To już 10 lat wojny w Ukrainie. Bo ona nie zaczęła się przecież dwa lata temu. Dla Ukraińców trwa od zajęcia Donbasu i Krymu w roku 2014.
24 lutego mijają dwa lata od otwartej bestialskiej agresji rosyjskiego reżimu na naszych sąsiadów z Ukrainy. To dwa lata ich bohaterskiej postawy, nieustępliwej walki w obronie domu i ojczyzny. Uchodźcy z Ukrainy są obecni w naszych miastach i wioskach.
Z niektórymi się zaprzyjaźniliśmy, inni pozostają wciąż anonimowi. Dwa lata czekają na to, że już dziś lub jutro będą mogli wrócić do swojego kraju. Polacy tak bardzo przyzwyczaili się do ich obecności, że już nie widzą potrzeby pomagania. Przyzwyczailiśmy się do wojny. Zajęliśmy się wszystkimi innymi sprawami. A oni są obok i z każdym dniem ich nadzieja maleje.
Pierwsze tygodnie wojny powodowało u nas rozdygotanie i strach. Dziękowaliśmy Ukraińcom, że są dla nas buforem bezpieczeństwa. Rzuciliśmy się do pomocy licząc, że ta wojna to będzie tylko chwila. Kilka miesięcy. Później zrobił się rok, dzisiaj obchodzimy jej drugą rocznicę. Narodowe rozdygotanie minęło, a my przyzwyczailiśmy się do tego, że jest jak jest. Skoro nic się nie wydarzyło to się już nie wydarzy. Po prostu wojna przestała się klikać. Ale uchodźcy w naszym mieście są faktem, wojna trwa i nie widać by miała się skończyć.
W Słupsku nie brakuje organizacji, które nieustannie pomagają uchodźcom. Na mapie naszego miasta jest kilka punktów, które są dobrze Ukraińcom znane. Jednym z nich jest „Dobre Miejsce”. To punkt pomocy, w którym uchodźcy mogą dostać ubrania, a czasem żywność czy chemię, ale też mogą się spotkać, porozmawiać i skorzystać z pomocy prawników. Wolontariuszki organizują tam zajęcia z rękodzieła i imprezy dla dzieci.
„Dobre Miejsce” powstało jako kontynuacja Punktu Pomocy w szkole przy Szarych Szeregów.
Ten punkt istnieje dzięki wolontariuszkom. Istnieje również tylko dzięki mieszkańcom Słupska i okolic, którzy chcą jeszcze pomagać. I właścicielom – niewielu już – lokalnych firm. W dniach otwarcia punktu, przynoszą ubrania, pościel i drobne sprzęty kuchenne. Dzięki tym darom można pomagać najbardziej potrzebującym. Bo nie wszyscy uchodźcy mogą pracować i samodzielnie utrzymać się w Polsce.
Wolontariuszki z „ Dobrego Miejsca” od początku wojny nie tylko ciężko pracują, ale same organizują dary. Bardzo pomocne są te z nich, które same uciekały przed wojną. Tutaj chcą pomagać swoim rodakom. Kobiety wspólnie przerzuciły niewyobrażalnie wiele ton odzieży, chemii i żywności. Stają przed każdą uchodźczynią i każdym uchodźcą dając to, co mogą – to, co w danej chwili jest dostępne w punkcie.
Najtrudniejszy moment to ten, kiedy masz niewiele do zaoferowania, a widzisz łzy w oczach kobiety, bo nie możesz dać jej nawet mleka czy pieluch dla dzieci. Bywa i tak, że wolontariuszki wyjmują własne pieniądze i biegną do sklepu by kupić potrzebne rzeczy.
Są zmęczone, wypalone, a mimo to nie znikają. Niedocenione przez samorząd, często krytykowane przez swoich znajomych. Bo przecież uchodźcy powinni już sobie radzić sami. Zapominamy jednak, że wśród nich są osoby starsze, schorowane, które do pracy pójść nie mogą. Zresztą nikt nie zatrudni 60-letniej kobiety, która nie zna nawet języka polskiego. Właśnie tym najbardziej potrzebującym nieustannie pomagają wolontariuszki z „Dobrego Miejsca. Z punktu w każdym dniu otwarcia korzysta ponad 100 osób. Zeszyty z listami potrzeb są przepełnione. A widoku na pomoc z zewnątrz nie ma.
Nie zapominajmy dzisiaj właśnie o tych, którzy od dwóch lat nieustannie niosą pomoc uchodźcom. Wolontariuszkom polskim i ukraińskim.
Fot. Konstantin Revutskiy