Nie mów mojej córce. Powiedz swojemu synowi

0
176

Szon patrole” to nie heheszki w sieci, tylko gwałt na cudzej godności. To chłopcy, którzy zamiast uczyć się męskości, uczą się kontroli nad dziewczynami.
To społeczeństwo, które zamiast powiedzieć „dość”, tłumaczy, że „przecież przesadzamy”. Nie – nie przesadzamy. To jest przemoc. I albo ją zatrzymamy, albo będziemy hodować kolejnych oprawców.

Nie mów mojej córce, jak ma się zachowywać i w co ubierać, ale naucz swojego syna, by nie krzywdził dziewczynek i kobiet!

To nie jest „wrażliwa prośba”. To jest instrukcja obsługi cywilizacji. A jeśli komuś trzeba ją drukować wielkimi literami na żółtych kamizelkach, to znaczy, że gdzieś po drodze zawiódł elementarny alfabet przyzwoitości.

„Szon patrole” – grupki chłopców i młodych mężczyzn, którzy w odblaskach bawią się
w samozwańczych strażników kobiecej przyzwoitości. Pochód podszyty chęcią władzy nad cudzym ciałem, telefon gotowy do nagrania, oko do hejtującej publiki, która domaga się mięsa. Najpierw zaczepka, potem zdjęcie, potem lincz w komentarzach. A na końcu?
Na końcu są konsekwencje psychiczne po stronie ofiary: lęk, izolacja, poczucie winy wdrukowane przez cudzą podłość. Psycholożki i psychologowie mówią wprost: to przemoc rówieśnicza, która może zostawić trwałe blizny i pchnąć młode osoby w stronę depresji.
„To nie jest żart” – podkreślają specjaliści.

„Patrol” brzmi dumnie? Nie. „Patrol” to kiczowata maska na starej historii: gang, łapanka, zawstydzanie. Tym razem w wersji social mediowej, z algorytmem w roli dopalacza.
To przecież lokalna, nastoletnia wersja talibskiego „Ministerstwa Krzewienia Cnoty
i Zapobiegania Występkom” – tam też patrolują, wyłapują i karzą kobiety za „nieodpowiedni” ubiór. Różnica? Talibowie używają kijów i więzień, nasi chłopcy – telefonu
i hejtu. Mechanizm pozostaje identyczny: kontrola ciała kobiety i zastraszenie. Prawniczki
i prawnicy przypominają: tu wchodzi w grę nękanie, naruszenie dóbr osobistych, bezprawne rozpowszechnianie wizerunku, a więc i odpowiedzialność karna oraz cywilna. Krótko mówiąc – to wkraczanie w cudzą prywatność i przemoc psychiczna, którą państwo ma obowiązek zatrzymać, zanim wydarzy się tragedia.

Ale ja nie piszę tego do chłopców w kamizelkach. Piszę to do dorosłych, którzy mają
w domu chłopców, a na podorędziu tysiąc usprawiedliwień. Bo największą grozą „szon patroli” nie jest ich żenująca estetyka, ani nawet ich bezczelność. Najgorsza jest społeczna akceptacja: „przecież to tylko zabawa”, „dziewczyny też przesadzają”, „ktoś musi im zwrócić uwagę”. To są zdania, po których rośnie przemoc. To są zdania, które robią
z chłopców złych mężczyzn z pełnym poczuciem bezkarności. To są zdania, które wpychają ofiary do szafy wstydu. A stamtąd wychodzi się latami – czasem z pomocą terapeuty, czasem z blizną, która kłuje przy każdym spojrzeniu w lustro. Specjaliści od zdrowia psychicznego ostrzegają przed kumulacją lęku i wykluczenia; media opisują już konkretne przypadki hejtu i traumy.

Nie mów mojej córce, jak ma siedzieć, stać, śmiać się i oddychać, by nie prowokować.
To nie jej ruchy prowokują. Prowokuje przekonanie, że męskie „nie podoba mi się” jest ważniejsze niż kobiece „mam prawo”. Prowokuje kultura, w której chłopcy uczą się wolności w działaniu, a dziewczynki wolności w przepraszaniu. Prowokuje nasza bierność, kiedy widzimy, jak ktoś nagrywa czyjeś ciało bez zgody – i milczymy.

Nie mów mojej córce „uważaj na siebie”, kiedy wysiada z autobusu. Naucz swojego syna, żeby nie skakał komuś do telefonu, nie robił „kontentu” z cudzej twarzy, nie przerabiał jej na memy. Naucz go, że zgoda jest fundamentem – także w obrazach, nie tylko w dotyku. Naucz go, że „żart” kończy się dokładnie tam, gdzie zaczyna się czyjaś krzywda. Najskuteczniejszą profilaktyką jest reakcja dorosłych i jasne nazwanie zachowania przemocą. Nie „głupotą”, nie „wybrykiem”, tylko przemocą. I natychmiastowe STOP.

Nie mów mojej córce, że „takie czasy, internet wszystko widzi”. Internet nie jest żywiołem, to infrastruktura zbudowana przez ludzi – a to, co my tolerujemy, kwitnie. Im dłużej będziemy rozumieć, tłumaczyć, „wchodzić w dialog z kamizelką”, tym pewniej następny patrol pojawi się pod szkołą. Tymczasem prawo już dziś daje narzędzia: zgłoszenie do szkoły, do rodziców, na policję; roszczenia o ochronę dóbr osobistych; konsekwencje dla rozpowszechniania wizerunku bez zgody. Wykorzystujmy je – i uczmy młodych, że granice istnieją naprawdę.

Nie mów mojej córce, żeby „przykryła ramiona”. Przykryj własny wstyd, jeśli wspierasz przemoc, bo łatwiej Ci zracjonalizować ją jako „profilaktykę rozwiązłości”. Nie mów mojej córce, żeby „nie wychylała się w sieci”. Wyprostuj własny kręgosłup, kiedy widzisz, jak ktoś ją nagrywa. Wstań jadąc w słupskim autobusie, jeśli trzeba – i powiedz głośno: „To, co robisz, jest przemocą. Przestań”. Tak właśnie uczymy synów odwagi: odwagą w obronie, nie odwagą w ataku. Tak uczymy ich męskości, która nie potrzebuje kamizelki, by czuć się silną.

Bo problem nie leży w spódnicach i bluzkach. Problem leży w chłopcach, którzy nie radzą sobie z własną tożsamością. W kompleksach, które przerabiają na agresję. W braku edukacji, który zostawia ich z pustymi rękami wobec własnych emocji. W wychowaniu, które zamiast uczyć szacunku, przymykało oko na „chłopięce wybryki”. W kulturze, która od dekad wmawia im, że ich siła zależy od kontroli nad kobietą.

Jeśli nie zaczniemy o tym mówić wprost, jeśli nie nazwiemy tego po imieniu – będziemy hodować kolejne pokolenia samozwańczych moralistów, dla których cudze ciało stanie się poligonem do popisów, a cudzy strach – walutą w ich męskiej giełdzie. I to nie dziewczynki mają się chować, zmieniać, „uważać na siebie”. To chłopcy muszą być uczeni, jak nie stawać się oprawcami. To oni muszą słyszeć: twoje emocje to twoja odpowiedzialność. Twoja męskość to nie dominacja, ale umiejętność niekrzywdzenia. Twoja siła to nie kamera wymierzona w dziewczynę, ale zdolność stanąć obok niej – po stronie jej prawa do wolności.

Nie mów mojej córce, jak ma się zachowywać i w co ubierać, ale naucz swojego syna, by nie krzywdził dziewcząt i kobiet!

To nie jest slogan na plakat. To jest manifest higieny społecznej. To jest minimum, od którego zaczyna się bezpieczne miasto, bezpieczna szkoła, bezpieczny autobus. „Szon patrole” nie są niewinne. Są nielegalne, są nieetyczne i są destrukcyjne. I nie znikną od pustych kazań o „skromności dziewczynek”. Znikną wtedy, gdy dorośli przestaną je legitymizować, a zaczną je zatrzymywać – słowem, reakcją, prawem.

Nie mów mojej córce!
Nie ucz jej, że ma się chować.
Nie ucz jej, że ma się wstydzić.
Nie ucz jej, że to ona jest winna cudzej przemocy.

Powiedz swojemu synowi!
Naucz go, że nie ma prawa oceniać cudzego ciała.
Naucz go, że nie ma prawa zamieniać dziewczyny w cel.
Naucz go, że nie ma prawa budować swojej męskości na cudzym strachu.

Nie ma zgody na patrole w kamizelkach.
Nie ma zgody na upokarzanie dla lajków.
Nie ma zgody na talibów z TikToka.
Nie ma zgody na przemoc ubraną w żart.

To nie dziewczynki mają się bać.
To chłopcy mają się nauczyć, że nie mają władzy.
Bo ich wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się ciało drugiego człowieka.

Nie mów mojej córce.
Powiedz swojemu synowi.

I powiedz mu głośno, zanim będzie za późno.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here