Kto był wtedy na warcie? Głos po audycie w sprawie śmierci Róży

0
186

Dwuipółletnia Róża zmarła w kwietniu 2025 roku, po tym jak trafiła do szpitala
z rozległymi poparzeniami i objawami przemocy. Do poparzeń i urazów doszło
w domu zawodowej rodziny zastępczej, której pieczę nad nią powierzył system. Jej śmierć wstrząsnęła opinią publiczną. Ale za wstrząsem nie zawsze idzie zmiana.

Dziś, trzy miesiące później, mamy w rękach dokumenty. Wiemy, co ujawnił audyt przeprowadzony w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Słupsku. Znamy oficjalne odpowiedzi Zarządu Powiatu Słupskiego na pytania zadane przez media. I wiemy jedno: coś w tym systemie musiało się popsuć bardzo głęboko. Coś, co miało być buforem bezpieczeństwa, stało się tylko cienką fasadą.

W piśmie z 2 lipca 2025 roku, podpisanym przez etatową członkinię Zarządu Powiatu Słupskiego Adriannę Cerkowską–Markiewicz, czytamy:
„W wyniku audytu dokładnie przeanalizowano proces kwalifikacji kandydatów do pełnienia funkcji rodziny zastępczej oraz nadzoru nad jedną z rodzin. Stwierdzono błędy zarówno na etapie kwalifikowania tej rodziny, jak i w zakresie nadzoru nad nią.”

Audyt wskazał na konkretne działania naprawcze: dokładniejsze weryfikowanie spełnienia kryteriów przez kandydatów, z uwzględnieniem ich sytuacji życiowej, zdrowotnej
i społecznej; większy nacisk na ocenę warunków domowych, zwłaszcza w przypadku młodych kandydatów z ograniczonym doświadczeniem. I – co najbardziej uderzające -obowiązkowy udział psychologa w całym procesie kwalifikacji.
Oznacza to więc, że do tej pory opinia psychologa nie była potrzebna?

Psycholog, który przyszedł za późno

A przecież to nie są zwykli kandydaci do pracy. To osoby, które mają przyjąć do domu dziecko z traumą, dziecko po przejściach, dziecko wymagające uważności i wyjątkowej opieki. Psycholog w tym procesie nie może być dekoracją. Musi być strażnikiem. Tym, który potrafi zadać pytania, na które trudno odpowiedzieć uśmiechem i zaświadczeniem. Tym, który ma odróżnić entuzjazm od dojrzałości, a motywację od kompensacji. Dziś wiemy, że udział psychologa nie był do tej pory standardem. Dopiero teraz ma nim zostać – a nawet więcej: psycholog ma być zewnętrzny, niezależny od zespołu rekrutującego, co zostało doprecyzowane w odpowiedzi z 4 lipca. To dużo mówi o jakości wcześniejszych procedur. Jeśli opiekunowie Róży zostali uznani za „zdatnych” bez takiego sprawdzenia – to nie tylko oni zawiedli. To państwo nie zadziałało.

„Audyt wskazał konkretne działania naprawcze. Jesteśmy w trakcie wdrażania wniosków pokontrolnych” – czytamy. Ale nie padło żadne nazwisko. Nie wskazano, kto konkretnie był odpowiedzialny za ten nadzór. Kto zaakceptował decyzję o umieszczeniu dziecka w tej rodzinie. Kto podpisywał dokumenty. I czy poniesie za to konsekwencje.

Odpowiedzialność – czy tylko operacyjna?

Dopiero w kolejnym piśmie – z 4 lipca – pojawia się informacja o ruchach kadrowych. Zarząd Powiatu informuje, że „zarówno kierownik, jak i koordynatorka pieczy zastępczej znajdują się w okresie wypowiedzenia.” To pierwsze i jak dotąd jedyne nazwane działania personalne. Możliwe, że konieczne. Ale niewystarczające.

Na pytanie o ewentualne zmiany na stanowisku dyrektora PCPR – osoby zarządzającej całą strukturą – Zarząd odpowiada ostrożnie:
„W ramach realizacji zaleceń pokontrolnych, analizowane są również kwestie personalne. Ostateczne rozstrzygnięcia w tym zakresie będą podejmowane z uwzględnieniem dobra instytucji, jak również obowiązujących przepisów prawa.”

To sformułowanie politycznie bezpieczne, lecz moralnie niewystarczające. Kiedy umiera dziecko, analiza to za mało. Potrzebne jest przyjęcie odpowiedzialności – nie w duchu zemsty, ale sprawiedliwości i elementarnego szacunku wobec tragedii, która się wydarzyła. Jeśli osoba kierująca PCPR nie poczuwa się do złożenia dymisji – to pytanie o sens i granice przywództwa w instytucji publicznej pozostaje bez odpowiedzi.

Z kolei na pytanie o doniesienie do prokuratury, Zarząd odpowiada jednoznacznie:
„Wyniki przeprowadzonego audytu wewnętrznego zostały przekazane do właściwej prokuratury. Zarówno sam dokument, jak i jego końcowe ustalenia mogą stanowić istotny materiał dowodowy w toczącym się postępowaniu.”

To uczciwy i ważny gest. Bo o ile system może próbować naprawić swoje procedury, to tylko niezależna instytucja może ocenić, czy nie doszło do zaniedbań, które kwalifikują się jako przestępstwo. Ale nawet jeśli prokuratura uzna, że nie ma podstaw do aktu oskarżenia – nie oznacza to, że wszystko było w porządku. Prawo karne ma swoje granice.
Etyka opieki – nie.

A dzieci?

Dzieci, które mieszkały z Różą w tym samym domu, zostały przeniesione.
Ale „przeniesienie” to słowo z dokumentu. Dla nich to nie była tylko zmiana adresu. To był kolejny rozpad. Kolejna utrata. Kolejna niepewność. Czy ktoś ich dziś słucha? Czy ktoś tłumaczy im, co się stało?
Nie wiemy, czy otoczono je pomocą psychologiczną. Nie wiemy, czy ich trauma została zauważona. A przecież nie chodzi tylko o to, kto zawinił. Chodzi też o to, co zrobimy teraz – z tymi, którzy jeszcze żyją, i których nadal mamy obowiązek chronić.

Dwuipółletnia dziewczynka nie mówiła jeszcze płynnie. Nie potrafiła opisać, co ją boli.
Nie umiała zadzwonić, zapukać, zaprotestować. Wierzyła, że dorośli wiedzą lepiej. Że dom to bezpieczeństwo. Że ręce, które ją podnoszą – nie skrzywdzą. Zamiast tego – zginęła
w ciszy. A jej śmierć powinna coś powiedzieć. Coś zmienić. Nawet jeśli będzie bolało.
Bo ktoś wtedy był na warcie.
I nie zareagował.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here