Zanim skończysz to czytać z głodu umrze jedno dziecko

0
104

Jeśli czytasz wolno – zanim dotrzesz do końca, umrze kolejne.
Zanim wyrzucisz do kosza nierozpakowaną szynkę, ciasto czy kromkę chleba – pomyśl, że właśnie w tej chwili, w innym miejscu na Ziemi, ktoś umiera z głodu.
Nie w poetyckiej przenośni, nie w statystycznym uogólnieniu,
lecz naprawdę – w ciszy, której nikt nie słyszy, w zapomnianej wiosce,
w namiocie z plastiku, w szpitalu bez lekarzy.

To zdanie nie jest metaforą. Nie jest też retorycznym szantażem emocjonalnym.
To matematyka cierpienia – precyzyjna jak zegar, który tyka w rytmie zgonów z powodu niedożywienia.
Świat, który z jednej strony tonie w nadmiarze, a z drugiej kona z braku, jest najbardziej paradoksalnym tworem, jaki stworzyliśmy.
W ciągu minuty, którą poświęcisz na przeczytanie tego artykułu, z głodu lub jego konsekwencji umrze troje dzieci.
Nie „anonimowe ofiary”. Dzieci, które mają imię, skórę o zapachu słońca, oczy pełne zdziwienia, matkę, która próbowała je ratować, i marzenie, by po prostu przeżyć kolejny dzień.
Nie zdążyły.

Największa katastrofa humanitarna od czasów II wojny światowej

Tak określa obecną sytuację Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia
i Rolnictwa (FAO).
Według Global Report on Food Crises 2025, ponad 295 milionów ludzi w 53 krajach znajduje się w stanie ostrego braku dostępu do żywności. To wzrost o 24 miliony
w porównaniu z rokiem poprzednim – dramat, który nie wynika z braku jedzenia,
lecz z braku sprawiedliwości, logistyki i empatii.
Dzieci są pierwszymi ofiarami tej bezdusznej arytmetyki.
UNICEF podaje, że 38 milionów dzieci poniżej 5. roku życia cierpi na ostre niedożywienie, z czego 10 milionów znajduje się w stanie zagrażającym życiu.
Niedożywienie odpowiada za około 45% wszystkich zgonów dzieci na świecie.
To nie statystyka, to globalne milczenie sumień.
W Strefie Gazy ponad 54 tysiące dzieci jest dotkniętych ostrą formą głodu,
z czego 12 tysięcy walczy o życie w stanie krytycznym. W Sudanie – kraju, w którym wojna przecięła łańcuchy dostaw i spaliła zbiory – organizacje humanitarne szacują,
że pół miliona dzieci mogło już umrzeć z głodu. W Jemenie zaś, w kraju pogrzebanym pod ruinami wojny, 17 milionów ludzi nie ma codziennego dostępu do jedzenia.
W tym wszystkim nie ma już patosu – jest chłodna rachunkowość śmierci.

Światowy Dzień Walki z Głodem – przypomnienie, które zawstydza

16 października obchodzimy Światowy Dzień Żywności i Walki z Głodem, ustanowiony przez FAO w 1979 roku.
Data nie jest przypadkowa – to rocznica powstania organizacji w 1945 roku, gdy świat, otrząsając się z wojennej traumy i zbrodni obozów koncentracyjnych, przysięgał,
że już nigdy nikt nie będzie musiał umierać z braku chleba.
„Nigdy więcej” – te dwa słowa miały stać się wieczystym zaklęciem cywilizacji.

A jednak dziś, niemal osiem dekad później, ta przysięga brzmi jak cyniczny żart historii.
W świecie, który ma środki, technologię i wiedzę, by wyżywić wszystkich ludzi, jedna dziesiąta populacji Ziemi kładzie się spać głodna.
Według Polskiej Akcji Humanitarnej odpowiada za to wadliwy globalny system żywnościowy, kryzysy gospodarcze, niepokojące zmiany klimatyczne i polityka, która uczyniła z głodu narzędzie dominacji.
Bo dziś głód nie jest już skutkiem klęsk naturalnych – jest metodą wojenną.
Widać to najdobitniej tam, gdzie śmierć z niedożywienia przestała być efektem ubóstwa,
a stała się świadomie wybraną strategią militarnego ucisku.
W Strefie Gazy dzieci umierają nie dlatego, że zabrakło żywności na świecie, lecz dlatego, że ktoś postanowił ją zatrzymać.
To głód użyty jak broń, chłodno zaplanowany i cynicznie egzekwowany.

Tragiczna ironia polega na tym, że Izrael – państwo zrodzone z cierpienia, które samo nosi w pamięci bliznę głodu, wojny i zagłady – dziś stosuje te same narzędzia, które świat uznał kiedyś za nieludzkie.
Odmawia jedzenia, wody, leków i prądu – rzeczy elementarnych, których brak w XX wieku był znakiem barbarzyństwa. Metody, które miały już nigdy nie powrócić, powróciły.
Hasło „Nigdy więcej” zbladło na oczach świata, który milczy, gdy głód znów staje się językiem polityki.

To nie natura jest bezlitosna.
To my.
To struktury, które premiują nadmiar jednych i nędzę drugich.
To ekonomia, która woli spalić nadwyżki, niż je rozdać.
To polityka, która odważyła się znów uczynić głód bronią – i to w epoce, która miała być mądrzejsza od historii.

Bogata Północ – cichy wspólnik globalnego głodu

W Europie wyrzuca się średnio 179 kilogramów żywności rocznie na osobę,
w Polsce – aż
235 kilogramów.
Do kosza trafia połowa kupionego pieczywa i jedna trzecia wędlin i warzyw.
Nie mówimy tu o stratach „systemowych”, ale o codziennych wyborach – o naszych kuchniach, lodówkach i przyzwyczajeniach.

Marnując żywność, marnujemy nie tylko jedzenie, ale też zasoby planety: wodę, energię, glebę, ludzką pracę. Wyrzucenie jednego kilograma wołowiny oznacza zmarnowanie nawet 10 ton wody potrzebnej do jej produkcji. A gnijąca w śmietniku żywność wydziela metan – gaz dwudziestokrotnie silniejszy od CO₂ w niszczeniu klimatu. W ten sposób nadmiar bogatych staje się przyczyną biedy głodnych. W tym paradoksie kryje się największa etyczna porażka współczesności: świat ginie nie z braku żywności, lecz z nadmiaru obojętności.

Żywność jako moralna kategoria

Żywność nie jest towarem. Jest istotą życia, fundamentem cywilizacji, znakiem solidarności i wspólnoty. Z jej dzielenia rodziły się święta, rytuały, wspólnoty plemienne
i państwa. Dziś zamieniliśmy ją w produkt, którym można spekulować, który można przeliczać i niszczyć.

W 2019 roku Polska wprowadziła ustawę o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności.
To krok w dobrą stronę, ale niewystarczający, skoro 42% wszystkich strat żywności pochodzi z gospodarstw domowych, a nie z przemysłu czy handlu.
Każdy z nas jest więc współautorem tego bilansu.
Światowy Dzień Walki z Głodem przypomina nam, że solidarność nie jest hasłem, lecz praktyką. Wspieranie rolników, odpowiedzialne kupowanie, dzielenie się nadmiarem, szacunek do chleba – to nie gesty humanitarne. To elementarna forma człowieczeństwa.

Moralna arytmetyka

Właśnie kończysz czytać ten tekst, a z głodu umiera kolejne dziecko.
Nie z winy twojego Boga, klimatu czy wojny. Z naszej winy. Z powodu niewydolnych systemów, politycznej obojętności i konsumpcyjnej ślepoty. Nie dlatego, że świat nie potrafi produkować żywności – ale dlatego, że przestał potrafić się nią dzielić.
Każdy bochenek chleba, który wyrzucasz, jest świadectwem naszej cywilizacji – tej samej, która potrafi wysłać sondę na Marsa, zsekwencjonować ludzkie DNA, stworzyć sztuczną inteligencję i symulować światy, ale nie potrafi nakarmić własnych dzieci.
Nie dlatego, że nie umiemy, ale dlatego, że nie chcemy. Bo głód, jak się okazuje, jest bardziej opłacalny niż solidarność.
A przecież chleb – ten najprostszy, najstarszy znak życia – był zawsze czymś więcej
niż pożywieniem.
W każdej niemal religii, od starotestamentowych ofiar po islamski zakat, od łamania opłatka po buddyjskie misy jałmużnicze – dzielenie się chlebem było gestem świętym.
Chleb był wspólnotą, równaniem losów, aktem człowieczeństwa.
Dzielenie się nim z głodnym, z przybyszem, z kimś obcym – stanowiło moralny obowiązek, a nie heroiczną decyzję.

Dziś, w epoce nadmiaru, chleb znów staje się sprawdzianem wiary – nie tej religijnej, lecz wiary w człowieka.
Bo nie sposób mówić o religiach, jeśli odwraca się wzrok od głodnego.
Nie sposób czcić życia, jeśli pozwala się umierać z braku kromki.
Kiedyś wierzyliśmy, że postęp uczyni nas lepszymi. Że wiedza przyniesie współczucie, technologia – sprawiedliwość, a globalizacja – wspólnotę.
A jednak stoimy w miejscu, w którym człowiek głodny wciąż jest niewidzialny, a kromka chleba w śmietniku – niewinna.
Być może przyszłe pokolenia spojrzą na nas tak, jak my patrzymy dziś na średniowiecznych władców, którzy ucztowali przy dźwiękach płaczu swoich poddanych.
Może ktoś zapyta: jak to możliwe, że w epoce dronów, satelitów i nadprodukcji żywności ludzie nadal umierali z głodu?
I może wtedy, w jakimś podręczniku historii, znajdzie się przypis:
„Bo cywilizacja XXI wieku nie była cywilizacją braku – była cywilizacją obojętności.”

Jeśli kiedykolwiek istniał grzech powszechny, to nie jest nim gniew, pycha ani zazdrość.
To obojętność wobec głodu – ta najcichsza, najwygodniejsza, najbardziej elegancka forma zła. I właśnie dlatego najgroźniejsza.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here