Pomysł był prosty i – przynajmniej w teorii – doskonale wpisujący się w miejskie ambicje. Zimą Stary Rynek w Słupsku miał stać się miejscem spotkań, ślizgawki
i świątecznego nastroju. Lodowisko, zapowiadane jako jedna z głównych atrakcji mikołajkowego weekendu, było intensywnie promowane przez miasto i starannie wpisane w oficjalny kalendarz wydarzeń. 5 grudnia miało symbolicznie otworzyć sezon zimowy w centrum miasta.
Otwarcia jednak nie było. Był za to demontaż – szybki, sprawny i wyjątkowo wymowny.
Oświadczenie szybsze niż refleksja
4 grudnia Miasto Słupsk wydało oświadczenie o rozwiązaniu umowy z firmą odpowiedzialną za przygotowanie i montaż lodowiska. Ton komunikatu był zdecydowany,
a odpowiedzialność jasno wskazana.
„Miasto Słupsk informuje, że podjęto decyzję o rozwiązaniu umowy z firmą odpowiedzialną za przygotowanie i rozłożenie lodowiska na Starym Rynku. Powodem zakończenia współpracy jest niewywiązanie się wykonawcy z istotnych zapisów umowy, w szczególności dotyczących terminowej realizacji oraz zapewnienia wymaganych standardów wykonania zadania.”
Dalej miasto tłumaczyło, że:
„okazało się, że niemożliwe jest bezpieczne zamontowanie elementów lodowiska
na zaakceptowanym przez Firmę terenie”
i zapewniało, że:
„Miasto Słupsk nie poniesie żadnych kosztów związanych z umową, która nie została zrealizowana z przyczyn niezależnych od samorządu”.
Narracja była gotowa: wykonawca zawiódł, miasto zareagowało odpowiedzialnie, bezpieczeństwo mieszkańców jest priorytetem. Tyle że ta opowieść, choć zgrabna,
nie wytrzymuje konfrontacji z dokumentami.
Paragraf, który zmienia perspektywę
W zawartej 18 listopada br. umowie strony ustaliły wynagrodzenie w wysokości
40 000 zł netto, do którego doliczono koszty dostawy, montażu i demontażu lodowiska oraz odbioru po zakończeniu umowy w wysokości 5 630 zł netto. Łącznie dawało to 45 630 zł netto, czyli 56 124,90 zł brutto. Co istotne, dokument przewidywał płatność w dwóch transzach: 25 630 zł netto (31 524,90 zł brutto) do 23 grudnia 2025 r. oraz 20 000 zł netto (24 600 zł brutto) do 10 lutego 2026 r. – na konto wykonawcy, na podstawie prawidłowo wystawionej faktury VAT.
I to właśnie w tej samej umowie znalazł się zapis, którego w miejskim oświadczeniu nie usłyszeliśmy ani razu, choć okazał się rozstrzygający dla całej historii.
W § 2 czytamy:
„Warunkiem prawidłowego położenia tafli lodowiska oraz osadzenia band jest przygotowane przez Zamawiającego twarde, równe podłoże o wymiarach
12,20 m szerokości i 18,30 m długości.”
Zamawiającym jest Miasto Słupsk.
Nie wykonawca.
Nie „obie strony”.
Nie „po uzgodnieniach”.
To Ratusz – co wynika wprost z umowy podpisanej przez wiceprezydentkę Beatę Chrzanowską – zobowiązał się do przygotowania twardej, równej nawierzchni, bez której nie było możliwe bezpieczne ułożenie tafli lodowiska. I to właśnie ten zapis, a nie terminy realizacji czy ogólnikowo przywoływane „standardy wykonania”, okazuje się kluczowy dla całej sprawy.
„Nie dostaliśmy zgody na wyrównanie terenu”
W odpowiedzi na oświadczenie miasta właściciel firmy, Adam Litawa, wskazuje jednoznacznie na niewywiązanie się Samorządu z umowy.
„Zgodnie z umową Miasto Słupsk było odpowiedzialne za przygotowanie podłoża pod położenie lodowiska. Na terenie, który miasto wskazało, nie można było dokonać montażu lodowiska bez wcześniejszej poprawy powierzchni.”
Jak relacjonuje, podczas wcześniejszych oględzin miasto zapewniało, że: „nierówności będą przez nich poprawione, pod naszym nadzorem”.
Do tego jednak nie doszło. Co więcej – po transporcie lodowiska, za który firma poniosła koszt, okazało się, że nawierzchnia wciąż nie spełnia wymogów, a wykonawca: „nie dostał pozwolenia na ich wyrównanie”.
W przestrzeni publicznej, jaką jest Stary Rynek, wykonawca nie może ingerować
w nawierzchnię bez zgody właściciela terenu. Bez decyzji miasta montaż stał się niemożliwy.
„Z powyższych powodów położenie lodowiska okazało się niemożliwe, pomimo że z naszej strony wywiązaliśmy się z warunków umowy i ponieśliśmy wysokie koszty całej operacji” – podkreśla właściciel firmy.
Upór miejsca, brak planu
Od początku było jasne, że lodowisko ma stanąć właśnie na Starym Rynku. To nie była jedna z rozważanych lokalizacji – to była lokalizacja jedyna. Rynek miał być ożywiany,
więc lodowisko musiało się tam pojawić. Nawet jeśli przestrzeń ta – ze swoją nawierzchnią, ograniczeniami i charakterem – nie była do tego najlepiej przygotowana.
Alternatywy w publicznej narracji właściwie nie istniały. Gdy okazało się, że warunek zapisany w umowie nie został spełniony, zabrakło planu B. Zamiast refleksji pojawiło się szybkie oświadczenie.
Kto naprawdę nie dotrzymał umowy
Miasto zarzuciło wykonawcy brak terminowości. Tyle że termin realizacji był dotrzymany ale zapewnienie bezpiecznej jazdy było uzależnione od spełnienia warunku wstępnego: przygotowania równego podłoża przez zamawiającego. Jeśli ten warunek nie został spełniony, wykonawca nie miał możliwości prawidłowej realizacji usługi.
W języku prawnym to sytuacja określana jasno: brak współdziałania zamawiającego.
W języku oświadczeń – temat pominięty.
Nowe lodowisko, stary problem
Dziś lodowisko na Starym Rynku działa. Obsługuje je już inna firma, za – podobno – wyższą kwotę. Tym razem obyło się bez demontażu i kryzysowych komunikatów. Konstrukcja stoi, łyżwy można wypożyczyć, sezon zimowy – przynajmniej formalnie – trwa.
Czy to oznacza sukces?
Odpowiedź każdy może wyrobić sobie sam.
Wystarczy przejść przez rynek albo spróbować poślizgać się na tafli, by zauważyć rozjeżdżające się panele i dość umowny charakter tej atrakcji. To raczej lodowisko
„do przejścia” niż do jazdy. Tłumów nie ma. Entuzjazm mieszkańców – umiarkowany.

Zima na skróty
Już dziś, 18 grudnia, rusza jarmark bożonarodzeniowy – również na Starym Rynku. Pozostaje mieć nadzieję, że okaże się on bardziej atrakcyjny niż dotychczasowa oferta zimowa miasta. Bo na razie bilans jest skromny: mikroskopijna ślizgawka, kilka dekoracji i sporo deklaracji.
Symbolem tegorocznego sezonu zimowego w Słupsku nie stało się jednak lodowisko, lecz Mikołaj na Starym Rynku. Niby obecny, ale tylko pozornie – bo w rzeczywistości była
to figurka Indianki przebranej za świętego z Laponii. Trudno o trafniejszą metaforę tej zimy: dużo zapowiedzi, mało treści i atrakcje, które bardziej udają, niż działają.
Historia lodowiska w Słupsku nie jest więc opowieścią o złej firmie, ani o pechowym zbiegu okoliczności. To opowieść o jednym paragrafie, którego zabrakło w miejskim oświadczeniu,
i o tym, jak łatwo odpowiedzialność można zamienić w narrację – nawet jeśli fakty pokazują coś zupełnie innego.






























