Tak, my same jesteśmy wrogie innym kobietom i samym sobie. To właśnie my, często wychowane w duchu patriarchatu, nie potrafimy zrozumieć, że należą nam się takie same prawa jak mężczyznom. Nie potrafimy też zrozumieć, że my jesteśmy sobie równe.
To nie jest artykuł o tym, że my kobiety jesteśmy cudowne, słodkie i łagodne ( choć takie też przecież jesteśmy). Piszę raczej o tym, że potrafimy być przemocowe, a na pewno o tym, że same patriarchat pielęgnujemy. Jeśli więc nie czujesz potrzeby czytania, możesz opuścić stronę, ale odpowiedz sobie na pytanie: czym jest ów patriarchat i czy jesteś od niego wolna.
O patriarchacie, oraz o tym jak bardzo jest zły, w końcu zaczynamy mówić głośno. Dotarliśmy do takiego momentu, gdy traktujemy go niczym dodatkowy składnik powietrza, który nie wiadomo skąd się wziął, ale na pewno musimy go wyeliminować. Prawda jest taka, że ów patriarchat nie wziął się znikąd, ale też nie ma żadnej konkretnej daty jego początku. Wiemy, że już w prehistorii to mężczyzna był synonimem siły i to on polował na zwierzęta będące pożywieniem. Dlatego może się wydawać, że od początku ludzkości jesteśmy podporządkowani rządom silnej, męskiej ręki. Ale w czasach kiedy mieszkaliśmy w jaskini, to kobieta miała ważniejszą rolę w rodzinie. Zbierane przez nią rośliny dostarczały regularnego pożywienia, podczas gdy mężczyźnie tylko raz na jakiś czas udało się coś upolować. To kobiety dbały by nie zgasł ogień, który wtedy był tak ważny i cenny. Więc skąd wziął się patriarchat? Według badaczy ma to związek z rozwojem społeczeństwa. Kiedy człowiek zaczął uprawiać rolę, to mężczyźni używali wszystkich narzędzi wymagających siły, a kobiety zostawały z dziećmi w domu.
Patriarchat „wdrukowuje” nam się od dzieciństwa.
Dorastając wszyscy uczymy się o systemie patriarchatu, nawet jeśli nigdy nie używamy tego słowa, ponieważ patriarchalne role płciowe zostają przypisane nam jako dzieciom
i nieustannie uczy się nas, jak najlepiej te role wypełniać. W kościele uczy się, że Bóg stworzył mężczyznę, aby ten panował nad światem i wszystkim, co się na nim znajduje,
a zadaniem kobiety jest pomagać mężczyźnie wypełniać te zadania, być posłuszną i zawsze przyjmować rolę podległą silnemu mężczyźnie. Uczono nas, że Bóg jest mężczyzną.
Te nauki były podtrzymywane przez każdą instytucję, z którą się stykaliśmy – szkoły, sądy, kluby sportowe, a także kościoły. Przyjęto więc myślenie patriarchalne jako „naturalny” sposób organizowania życia ludzkiego. Obecnie coraz częściej mamy do czynienia
z rodzinami, na których czele stoją kobiety, toteż wiele osób uważa, że dzieci w nich wychowane nie uczą się zasad patriarchatu. Przyjęło się myśleć, że to wyłącznie mężczyźni uczą patriarchalnego myślenia. Jednak w takich rodzinach myślenie patriarchalne jest przekazywane i propagowane z większym nawet przekonaniem niż w rodzinach z obojgiem rodziców. W tych właśnie domach błędne fantazje dotyczące ról płciowych nie zderzają się
z rzeczywistością, toteż kobiety te idealizują patriarchalną rolę mężczyzny. Musimy podkreślić rolę, którą kobiety odgrywają w procesie utrwalania i podtrzymywania kultury patriarchalnej, abyśmy mogli zobaczyć patriarchat jako system wspierany zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, mimo że to mężczyźni czerpią z niego więcej korzyści. Rozmontowywanie i zmienianie kultury patriarchalnej to zadanie, którego mężczyźni i kobiety muszą się podjąć razem.
My kobiety, nie tylko pielęgnujemy patriarchat, ale często stajemy się tak samo przemocowe jak mężczyźni. Używamy tylko innych sposobów…
Ale jesteś gruba! Nie dbasz o siebie! Nie ma brzydkich kobiet, są tylko biedne. Jesteś za chuda! Ten kolor do Ciebie nie pasuje. Masz zmarszczki, zrób z tym coś. Może wybierz się do kosmetyczki bo masz brzydką cerę. Jesz mięso, to kiepsko. Nie powinnaś jeść glutenu bo nie schudniesz. Nie ćwiczysz – jesteś leniwa. Nie masz ambicji. Zobacz jak niewiele
w życiu osiągnęłaś. Nie chcesz mieć dzieci, bo jesteś egoistką. Masz, aż 4 dzieci – jesteś nieodpowiedzialna. Znów masz nowego męża – znaczy, że jesteś niestała. Nie masz męża – w sumie już dla Ciebie za późno. Nie wyjeżdżasz za granicę – masz nudne życie, albo jesteś biedna. Znów sprzątasz – masz nudne życie. Jesteś za młoda by robić na drutach – to zadanie dla babć. Masz siwe odrosty – zrób z tym coś. Po co Ci te siwe włosy – oszpecasz się i postarzasz. Masz siwe? – zwariowałaś, a może nie stać Cię na farbę, to mogę Ci pożyczyć.
Ale bywa i bardziej brutalnie.
No tak, zakładasz te dekolty i później masz pretensje, że mężczyźni patrzą Ci tylko na cycki. Patrz jaką ma krótką spódnicę, sama prowokuje, a później płacz, że ją zgwałcił.
Te baby wymyślają na poczekaniu to molestowanie i niszczą życie porządnym facetom. Tak, dzisiaj każda jest molestowana…. Zachciało się im prawa do aborcji i będą teraz usuwać ciążę jak pryszcze z gęby. Zepsute te dzisiejsze kobiety. W dupach się poprzewracało, zamiast dbać o rodzinę, to robią kariery, a później płacz, że mąż szukał innej. Same kobiety proszą się o bicie – pyskują mężowi, to chłopy nie wytrzymują.
Co taki fajny facet robi z taką głupią laską? Patrz taki przystojny, a ona taka brzydka. Taki mądry mężczyzna i ambitny, a ona, takie byle co przy nim. Ona zaniża poziom w tym małżeństwie. No i moje ulubione powiedzenie, autorstwa oczywiście kobiety – a ta dziennikarka to wiadomo, lewacka suka.
Która z nas nie zna takich tekstów?
Do refleksji w tym temacie zmusiły mnie moje własne doświadczenia. Zaczęło się od prostej sprawy. Długo nosiłam się z zamiarem odzyskania swojego naturalnego koloru włosów. Dobrze wiedziałam, że są siwe, a jednak był to ważny krok w pracy nad akceptacją samej siebie. Zanim podjęłam decyzję bombardowałam się myślami, że będą wytykać mnie palcami, że będę oczywiście pośmiewiskiem. Bałam się spojrzeń i ocen, choć tak naprawdę nie powinny mnie obchodzić.
A jednak… wychowana jestem w społeczeństwie nie tylko silnego patriarchatu, pielęgnowanym przez kobiety, ale przede wszystkim w społeczeństwie dość surowym
w ocenach. Nieustannie się porównujemy, oceniamy i krytykujemy. Tak drogie Panie, my sobie wzajemnie wyrządzamy największą krzywdę. Jesteśmy autorkami coraz to nowych przezwisk, pogardliwych spojrzeń, grymaśnych min. To my budujemy wizerunek kobiety idealnej, to my tworzymy sztywne ramy, w których zamykamy kanony dobrego wyglądu
i odpowiednich zachowań. Jeśli zaś, któraś z nas wychodzi poza „jedynie słuszne” wzorce, jest stracona. Stajemy się niemoralnymi, głupimi, brzydkimi no i oczywiście powinnyśmy się wstydzić. Bo przecież to wstyd powinien być jedyną naszą słuszną emocją.
Ale wróćmy do mojego pomysłu na naturalne srebro na głowie. Tak jak przypuszczałam, oblewano mnie co jakiś czas jakże „szczerymi” wyznaniami. Oczywiście dla mojego dobra. Najbardziej rozczarowały mnie fryzjerki – kobiety. Każda moja wizyta u fryzjera kończyła się szlochaniem w poduszkę. Bo przecież według nich robię sobie krzywdę i wyglądam źle.
Od progu słyszałam pytanie: Pani na farbę? Ale również moje koleżanki, które z dumą manifestują kolejne etapy samorozwoju, kąśliwie dawały do zrozumienia swoją dezaprobatę i brak tolerancji dla siwizny.
No cóż. To była bardzo mała lekcja o tym, jakie jesteśmy. Czy ja jestem wolna od krytycznych ocen innych kobiet? Absolutnie nie! Co mnie martwi, a nawet wkurwia.
Nie chcę taka być dla innych kobiet.
Mówimy dużo o przemocy wobec kobiet. Krzyczymy, że patriarchat jest niszczący i zły. Buntujemy się, oczywiście słusznie. Chcemy wciąż zmieniać pojmowanie roli kobiety. Chcemy by świat, nas kobiety, narysował od nowa. Ale to my same najpierw musimy się pozbyć patriarchatu z naszego życia, musimy przestać go pielęgnować.
Chyba najtrudniej słuchać mi jednak komentarzy kobiet na temat gwałtu, czy molestowania. Odkąd istnieje świat, my kobiety walczymy o szacunek, bezpieczeństwo
i równe traktowanie. Jednak to my same potrafimy być dla siebie najgorszymi, psychicznymi oprawcami. Szlak mnie trafia, bo jak kobieta, kobiecie może powiedzieć… ”Sama się prosiłaś. Zobacz jak ona wygląda. Mogła schować cycki, to by jej nikt nie molestował. Klepnął ją tylko w tyłek, a ta robi od razu wielkie halo”. Takie słowa to również przemoc. Stajemy się wówczas współwinne molestowaniu, bo je akceptujemy
i usprawiedliwiamy.
Drogie Panie, koleżanki, matki, córki, siostry, babcie i sąsiadki – nikt nie ma prawa Was tknąć i pozwalać sobie na obleśne komentarze. Zasługujemy by nas szanowano
i akceptowano. Spróbujmy więc i dla siebie być odrobinę lepsze, choćby przez solidarne mówienie NIE! przemocy wobec kobiet. Spróbujmy zamiast się oceniać, po prostu być dla siebie bardziej wyrozumiałe. Może przestańmy dostrzegać tylko swoje niedoskonałości,
a zacznijmy doceniać to co mamy w sobie dobrego.
Królowa pszczół – czyli jak dyskredytujemy się nawzajem
Spory procent pracujących kobiet za swoich szefów woli jednak wybrać mężczyzn.
I to właśnie ich wskazują jako tych bardziej konkretnych, zdecydowanych i mniej problematycznych. Niestety w dużej mierze taką ocenę wydają kobiety, które nigdy nie miały szefowej – kobiety. Boimy się kobiecej rywalizacji, a jednym z pierwszych błędów jest podejście do tego właśnie jak do zawodów sportowych. Innym powodem takiej oceny jest kiepskie doświadczenie z szefową w pracy. I tu pojawia się kolejny problem czyli „syndrom królowej pszczół”. Taka cecha kobiet jest równie szkodliwa co przestarzałe stereotypy.
Termin ten ukuto w latach 70. XX wieku do opisania kobiet na wysokich kierowniczych stanowiskach, które używają władzy do blokowania awansu i rozwoju podległych im pracownic. Boją się konkurencji, dlatego zawczasu wolą ją zdyskredytować.
50 lat po odkryciu syndromu królowej pszczół, wciąż dotyka on wielu osób. Mówi się, że syndrom pszczół można przypisać każdemu, kto znajduje się w mniejszości: jeśli jesteś „jedyny w swoim rodzaju”, nie lubisz podobnych osób, które pojawiają się w twoim otoczeniu. Odnosi się to do płci, rasy, seksualności, koloru włosów, cech osobowości.
O spotkaniu takiej szefowej opowiada Ania: Przez długie lata byłam urzędniczką w miejskim ratuszu. To były również lata podnoszenia kompetencji i ciągłego szkolenia się. Pracowałam na samodzielnym stanowisku. Przez lata kiedy zmieniali się prezydenci mojego miasta zmieniał się również sposób zarządzania i relacji. Jedni byli kompetentni i zaangażowani, inni potrafili być mocno przemocowi, ale jakoś dawałam sobie z nimi radę. Dopiero jak wiceprezydentką została kobieta, której podlegałam bezpośrednio, moja pozycja została mocno zagrożona. Współpraca na początku nawet była dobra, jednak z czasem okazało się, że nagle jestem zbyt samodzielna i próbowano zmienić mi stanowisko, na takie, które było poniżej moich kwalifikacji i wiązało się z obniżeniem pensji. Gdy odmówiłam zaczęły się problemy i regularny mobbing. Podczas jednej z rozmów usłyszałam nawet, że jestem zbyt ładna. Z bólem serca i wielkim żalem zakończyłam więc pracę w Urzędzie Miasta. Pamiątką z jaką odeszłam z pracy jest depresja, którą leczę do dzisiaj.
Jeśli twoja szefowa ma syndrom królowej pszczół od razu to zauważysz! Taka osoba będzie wymagała od swoich współpracowników pełnej uległości, oddania i okazywania podziwu. Królowe pszczół często żywią uprzedzenia i są surowe w stosunku do kobiet spełniających tradycyjne role kobiece. Problem bierze się również z kiepskiej polityki firmy, czyli
z rządzenia, a nie zarządzania. To właśnie złe rozumienie sprawowania władzy w firmie jest początkiem i kiepskich relacji z pracownikami i w efekcie dużej rotacji w zatrudnieniu. Kobiety z syndromem królowej pszczół są w równym stopniu odpowiedzialne za mobbing co szefowie mężczyźni. Bo ów mobbing nie ma płci i wobec każdego powinny być wyciągnięte konsekwencje. Jakakolwiek forma przemocy w miejscu pracy jest niedopuszczalna.
Pamiętajcie: „W piekle jest specjalne miejsce dla kobiet, które nie pomagały innym kobietom” – Madeleine Albright.
Na łamach Tramwaju Słupskiego nieustannie trwa akcja społeczna „Powiedz przemocy NIE”. Do akcji przyłączyli się przede wszystkim mężczyźni. Nasi koledzy, sąsiedzi, samorządowcy i dziennikarze stają przed obiektywem aparatu w specjalnie zaprojektowanej spódnicy, dając wyraz sprzeciwu wobec przemocy i napastowaniu kobiet. Tym razem spódnicę założyłam ja, nie tylko jako pomysłodawczyni akcji, ale przede wszystkim jako mój znak sprzeciwu wobec przemocy, której sprawczyniami są kobiety.
Urszula Markowska