Mieszkańcy biorą udział – a przynajmniej powinni brać – w budowaniu przestrzeni społecznej poprzez partycypację obywatelską, czyli aktywne angażowanie się
w procesy decyzyjne, wspólne działania i wydarzenia, które dotyczą ich społeczności. Sprawdzonych form partycypacji społecznej jest kilka, choć rozwój nowoczesnych technologii komunikacyjnych weryfikuje dotychczasowe modele
i tworzy nowe formy budowania społeczności. Obejmują one rozwiązania ekonomii społecznej, np. poprzez świadczenie i tworzenie miejsc pracy dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym czy tworzenie kreatywnych form wolontariatu.
Zmiana form partycypacji społecznej to odejście od tradycyjnych spotkań na rzecz bardziej elastycznych i dostępnych metod, takich jak konsultacje online, warsztaty, spacery badawcze, kampanie informacyjne w mediach społecznościowych czy zbieranie uwag
i opinii w formie cyfrowej. Oczywiście zmiany te mają na celu zwiększenie zasięgu
i ułatwienie udziału w procesach decyzyjnych jak najszerszej grupie obywateli.
Jednakże jest poważny problem – nie wszyscy bowiem mają dostęp do portali internetowych czy mediów społecznościowych, mowa tu o seniorach. W mojej ocenie potrzebna jest debata, by móc rozwiązać najbardziej palący problem związany z dostępem do informacji publicznej poprzez sieć teleinformatyczną. Organizacje pozarządowe od pewnego czasu apelują
o debatę, bowiem od wielu lat walczą z wykluczeniem cyfrowym seniorów oraz osób ubogich „skazanych” na bezdomność. Brak lub ograniczony dostęp do technologii cyfrowych oraz brak umiejętności ich wykorzystania nie wpływa dobrze na budowanie świadomego społeczeństwa.
Wracając do tematu partycypacji społecznej – to nic innego jak informowanie, konsultacje
i współdecydowanie. Metod partycypacji jest kilka, a wśród nich wyróżniają się: konsultacje społeczne, referenda, budżety obywatelskie, inicjatywy lokalne, wolontariat oraz wspieranie organizacji pozarządowych, stowarzyszeń i fundacji. W tym miejscu warto wspomnieć
o finansowaniu NGO przez samorządy – poprzez otwarte konkursy ofert czy rozmaite granty – o motywowaniu i zaufaniu do aktywistów z rozmaitych organizacji. W tym przypadku powinien być zapewniony równy dostęp do informacji, obiektywna ocena wniosków i transparentność procedur wyboru.
Analizując komentarze, które pojawiają się pod tematami konsultacji społecznych związanych m.in. z rozwojem naszego miasta, rodzą się pytania: czy informacja dotycząca możliwości wpływu na rzeczywistość społeczną dociera do wszystkich mieszkańców Słupska?
Samorządy w dobrej wierze (tak przynajmniej powinno być) zapraszają mieszkańców
do udziału w konsultacjach społecznych: produkują barwne plakaty i ulotki, organizują spacery badawcze, tworzą grupy fokusowe czy otwarte spotkania konsultacyjne, zapraszają na spotkania online. Korzystają z platform internetowych lub aplikacji mobilnych do zbierania opinii i sugestii. W Słupsku działa również Komitet Rewitalizacji, określany jako forum dialogu między różnymi środowiskami. Wydaje się, że wszystkie formy udziału
w konsultacjach zostały zastosowane, sposób dotarcia również wydaje się być odpowiedni. To dlaczego na konsultacjach pojawiają się wciąż te same osoby, a po zakończeniu konsultacji słychać sprzeciw mieszkańców, do których informacja faktycznie nie dotarła?
Termin „rewitalizacja” odnosi się do działań związanych z kompleksowym procesem odnowy zdegradowanych obszarów miasta, realizowanym przez Urząd Miejski w Słupsku
we współpracy ze społecznością lokalną. Obecnie trwają prace nad nowym, aktualizowanym na lata 2025–2032, Gminnym Programem Rewitalizacji Miasta Słupska. Konsultacje rozpoczęły się 13 października i potrwają do 18 listopada 2025 roku. Czy w tym czasie mieszkańcy zdążą dotrzeć do informacji i zastanowić się nad własną propozycją? Przecież ona ma być jedną z iskier kompleksowego procesu odnowy obszaru Słupska, wpłynąć na poprawę życia mieszkańców. Zachęta wygląda imponująco, cyt.:
„W związku z koniecznością zapewnienia trwałości osiągniętych dotychczas rezultatów, wprowadzenia do dokumentu zadań zgłaszanych przez mieszkańców i innych interesariuszy procesu rewitalizacji w trakcie spotkań, spacerów badawczych, prac nad innymi dokumentami strategicznymi, a także wynikami monitoringu GPR za lata 2020–2022, wykazującymi w dalszym ciągu istnienie kryzysu społeczno-gospodarczego na obszarze rewitalizacji, przystąpiliśmy do procedury aktualizacji Programu i ujęliśmy w nim, oprócz aktualizacji części diagnostycznej, nowe zadania.”
Ów język urzędowy, którym zazwyczaj posługują się specjaliści, nie zachęca zwykłych mieszkańców do wzięcia udziału w konsultacjach społecznych. Nie każdy z nas jest urzędnikiem, prawnikiem czy urbanistą społecznym, którzy spędzają godziny na analizowaniu dokumentów. To oni są projektantami przestrzeni miejskiej, dbają
o funkcjonalność, estetykę i zgodność z potrzebami mieszkańców oraz celami społecznymi. Przy czym należy być świadomym potrzeb mieszkańców – wśród nas znajdują się osoby zajęte problematyką zdrowotną: lekarze, nauczyciele, pensjonariusze domów opieki społecznej, budowlańcy, piekarze, sprzedawcy, renciści i emeryci. Zatem włączenie mieszkańców w proces konsultacji wymaga przede wszystkim szacunku do każdego z nas. To tak a propos walki z negatywnymi zjawiskami społecznymi, wpływania na poprawę jakości życia mieszkańców, przeciwdziałania ubóstwu i wykluczeniu społecznemu.
W mojej ocenie urbaniści społeczni, wyposażeni w wiedzę projektową związaną
z rewitalizacją (w tym rewitalizacją społeczną), powinni podjąć bezpośredni dialog
z mieszkańcami, organizować warsztaty i spotkania konsultacyjne w rozmaitych środowiskach (wspólnotach mieszkaniowych, szkołach, bibliotekach, świetlicach środowiskowych i domach opieki itp.), zapraszać zaangażowanych mieszkańców i tworzyć wraz z nimi zespoły robocze. Gdyby w naszym mieście funkcjonowały Rady Dzielnic,
już sama informacja o konsultacjach społecznych dotarłaby do większej liczby osób.
Na plakacie czy ulotce informacja wygląda imponująco, jednakże przez nadmiar bodźców, zetknięcie z hermetycznym językiem czy w wyniku zwyczajnego przepracowania owa imponująca zachęta rozmywa się i w konsekwencji nie dociera do większości mieszkańców. Z tego też powodu zaangażowanie w proces konsultacji wymaga przede wszystkim czasu. By móc zgłosić (i zebrać) jakościowe opinie czy sugestie w średnim mieście, miesiąc to zbyt mało. Już sama informacja o podjęciu konsultacji wymaga wysiłku zainteresowanych tematem osób i instytucji. Aby podjąć ten wysiłek, kluczowe jest docenienie zaangażowania mieszkańców, w tym aktywistów i wolontariuszy – po to, by zbudować relacje wokół tematu, np. poprzez dzielenie się historiami sukcesu, zapewnienie przestrzeni na feedback, wartościowe rozmowy i szacunek, zmniejszenie dystansu pomiędzy mieszkańcem
a urzędnikiem, a także stworzenie przyjaznej kampanii informacyjnej w mediach społecznościowych. Zasięganie opinii na temat planów czy strategii miejskich zdecydowanie pomaga wypracować propozycję, ale również uczy odpowiedzialności za miasto, dzieli sukces na grupę, dzieli sukces na mieszkańców. Tak właśnie postrzegam wspólnotę.
Trzeba też wiedzieć, że mieszkańcy mają szczegółowe informacje na temat dzielnic,
w których żyją, chodników, którymi chodzą, szkół, w których uczą się ich dzieci,
czy instytucji, w których załatwiają swoje sprawy lub spędzają wolny czas. Oczywiście zgłaszanie opinii i propozycji przez mieszkańców nie jest wiążące dla samorządu,
bo konsultacje nie są formą referendum. I tu zaczyna się kolejny problem związany
z nikłym zainteresowaniem konsultacjami. Wielu z nas przestaje wierzyć w sens konsultacji społecznych. Nawet jeśli obywatele korzystają z zaproszeń i pojawiają się na otwartym spotkaniu konsultacyjnym, nie mają gwarancji, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę. Dlatego rezygnują!
Konstatując powyższe – brak zaangażowania mieszkańców w budowanie przestrzeni publicznej może wynikać z braku zaufania do władz, niewystarczającej lub skomplikowanej komunikacji ze strony urzędników, poczucia braku wpływu na procesy decyzyjne
lub zniechęcenia do nieudanych projektów z przeszłości, takich jak nieprzemyślane rewitalizacje prowadzące do nadmiernej „betonozy”.
Warto porozmawiać również o budżecie obywatelskim, wszak od wielu lat obywatele decydują, na co zostanie wydana wydzielona część środków z budżetu gminy lub miasta. Jest to temat na kolejny artykuł.
Danuta Maria Sroka

































