoim kierunkiem wyprzedzał pewne trendy, czy musiał je gonić?
Najważniejszą rzeczą jest chyba objęcie Tęczy współprowadzeniem przez Ministerstwo.
To, oczywiście, nie tylko moja zasługa, bo choć pomysł wyszedł ode mnie, to wszelkie negocjacje musiały prowadzić władze miasta, a nie był to czas łatwy. Pomagałem na ile mogłem, przygotowując wniosek i szukając poparcia różnych instytucji, ale zawsze będę podkreślał zasługi Urzędu w tej kwestii. Zresztą wiem już, że od przyszłego roku dotacja ma zostać mocno zwiększona, co też pomoże mojemu następcy na starcie.
Uważam, że kultura w Słupsku stoi na bardzo wysokim poziomie, a mam porównanie, bo zanim tu trafiłem powłóczyłem się trochę po innych miejscach. Odbywa się tu wiele imprez, w tym sporo naprawdę wartościowych. Myślę, że gdyby policzyć liczbę wydarzeń kulturalnych na jednego mieszkańca, to Słupsk znalazłby się w czołówce kraju. To zasługa wspaniałych ludzi związanych z kulturą, dobrze przygotowanych, bo ta tradycja ciągnie się od dziesiątek lat. Czasami wręcz słyszałem, że Słupsk ma za dużo instytucji kultury.
Dla mnie to absurd, bo czy można być zbyt kulturalnym? To właśnie kultura stworzyła charakter tego miasta – stoi za wszystkim co w Słupsku dobre. Dlatego będę apelował do obecnych i przyszłych władz, aby o tę kulturę dbać i ja hołubić jak lokalne dobro naturalne.
Pandemia wymusiła przeniesienie aktywności do sieci. Czego nauczyła Ciebie
(i zespół) ta cyfrowa próba? Czy dziś teatr nadal wykorzystuje tamte narzędzia?
To był bardzo trudny czas, który postawił przed nami zupełnie nowe wyzwania,
ale poradziliśmy sobie z nimi naprawdę nieźle. Powstało mnóstwo ciekawych projektów, jak cykle filmów w ramach projektów: „Kluki z bliska” i „Szalona kuchnia Niedźwiedzia i Maszy”, a także „Śnieżka – komiks, musical” i sporo innych. To też mocno podbudowało markę naszego Teatru, bo gdy cała polska kultura przeniosła się do sieci, Tęcza zaistniała w niej całkiem nieźle. To wielka zasługa całego zespołu, wszyscy… no dobrze, zdecydowana większość pracowników włączyła się w te prace z ogromnym zaangażowaniem. Wiele z tych narzędzi poszło w odstawkę, kiedy wróciliśmy do normalnej, teatralnej pracy, ale myślę, że w nas – członkach zespołu zostało coś bezcennego: poczucie, że wiele potrafimy, a jeśli nie potrafimy, to się nauczymy.

Festiwal Plastyki Teatrów Lalki i Formy – od pomysłu po III edycję w 2025 roku. Jaką lukę w polskim lalkarstwie miał wypełnić ten projekt? Co zostaje w dorobku Teatru jako najcenniejsza spuścizna tego festiwalu?
Jakie było najtrudniejsze wyzwanie organizacyjne tego przedsięwzięcia?
Faktycznie, formuła festiwalu trafiła w niszę. Musiałbym się cofnąć do narodzin samego pomysłu: zastanawiałem się kiedyś, co właściwie odróżnia współczesny teatr formy, coraz rzadziej sięgający po klasyczne techniki lalkarskie, od innych dziedzin teatru. Bo przecież różnica jest, wyczuwalna, intuicyjna, ale jednak. Coś w końcu sprawia, że nikt nie ma wątpliwości, iż „Szwejk” jest spektaklem formy, choć niewiele było w nim lalek. Próbowałem to sobie zdefiniować dla własnego porządku, aż doszedłem do wniosku, że jest to plastyka. Nie tylko ta dosłowna – scenografia, lalki, kostiumy, ale też plastyka ruchu… ekspresji… pewien rodzaj gry. A kiedy już to sobie ułożyłem, to pomyślałem, że warto pójść za ciosem
i tak zrodził się pomysł na nasz festiwal. Zainteresowanie środowiska potwierdziło, że był to pomysł trafiony.
Najtrudniejszym wyzwaniem są warunki techniczne – budynek Tęczy nie spełnia już standardów dzisiejszego teatru formy. Nie zmieni tego żadne dostawianie podestów, usprawnienie czy doposażanie. Ta scena sprawdza się jeszcze przy klasycznych „parawanówkach”, ale brak kulis
i możliwości wjechania na scenę z dużym elementem scenograficznym sprawił,
że musieliśmy rezygnować ze sprowadzenia kilku ciekawych przedstawień. Szczęśliwie mogliśmy skorzystać z gościnności naszych przyjaciół z Ronda i Nowego Teatru. A reszta? Cóż, jest to duży wysiłek dla tak małego zespołu, ale, jak widać, nie jest niewykonalny.
W grudniu 2024 roku powiedziałeś w rozmowie w Radiu Gdańsk, że „to nie był łatwy rok”.
Co dokładnie było najtrudniejsze? Finanse, organizacja, problemy z brakiem kadry? Bo wtedy faktycznie repertuar był okrojony.
Mieliśmy wyjątkowego pecha – kilka osób z zespołu aktorskiego, a także techniki wylądowało na zwolnieniach lekarskich. To wywołało efekt domina – przesunięcie planów, odwoływanie spektakli, zmiana tytułów, to z kolei wpływa negatywnie na relacje
z widownią, zmniejszenie frekwencji i, co za tym idzie, przychodów z biletów. Na dodatek inflacja, za którą nie nadążył wzrost dotacji. Podam dla przykładu, kiedy obejmowałem stanowisko w 2015 roku, Tęcza miała dotację około 1.300.000 rocznie; pod koniec 2024, łączna dotacja z miasta i ministerstwa wynosiła 2.600.000. Niby dwa razy więcej, ale najniższa krajowa w 2015 wynosiła 1600 złotych brutto, a dzisiaj 4 666. Za tym idzie wzrost wszelkich możliwych opłat i usług. W efekcie musieliśmy wnioskować do ministerstwa i miasta o zwiększenie dotacji podmiotowej. Na szczęście nasza prośba została pozytywnie rozpatrzona w obu przypadkach. Oczywiście, w planach finansowych na przyszły rok, które składałem do MKiDN wnioskowałem o zwiększenie dotacji. Teraz wiem, że miasto wynegocjowało jej zwiększenie, co bardzo mnie cieszy. Mam nadzieję, że inflacja nie będzie już tak szaleć jak w ostatnich latach i ta powiększona dotacja wystarczy Teatrowi na dłużej.
246 premier w historii teatru, w tym mnóstwo w ciągu Twojej kadencji. Gdybyś miał ułożyć osobisty kanon Tęczy 2015-2025 – jakie tytuły trafiłyby na podium?
Chyba nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. W swojej koncepcji konkursowej założyłem, że repertuar Tęczy powinien być możliwie najbardziej zróżnicowany, zarówno pod względem grupy wiekowej odbiorców, tematyki, jak i formy. Dlatego trudno mi dzisiaj porównywać te spektakle. Bo jak porównać klasyczną komedię dell’arte – „Osobliwe zdarzenie” ze „Szwejkiem” gdzie reżyserka dokonała ciekawej reinterpretacji kanonu literatury, choć oba przedstawienia uważam za świetne. Jak porównać „NIEbo i dłoNIE”
z „Terrą Incognita”, czy „Niedźwiedziem i Maszą”? Cóż, zdarzały się spektakle, które dość szybko „zeszły z afisza” i nie jest mi ich żal, jednak mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że jestem zadowolony z większości spektakli, które powstały w Tęczy za moich dwóch kadencji. Żal mi bardzo „Mistrza i Małgorzaty”, bo ten spektakl miał wyjątkowego pecha. Niedługo po premierze wybuchła pandemia, a kiedy zacząłem myśleć o jego wznowieniu wybuchła wojna w Ukrainie i nie było możliwe sprowadzenie, w celu wznowienia, rosyjskich realizatorów.
Konkurs wyłonił następcę – Łukasza Molskiego. Jakie trzy rzeczy doradziłbyś mu zachować bez zmian, a które wymagają natychmiastowego przewartościowania?
Gdybym zaczął mu doradzać, zaprzeczyłbym samemu sobie i swoim słowom, że zmiany
w instytucji kultury są konieczne – są warunkiem rozwoju. Zmiana na stanowisku dyrektora jest po to, żeby przyszedł człowiek o innym spojrzeniu. Jeśli zacznę doradzać, to będę to mówił ze swojej perspektywy, a przecież właśnie o zmianę perspektywy tu chodzi. Oczywiście zadeklarowałem Łukaszowi swoją pomoc i jeśli będzie jej chciał, to słowa dotrzymam, ale nie mogę mu sugerować kierunków rozwoju zgodnych z moją wizją. Oczywiście, widzę pewne swoje błędy i rzeczy, które się nie sprawdziły i chętnie bym je teraz zmienił, ale te zmiany muszą być zgodne z programem nowego dyrektora, nie moim.
W minionej dekadzie wprowadziłeś m.in. spektakle dla dorosłych, Pracownię Edukacji Teatralnej, nowe programy. Który z tych „eksperymentów” uważasz
za najważniejszy dla przyszłości teatru?
Trochę już na to odpowiedziałem w pierwszym pytaniu. Jestem bardzo zadowolony
z działalności Pracowni Edukacji Teatralnej, która działa trochę jak „marka w marce” – stała się w pewnym sensie, samodzielnym projektem zespołu.
Cieszę się także z Festiwalu Plastyki Teatrów Lalki i Formy, bo jest to świetna okazja żeby słupskiej widowni pokazać najlepsze rzeczy dziejące się w polskich, i nie tylko polskich, teatrach, ale także daje możliwość zaprezentowania naszych osiągnięć przedstawicielom środowiska teatralnego. To znacząco podnosi prestiż naszego Teatru.
Zanim trafiłeś do Słupska, byłeś związany z teatrami alternatywnymi i offowymi. Co z tamtych doświadczeń pomogło Ci w prowadzeniu Tęczy – a co musiałeś porzucić?
Na pewno off nauczył mnie elastyczności, ciągłego poszukiwania środków finansowych
i radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach. Myślę, że to doświadczenie szczególnie przydało mi się w czasie pandemii. W teatrze offowym grałem, reżyserowałem, pisałem scenariusze, tworzyłem lalki i elementy scenografii a potem je montowałem. Sprawia to,
że czasem łatwiej jest zrozumieć człowieka – „wejść w jego buty”. Nie jest dla mnie wstydem chwycić za miotłę, czy pomóc technicznym w noszeniu dekoracji, co z kolei przydało się przy objeździe w ramach „Teatr Polska”.
Jednak pewne różnice były dla mnie trudne do przeskoczenia. Teatr niezależny cechuje pewien rodzaj poczucia wspólnoty – większej partycypacyjności. Tworzą go zwykle ludzie
z wyboru, często z bagażem doświadczeń z innych teatrów. Są bardziej elastyczni, co sprzyja tzw. turkusowej organizacji pracy, która jest bardzo efektywna. W instytucji to właściwie niewykonalne, choć na pewnych płaszczyznach się sprawdziło – znowu przytoczę przykład Pracowni Edukacji. Jednak do teatru instytucjonalnego przychodzą też ludzie, którzy chcą tylko wykonać swoją pracę, a niekoniecznie podporządkować teatrowi całe swoje życie i to też należy uszanować. Wciąż dostaję drgawek kiedy słyszę „czemu ja mam to robić”, albo „to nie moje zadanie”, choć staram się te głosy zrozumieć.
Czego nie zdążyłeś zrobić, a co chciałbyś jeszcze domknąć w przyszłości? Gdybyś miał napisać dzisiaj list do samego siebie: 3 zobowiązania wobec widzów,
3 wobec zespołu i 3 wobec siebie samego?
Chyba znowu muszę się wymigać od odpowiedzi, bo będzie to brzmiało jak sugestia
w stronę mojego następcy. Odpowiem częściowo. Żałuję, że nie zdołałem stworzyć muzeum lalek. Wiem, że miałoby wzięcie, ale moje ambicje mnie przerosły i zwyczajnie brakło mi energii, zwłaszcza kiedy pojawiły się u mnie pewne problemy zdrowotne. Poza tym uświadomiłem sobie, że to wyłącznie moja „zajawka” i chyba nie mam prawa obarczać nią pozostałych pracowników.
Starałbym się też wywalczyć dla Tęczy nową siedzibę. Ten Teatr na nią zasłużył, i zasłużyli na nią jego widzowie. Niestety, w tej kwestii sam dyrektor niewiele może zdziałać.
A wobec siebie? Odpocząć. Dać sobie spokój z zarządzaniem ludźmi, przynajmniej na jakiś czas. Podreperować zdrowie.