Kto zjada ostatki…?

0
270
"Ostatki" na Starym Mieście w Warszawie 1932 r." Narodowe Archiwum Cyfrowe

Zapusty to wyjątkowy okres w roku obrzędowym. Jest on wypełniony śmiechem, zabawą i obżarstwem, które jak wiemy w kulturze ludowej występowało wyjątkowo rzadko. Zapusty żywo obchodzono od Tłustego Czwartku do Środy Popielcowej, zarówno pod strzechami wiejskich chałup, jak i w szlacheckich dworkach, tam jednak miał on raczej formę klasycznego karnawału. Ludowe uciechy kryją w sobie jednak więcej tajemnic niż można by przypuszczać…

Jeśli chodzi o sam karnawał, historycy doszukują się jego genezy w rzymskich świętach
ku czci Bachusa, boga wina. Barwne korowody „satyrów” i bachantek przechodziły ulicami, towarzysząc carrus navalis – łodzi na kołach, z wielbionym bogiem na pokładzie.
W przedwojennej pracy o zapustach Marii Ojerzyńskiej znajdujemy jednak wyjaśnienie prostsze. Prawdopodobnie jest to zlepek dwóch łacińskich słów – „carne vale” czyli „żegnaj mięso”, ponieważ przed postem należało nacieszyć się mięsem i pożegnać się z nim na długo. Cały zwyczaj Ojerzyńska łączy jednak nie ze starożytnymi obchodami, ale
z rodzimymi, pogańskimi zwyczajami, które w tym czasie polegały na ubłaganiu bogów, by zima odeszła, a wiosna w końcu przybyła. Jest to teoria, z którą nie każdy badacz chętnie się zgodzi, udokumentowane są natomiast informacje, że podczas zapustów nie urządzało się jedynie hulaszczych zabaw przy zniesieniu wszelkich zakazów dotyczących jedzenia, ale wykonywano też wiele obrządków magicznych mających przynieść pomyślność, obfitość
w nowym roku. Gdzieniegdzie pojawiały również obrządki zaduszne – związane ze zmarłymi, ale nie doczekały się one kontynuowania we współczesności. W większości regionów, w tym pomorskim, na wiejskich drogach pojawiały się maszkary – osoby poprzebierane za najróżniejsze postacie m.in. za niedźwiedzia, turonia, konie, kozę, bociana, babę, dziada, starców. Chodzono od chałupy do chałupy, strasząc dzieci, psocąc, ale również składając życzenia, które wówczas miały szczególnie ważne znaczenie. Gospodynie chętnie przyjmowały przebierańców, a za ich „usługi”, obdarowywały uczestników obrzędu najczęściej jadłem. Niekiedy zebrane dary składano na wspólnej zabawie wtorkowej, przed Środą Popielcową. Wszędzie spożywano bardzo tłuste potrawy, zwłaszcza w ostatnich dniach zapustów. Nawet najbiedniejsi starali się zabić choćby kurę, aby zjeść obficie „mięśnie”. Kobiety piekły tłuste ciasta i placki, aby każdy najadał się do syta. Na Kaszubach popularne były plińce (placki z surowych ziemniaków,smażone na tłuszczu) i pączki (często w wydaniu na słono). Tradycyjnym przysmakiem były purcle – niewielkie okrągłe pączki o brązowej skórce, z mąki, drożdży, jaj, cukru, mleka, masła, spirytusu i powideł, a następnie smażone są na rozgrzanym tłuszczu (obecnie wpisane na listę produktów tradycyjnych). Na południu Kaszub, panie domu z resztek ciasta zapustnych pączków, piekły we wtorek przed Popielcem, pieczywo zwane popielnikiem.

W przedwojennym powiecie morskim, zapusty miały magiczny wymiar, zwłaszcza dla rybaków. Uczestniczyli oni w kościelnych nabożeństwach, a w poniedziałek członkowie maszoperii (zespołu rybaków prowadzących wspólnie połowy) zbierali się
u szypra, zestawiali niewody (wielometrowe sieci, głównie do połowów pod lodem) na połów łososi, na którym później się huśtali, wokół niego śpiewali, tańczyli, w tym własny taniec „wiwat” z kuflem piwa w ręku. Miało to zapewnić dobre połowy łososi. W niektórych miejscowościach np. Połczynie to prządki wykonywały taniec z kądzielami. Często też tańczono lub skakano „na dobry len”. Kobieta podskakiwała, a długość jej skoku miała określić na jaką wysokość wyrośnie len. W Wejherowie uważano by umyć wszystkie naczynia, w których gotowano potrawy przed Środą Popielcową, a nawet roztrzaskiwano te, które służyły do smażenia tłustych dań. Na niektórych wsiach uciekano się do drastycznych metod i wyrzucano za płot patelnię lub chowano ją do komina, wyciągając dopiero po okresie postu. Region Kartuski stawiał z kolei na potrzebę wykonywania wielu tańców, bo to one miały przynieść urodzaj na polach. Radość ustawała gdy zegary wybijały północ
i rozpoczynała się Środa Popielcowa. Zgodnie ze zwyczajem powinna wówczas zakończyć się wszelka zabawa na rzecz głębokiej religijnej zadumy. Pośród ludzi krążyły nawet legendy, że o północy, z wtorku na środę, pojawiał się diabeł i przeganiał tych co chcieli przedłużyć hulanki. Na wyciszenie się miejscowej ludności mimo usilnych nawoływań księży i tak potrzeba było kilku dni… ale kto by się tam temu dziwił.


Źródła:

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here