Gdy w Ustce zaczyna pachnieć lipcową bryzą, większość letników śledzi wyłącznie rytm fal, a nie rytm głosowań. Tymczasem 25 czerwca na XVIII sesji Rady Miasta kurort zafundował sobie epizod godny salonu politycznej literatury faktu. Wysłuchano raportu o stanie gminy, przejrzano sprawozdanie finansowe i – jak każe tradycja – poddano pod głosowanie absolutorium dla burmistrza Jacka Maniszewskiego. Wydawało się, że wszystko zakończy się ulgą księgowych
i uprzejmym „dziękuję”.
Nic bardziej mylnego. Trzynaście podniesionych rąk „za” i jedna, „przeciw” – należąca do radnej Marty Czternastek – wywołały rezonans, który odbił się echem od wydm aż po miejskie forum na Facebooku. Radna nie ograniczyła się do lakonicznego „nie”, lecz przedstawiła katalog zarzutów: lekceważenie komisji przez burmistrza, sprzedaż gminnej działki przy promenadzie „za bezcen”, brak reakcji na pogłoski
o mobbingu w przedszkolu, a także sinusoida decyzji wokół ekranów akustycznych, zabudowy Placu Wolności i – wisienka na torcie – opóźniona kogeneracja gazowa EMPEC-u przy ul. Darłowskiej.
W wielu samorządach taka tyrada żyłaby dobę, dwie, najwyżej do kolejnego posiedzenia. Burmistrz Maniszewski obrał jednak kurs inny i 1 lipca opublikował oświadczenie. Nie jest to typowy urzędowy komunikat skrojony z bezbarwnych fraz; to raczej precyzyjna tyrada,
w której chłodna faktografia spotyka się z inteligentną ironią. I oto mamy pięć aktów dramatycznych – z lekkim zacięciem publicystycznym.
Akt I: Obecność – nieobecność, czyli burmistrz bez flesza
Zarzut radnej: burmistrz nie bywa na komisjach. Odpowiedź Maniszewskiego: owszem, bywa nieobecny – ale nigdy bez powodu.
„Moja nieobecność na posiedzeniach komisji oznaczała, że realizowałem w tym czasie inne swoje obowiązki. Burmistrz reprezentuje Miasto na zewnątrz, uczestniczy w szeregu spotkań. To, że nie lansuję się w mediach społecznościowych na każdym kroku, nie oznacza, że nie wykonuję swoich obowiązków.”
Brzmi jak manifest polityka, który zamienia selfie na roboczy harmonogram. A jego miejsce przy stole komisji zajmują naczelnicy i zastępcy, którzy – jak dodaje – „zawsze są przygotowani merytorycznie”. Czy burmistrz powinien być wszędzie naraz? Cóż, jeśli nieobecność wynika z pracy w terenie, nieobecność staje się obecnością innego rodzaju.
Akt II: Działka przy promenadzie – złoto czy sól?
Sprzedaż atrakcyjnej nieruchomości bez przetargu może stać się gotowym scenariuszem politycznego thrillera. Ale w tym przypadku mamy raczej prostą transakcję opartą na operacie rzeczoznawcy – i negocjacjach, które zakończyły się sukcesem dla miasta.
„W drodze negocjacji ustaliliśmy ostateczną cenę sprzedaży prawie dwukrotnie wyższą od wartości określonej w operacie szacunkowym, czyli do kasy miasta wpłynęło dwa razy więcej środków, niż pierwotnie wyceniona wartość nieruchomości.”
Sprawa została zatwierdzona uchwałą Rady. Kontrofert nie było, bo nie mogło ich być – na mocy przepisów o sprzedaży w trybie bezprzetargowym. Burmistrz nie owija w bawełnę:
„Kwoty ‘rzucane’ w przestrzeni medialnej zmieniają się w zależności od potrzeb. Nie były żadną ofertą. Uparte powracanie do tej sprawy i opowiadanie się Pani Radnej po stronie przedsiębiorcy to de facto reprezentacja jego interesów.”
W tym świetle „za bezcen” okazuje się sloganem, który traci sens w zderzeniu z przelewem na konto miasta.
Akt III: Mobbing, czyli delikatność i termin wpływu
Tutaj oskarżenie brzmi poważnie, lecz w dokumentach… nie występuje. Pismo, które dotarło do urzędu 17 czerwca, zdaniem burmistrza, nie zawierało żadnego zarzutu o mobbing.
„Pani Radna, szukająca swoim zwyczajem spraw, które łatwo ‘chwytają’, wzbudzają szum i zainteresowanie, poruszyła tę kwestię już na sesji 27 maja. Nawet w tak delikatnej sprawie nie powstrzymała się przed ‘okazją’.”
Czyli najpierw padło słowo, potem wpłynął dokument – a w nim nic, co uzasadniałoby publiczne grzmoty. Maniszewski zapewnia, że nawet anonimowe zgłoszenia są analizowane:
„Nieprawdą jest więc, że Urząd nie zareagował. Wręcz przeciwnie – reagujemy nawet na anonimowe donosy.”
Akt IV: Plac i ekrany – architektura debaty
W kwestii planu zagospodarowania Placu Wolności burmistrz przypomina: wszystko przebiegło zgodnie z procedurą, a ostateczny kompromis został wypracowany na spotkaniu 15 kwietnia.
„Rada przyjęła plan po moich autopoprawkach. Na spotkaniu, gdzie wypracowaliśmy kompromis, Pani Czternastek nie była obecna.”
W sprawie ekranów akustycznych przy ul. Koszarowej Maniszewski tłumaczy, że żadna decyzja nie zapadła poza procedurą. Kluczowy będzie wynik analizy środowiskowej.
„Jeżeli prognozowany poziom hałasu będzie przekraczał obowiązujące wartości – będą musiały być zastosowane rozwiązania redukujące hałas. To wybrzmiało podczas posiedzenia komisji i spotkania z mieszkańcami.”
Ale, jak zauważa, „gdyby Pani Radna słuchała naszych obrad i – o zgrozo – przyjęła coś po prostu do wiadomości, nie byłoby sensacji, prawda?”
Akt V: Kogeneracja – między presją a rozsądkiem
Radna zarzuca: procedura budowy przez EMPEC sp. z o.o. instalacji kogeneracyjnej ciągnie się w nieskończoność. Burmistrz odpowiada: tak – bo wsłuchujemy się w głosy mieszkańców.
„Zleciłem dokładną analizę alternatywnych lokalizacji i wycofałem z Biura Rady Miasta projekt uchwały, mimo że plan miejscowy dopuszcza tę inwestycję. Nie ma jeszcze finalnej decyzji.”
Czyli zamiast forsować projekt, magistrat zatrzymał się, by wziąć pod uwagę lokalną debatę. Jak zauważa Maniszewski, zarzut o „braku decyzji” można równie dobrze odczytać jako zarzut o… nadmiar rozwagi.
Epilog: demokracja z kalkulatorem i kalendarzem
Demokracja lokalna bywa jak morze tuż przy usteckim falochronie: z dystansu wydaje się spokojna, z bliska widać drobne, lecz nieustanne ruchy wody. Sesja absolutoryjna, którą
z pozoru można skwitować tabelą „13 : 1”, odkrywa subtelny rytm odpowiedzialności – rytm, który nie zawsze współgra z medialnym zapotrzebowaniem na fajerwerki.
Po pierwsze, liczby – te same, które wielu mieszkańcom kojarzą się wyłącznie z podatkiem od nieruchomości – wzięły na siebie rolę cichego arbitra. Zgodność sprawozdania finansowego z opinią RIO, pozytywny wniosek komisji rewizyjnej, wreszcie wynik głosowania: to nie rubryki, lecz społeczny mandat na kontynuowanie kursu. Nieomylny? Oczywiście, że nie. Ale w świecie, w którym emocjonalny mem potrafi zdominować dyskurs publiczny, arkusz Excela staje się aktem odwagi – odwagą liczenia zamiast liczenia na aplauz.
Po drugie, obecność radnej Czternastek – choć samotna w głosowaniu – nie była daremna. W zdrowej wspólnocie potrzebny jest ktoś, kto uparcie wypowiada zdanie odrębne, nawet jeśli ktoś inny tonuje je potem faktami. Demokracja lokalna nie opiera się na jednomyślności, lecz na zdolności do przetwarzania różnicy zdań w coś konstruktywnego.
A to, że radna bywa nadgorliwa, nie musi jeszcze oznaczać, że jest niepotrzebna. Przeciwnie – może być sygnałem, że procesy wymagają nie tylko aprobaty,
ale i nieustannej uwagi.
W systemie, który zbyt łatwo popada w proceduralną drzemkę, obecność głosu kontrowersyjnego, czasem niewygodnego, działa jak przypomnienie, że obieg decyzji musi być nie tylko legalny, ale i zrozumiały. Bo jeśli polityka lokalna ma zachować sens, musi tolerować pytania, nawet te, na które już raz udzielono odpowiedzi – byleby odpowiedzi te nie zniknęły w hałasie lub rutynie.
Po trzecie, styl odpowiedzi burmistrza – zdradza ważną zmianę w sposobie zarządzania informacją publiczną. Koniec z zawoalowanym: „jedno zdanie i do widzenia”. Zamiast tego: pełne rozwinięcie, odpowiedź na każdy zarzut. Paradoks polega na tym, że w erze skrótowych komunikatów to właśnie nadmiar precyzji staje się najlepszym PR-em.
Po czwarte, spór o kogenerację przypomina, że plan miejscowy to regulamin, nie wyrocznia. Jeśli decyzja zatrzymuje się przy progu mieszkańców, oznacza to, że lokalna demokracja działa, a nie zacięła się w bezruchu. „Analiza alternatywnych lokalizacji” może brzmieć jak biurokratyczne zaklęcie, ale jest dowodem, że samorząd nie wstydzi się korekty kursu, gdy barometr społeczny zaczyna spadać.
I wreszcie, w tle całej debaty wybrzmiewa fundamentalna nuta: transparentność jest tu miarą siły, nie słabości. Maniszewski, otwierając swoją kuchnię decyzji, nie naraża się na stratę – przeciwnie, przenosi ciężar rozmowy z poziomu insynuacji na poziom faktów. Czternastek, stawiając pytania, choć nierzadko przedwcześnie, uczy urzędników, że zaufanie buduje się nie milczeniem, lecz odpowiedzią.
Gdy za kilka lat ktoś zajrzy do archiwalnego protokołu sesji z 25 czerwca 2025 r., zobaczy kilka tabelek i lakoniczną kolumnę „wynik głosowania”. Ale w pamięci społecznej pozostanie coś więcej: miniatura politycznej kultury – spektakl, w którym rachunkowość spotkała się
z retoryką, a emocja musiała przejść przez filtr faktu. Ustka tego dnia udowodniła, że samorząd to nie szkoła retorycznej wolnej amerykanki, lecz trudna sztuka łączenia interesów: mieszkańca od plaży, przedsiębiorcy od promenady i dziecka z przedszkolnej szatni.
Czy to koniec historii? Raczej kolejny przypływ i odpływ w lokalnej zatoczce. Z całą pewnością jednak – jeśli taki standard debaty uda się utrzymać – kurort nie tylko będzie pachniał lipcową bryzą, ale i przejrzystą procedurą. A ta, w czasach inflacji emocji, jest walutą trudną do przecenienia.
Całe oświadczenie Jacka Maniszewskiego, burmistrza Ustki na str: Oświadczenie Burmistrza Miasta Ustka – Aktualności – Ustka – Oficjalna strona miasta