„Teatr blisko mieszkańców” – Zdenka Pszczołowska o swojej wizji Nowego Teatru w Słupsku

0
55
Autor: Rafał Skwarek

Nowy Teatr w Słupsku od września otwiera kolejny akt swojego istnienia. Jego stery przejmuje Zdenka Pszczołowska – reżyserka i dramaturżka, dla której teatr nie jest budynkiem, lecz żywym organizmem wpisanym w tkankę miasta. Jej język artystyczny – balansujący pomiędzy operą,
site-specific i manifestem scenicznym – to nie tylko eksperyment formalny, ale próba uchwycenia współczesnych napięć i rozmowy z widzem tu i teraz. Pszczołowska widzi teatr jako laboratorium wspólnoty: inkluzywne, dostępne, otwarte, w którym dramaturg jest równie ważny jak reżyser,
a publiczność staje się współgospodarzem sceny. Jej wizja Nowego Teatru to zaproszenie do dialogu – odważnego, wielogłosowego i zakorzenionego w codzienności mieszkańców.

Ze Zdenką Pszczołowską, nowo wybraną dyrektorką Nowego Teatru w Słupsku, rozmawiała Urszula Markowska.

Pani twórczość często określana jest mianem totalnej – intensywnej, wielowymiarowej, przekraczającej granice gatunków. Jak tę wizję artystyczną chce Pani połączyć z misją budowania teatru bliskiego społeczności Słupska – miejsca, które będzie zarówno przestrzenią awangardowego eksperymentu, jak i otwartą dla mieszkańców instytucją życia codziennego?

Bardzo miło określa pani moją twórczość, raczej sama bym tych określeń nie użyła i nie pamiętam bym się z podobnymi epitetami spotkała. Rzeczywiście jednak świadomie balansuję na granicy gatunków, interesuje mnie synkretyzm form. Łatwo zauważyć to w mojej twórczości, choćby w spektaklu Willa. Die Seifenoper, w którym połączyłam konwencję opery mydlanej z gatunkiem site-specific i rekonstrukcją historyczną. Lubię łączyć pozornie odległe konwencje i gatunki, bo ich zestawienie uruchamia nowe sensy, a nierzadko też jakości.

Praca reżyserska i praca dyrektorki teatru to dwie całkiem inne sfery zawodowe. Czym innym jest reżyserowanie jednego spektaklu, a czym innym programowanie instytucji i zarządzanie nią. To zupełnie inna odpowiedzialność – bardziej dalekosiężna, wymagająca myślenia systemowego i konceptualnego, obejmująca nie tylko kwestie artystyczne, ale także finansowe, administracyjne i prawne. Repertuar Nowego Teatru jest w dużej mierze zaplanowany, ale powoli będziemy wspólnie z zespołem wprowadzać zmiany, które zaproponowałam po konsultacjach w koncepcji programowej. Na pewno pojawią się także nowości wynikające z bieżących potrzeb i nieprzewidzianych twórczych impulsów.

Czy teatr będzie miejscem eksperymentu, czy raczej kontynuacji dotychczasowej linii?

Zmiana na stanowisku dyrektorskim musi pociągać za sobą zmianę programową, z tym wiąże się naturalny cykl życia instytucji kultury. Dlatego tak ważne są konkursy na stanowiska kierownicze. Nawet kiedy dobrze się dzieje, jak tutaj za słusznie docenianej dyrekcji Dominika Nowaka, zmiany powinny następować. To przeciwdziała stagnacji i nadużyciom. Zatem mogłabym odpowiedzieć na powyższe pytanie: i tak, i tak. Nowy Teatr będzie podążał drogą eksperymentu jednocześnie kontynuując sprawdzającą się linię repertuarową. Program Teatru będzie odpowiadał na różne potrzeby, m. in.: rozrywki, refleksji
czy integracji.
Chcę, by nasz Teatr był miejscem spotkań. Oprócz spektakli ogromne znaczenie będą miały wydarzenia towarzyszące, warsztaty, program edukacyjny, a także codzienna komunikacja z widzami.
Zapraszamy publiczność nie tylko do oglądania spektakli, ale także współtworzenia tego miejsca.
Program Teatru będzie różnorodny, a sezony zorganizowane będą wokół haseł przewodnich. Do współpracy zaprosiłam osoby reżyserujące posługujące się bardzo różnymi językami teatralnymi. Będzie miejsce zarówno na epickie historie, jak i przedstawienia impresyjne czy formalne. Zachęcimy do odwiedzin nie tylko słupszczan i słupszczanki, ale także widzów i widzki spoza Słupska, ponieważ będziemy wprowadzać do obiegu nowości artystyczne i organizacyjne.

Budynek Nowego Teatru to nie tylko scena i widownia, ale też foyer, sale warsztatowe czy otoczenie
w samym centrum miasta. Jakie przestrzenie widzi Pani jako szczególnie predysponowane do eksperymentów artystycznych? Czy planuje Pani działania wychodzące poza mury teatru – spektakle w przestrzeni miejskiej, akcje performatywne w nieoczywistych miejscach?

Absolutnie tak. To jeden z kluczowych punktów mojego programu – żeby teatr wniknął w tkankę miejską
i rozszczelniał ramy klasycznego podziału na scenę i widownię, żeby nie jawił się jako hermetyczny.

Po pierwsze – zaczynam od siebie. Chcę być blisko mieszkańców jako dyrektorka – nie funkcjonować incognito, ale być obecna, dostępna. Wierzę, że rozmowy – nawet te podczas przypadkowych spotkań na ulicy – mogą stać się początkiem relacji z teatrem. Dlatego zamierzam wychodzić z budynku, nawiązywać współpracę z innymi instytucjami, szkołami, firmami. Chcę odwiedzać ludzi w ich przestrzeniach
i równocześnie zapraszać ich do nas, pokazując, że teatr nie jest instytucją zamkniętą i elitarną.

W ten sposób chcę zachęcić do uczestnictwa w życiu teatralnym osoby, które być może kojarzą teatr ze sztywnym dress codem i dobrze umocowanym konwenansem. Teatr sensu largo staje się, a właściwie już się stał, miejscem spotkań, bez barier, miejscem, do którego można zajrzeć „po drodze”, spotkać znajomych, wziąć udział – także spontanicznie – w jakimś wydarzeniu. Pamiętajmy o tym, że teatr miejski to wspólne dobro wszystkich mieszkańców.
Po drugie – planujemy działania artystyczne i animacyjne w przestrzeni miejskiej. Sposób i rozmach ich realizacji będzie zależał od budżetu. Wyjście do widza jest jednym z moich najważniejszych celów, wzmocnienie relacji z widzami. Moim marzeniem jest, by osoby mieszkające w Słupsku mogły identyfikować się z Nowym Teatrem, żeby czuły się tu dobrze i mile widziane, przyjmowane serdecznie.

W swojej koncepcji dyrekcji podkreślała Pani potrzebę inkluzywności. Co ona oznacza w praktyce? Czy widzi Pani teatr jako miejsce, które nie tylko pokazuje gotowe spektakle, ale także współtworzy rzeczywistość razem z mieszkańcami – poprzez warsztaty, otwarte próby, działania angażujące dzieci, seniorów, osoby z doświadczeniem migracyjnym?

Inkluzywność oznacza dla mnie przede wszystkim szeroko pomyślaną dostępność komunikacyjną.
Po pierwsze – dla osób, które być może nigdy nie pomyślały, że teatr jest dla nich. Chciałabym, żeby każdy
w Słupsku czuł, że drzwi do Teatru są otwarte i że każdy jest tu mile widziany bez względu na to, kim jest. Teatr to miejsce twórczego sporu. Powinien stwarzać przestrzeń dla każdego, żeby ten spór mógł w ogóle zaistnieć.
Z powyższym wiąże się bardziej oczywisty obszar dostępności, czyli dostępność dla osób z niepełnosprawnościami i różnymi potrzebami. Mam na myśli zarówno osoby o alternatywnej motoryce,
jak i neuroróżnorodne czy te o alternatywnej sensoryce, np. osoby g/Głuche i niewidome. Będziemy więc sukcesywnie wprowadzać rozwiązania takie jak pętla indukcyjna, tłumaczenie na PJM, napisy
czy audiodeskrypcja.

To dla mnie tym ważniejsze, że moi rodzice pracują w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych i Niedowidzących w Owińskach. Dorastałam w środowisku, w którym dostępność była czymś naturalnym, zanim jeszcze zaczęto ją w ten sposób nazywać. Rozwiązania umożliwiające uczestnictwo osobom o różnych stylach odbioru są niezbędne. Z osobami g/Głuchymi współpracowałam
z wielkimi sukcesami dzięki ich talentom. Zrealizowaliśmy w Teatrze im. Juliusza Słowackiego
w Krakowie dwujęzyczny spektakl
Romeo i Julia, spektakl w Polskim Języku Migowym i w język fonicznym jednocześnie. Dostępny a priori dla osób niesłyszących lub niedosłyszących. Spektakl ten został uhonorowany Złotym Yorickiem, pokazywaliśmy go też na festiwalu w Chinach. Dominika Kozłowska (aktorka) czy Krystian Foltyniewicz (kostiumograf) to po prostu świetni artyści. Powinni więc mieć dostęp zarówno do odbioru spektakli teatralnych i innych działań performatywnych, jak również do procesu teatralnego i pracy w instytucji kultury. Do takiej reprezentacji również się przygotowujemy.
Inkluzywność to nie tylko dostępność techniczna, ale także postawa. Teatr postrzegam jako miejsce,
które takie postawy może i powinno kształtować.

Nowy Teatr w ostatnich latach wielokrotnie uczestniczył w programie „Dramatopisanie”, dzięki któremu na scenie pojawiały się nowe teksty. Czy zamierza Pani kontynuować tę linię programową? Jaką rolę w Pani wizji teatru ma współczesne dramatopisarstwo?

Dramatopisanie” to rodzaj konkursu, organizowanego przez Instytut Teatralny, do którego co roku trzeba się zakwalifikować. Nie jest to program, który można kontynuować z samej tylko woli. Nowy Teatr składał tam bardzo dobre projekty i dlatego wielokrotnie znajdował się w gronie beneficjentów. Próby uzyskania środków z tego programu będziemy podejmowali w razie zainteresowania reżyserów i reżyserek. Teatr musi bowiem przedstawić wówczas eksplikację przedstawienia, a więc potrzebny jest twórca, który podejmie się napisania takiej eksplikacji bez gwarancji gratyfikacji.
Zależy mi, by wzmacniać rolę dramaturga w teatrze. Program “Dramatopisania” premiuje polski dramat współczesny i choć dramaturgia to nie tylko pisanie, to program ten przyczynia się do zwiększania widzialności dramatopisarstwa i dramaturgii w Polsce. Mamy rozbudowany plan na promocję współczesnej polskiej dramaturgii i na budowanie pozycji dramaturga jako pełnoprawnego partnera w procesie twórczym. Dramatug to nie ktoś, kto „dostarcza tekst”, lecz współtwórca języka spektaklu, napięć w przedstawieniu itd. Każdy spektakl ma swoją dramaturgię, nawet jeśli nie odpowiadał za nią dramaturg.
Dzięki “Dramatopisaniu” do obiegu wchodzą nowe teksty. W Słupsku to obsypany nagrodami „Na Borg”, spektakl w reżyserii Marty Streker na podstawie znakomitego tekstu Małgorzaty Maciejewskiej. Zbliża się też premiera „Nauki pływania”, tekstu Magdy Drab w reżyserii Evy Rysovej. Sama planuję utrzymanie równowagi: z jednej strony – rozwój nowych tekstów i autorów, z drugiej – reinterpretacja tradycji. „Dramatopisanie” może, lecz nie musi, być tu wsparciem. Ostatecznie wszystko zależy od intencji twórców i twórczyń – czy będą chcieli podejmować takie wyzwanie? A może będą interesowały ich zupełnie inne kierunki poszukiwań?

Festiwal „Scena Wolności” wpisał się już w kalendarz wydarzeń kulturalnych Słupska i stał się przestrzenią dla artystów odważnie komentujących rzeczywistość. Czy zamierza Pani kontynuować ten projekt, a jeśli tak – w jakim kierunku chciałaby go Pani rozwijać? Czy stanie się platformą prezentacji gościnnych, czy także miejscem premier nowych, lokalnych produkcji?

Festiwal „Scena Wolności” będzie kontynuowany, jednak w nieco zmienionej formule. Każda edycja będzie programowana przez niezależną kuratorkę lub niezależnego kuratora. Dzięki temu kolejne edycje festiwalu będą od siebie różne. To w końcu „Scena Wolności” – więc i wolność wyboru, interpretacji oraz kuratorskiego głosu musi być jej znakiem firmowym. Ograniczeniem – jak zawsze – mogą być tylko pieniądze; ograniczeń artystycznych czy światopoglądowych nie będzie. Program artystyczny wzbogacimy o działania edukacyjne i animacyjne oraz integrujące mieszkańców i środowisko, bo “Scena Wolności” ma znaczenie lokalne i branżowe. To ważne, by ten festiwal, zainaugurowany przez Dominika Nowaka, nadal miał swoje doniosłe miejsce w słupskim i ogólnopolskim kalendarzu.

Jak Pani doświadczenie – bycie reżyserką, dramaturżką, ale też widzką – wpływa na odbiór teatru
w ogóle? Czy to zmienia sposób, w jaki patrzy Pani na spektakle?

Chyba nie potrafię już „bezkarnie” oglądać spektakli. Bardzo bym czasem chciała wejść do teatru bez tej zawodowej świadomości dotyczącej całego zaplecza teatralnego. Nie chodzi o efekt artystyczny, ale właśnie o proces – jego przebieg, bezpieczeństwo, higienę. Rozważam raczej sprawy etyczne niż artystyczne. Od lat wkładam energię w to, by poprawiały się w Polsce warunki tworzenia spektakli, i wiem, że w Nowym Teatrze w Słupsku mamy solidny fundament, by ten standard utrzymywać i rozwijać.

Nie traktuję spektaklu jako bytu autonomicznego. Za każdą realizacją stoi cały sztab ludzi, ich emocje, ryzyka, czasem dramaty. Narzędziami pracy aktorów i aktorek oraz osób aktorskich są ich własne ciała.
To ogromna odpowiedzialność i presja. Dlatego nawet gdy przedstawienie jest nieudane – a przecież to się zdarza – zawsze staram się dostrzec wartość procesu: być może był odważny, ryzykowny, może przyniósł uczestnikom coś ważnego, choć finał artystyczny nie spełnił oczekiwań. Porażka jednego spektaklu nie unieważnia poszukiwań; zawsze można zobaczyć „coś dalej”: potencjał spotkania, ślad doświadczenia, próbę znalezienia nowego języka. Zresztą zadałabym od razu nieco filozoficzne pytanie – czy spektakl teatralny jako taki może być rozważany w kategorii porażki? Oczywiście krytyka operuje takim językiem, ale mam na myśli coś głębszego. Ostatecznie bowiem sukces (i znów pytanie o kategorię sukcesu!)
w teatrze to nie tylko owacje czy pełna sala, a nawet nie tylko przychylna prasa. To coś o wiele bardziej ulotnego i wymagającego osobnej rozmowy.

W Pani twórczości pojawiają się formy rzadko spotykane w teatrze repertuarowym – off-opery, manifesty sceniczne. Czy widzi Pani przestrzeń, by takie eksperymentalne formy stały się częścią programu Nowego Teatru, obok bardziej tradycyjnych komedii i dramatów?

W Polsce wielu twórców myśli w sposób niestandardowy. Wielu z nich zaprosiłam do współpracy, zatem miejsce na sięganie po nieoczywiste formy będzie, jednak nie jest to związane z moją praktyką reżyserską. Myślę o teatrze holistycznie – jako dramaturżka i reżyserka traktuję tekst, inscenizację i performatywny wymiar spotkania, ale też dialog różnych form i postaw jako całość. Dlatego eksperyment nie jest dla mnie dodatkiem czy ekstrawagancją, lecz naturalnym rozwinięciem praktyki teatralnej. Właśnie dlatego wierzę, że w Nowym Teatrze znajdzie się przestrzeń i dla klasyki, i dla tzw. eksperymentu – bo dopiero ich dialog tworzy pełny obraz teatru.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Nowy Teatr to instytucja repertuarowa, a to oznacza pewien balans
i odpowiedzialność wobec publiczności. Teatr jest także miejscem rozrywki i nie możemy całkowicie zrezygnować z fars czy komedii. Ale dla mnie właśnie ta różnorodność jest najciekawsza – gdy na jednej scenie współistnieją różne języki teatralne, wzajemnie się dopełniając i otwierając nowe przestrzenie dla widza.

Słupsk stanie się Pani miejscem pracy i życia na najbliższe lata. Jak patrzy Pani na to miasto – jego energię, mieszkańców, kulturę? Czy widzi Pani w nim inspirację do budowania nowego języka teatru, czy raczej wyzwanie, by przekonać publiczność do nowych form artystycznych?

Od pierwszej wizyty w Słupsku – pamiętam, to było przy okazji rozmów z Dominikiem Nowakiem o mojej możliwej realizacji w Nowym – poczułam tu niezwykle przyjazną atmosferę. Zadzwoniłam wtedy
do scenografki, z którą często pracuję, i powiedziałam jej: „w Słupsku jest świetnie, musimy tu pracować”.
Znałam Nowy Teatr wcześniej, ale z perspektywy widzki oglądającej spektakle w innych lokalizacjach oraz z prasy. Dopiero tu, na miejscu, mogłam zobaczyć, jak Teatr dobrze jest przygotowany infrastrukturalnie, jak nowoczesne ma zaplecze techniczne. Poczułam się dobrze nie tylko w budynku teatru, ale też z ludźmi, których tutaj spotkałam. Zarówno z tymi, których poznałam w zespole, jak i zupełnie przypadkowymi osobami spotkanymi na ulicach. To doświadczenie bezpośredniości mieszkańców było dla mnie otwierające.
Słupska nie trzeba „przekonywać” do sztuki. Jest tutaj przestrzeń dialogu, w której teatr może rozwijać się organicznie – w odpowiedzi na realne potrzeby i wrażliwość społeczności. Język teatru nie powstaje przecież w głowie jednej osoby – rodzi się w spotkaniu. Wierzę, że w Słupsku, dzięki jego unikatowej energii możemy wspólnie wypracować coś wyjątkowego.

A prywatnie? Adaptuję się do rytmu miasta, który bardzo mi odpowiada i korzystam z bliskości morza.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here