O Powstaniu Warszawskim napisano już wiele prac, artykułów i książek. Przez pokolenia to wydarzenie nieustannie jest powodem narodowej dyskusji, kto miał rację, a kto jej nie miał. Czy śmierć niemal 200 tys. mieszkańców była potrzebna? Czy zburzone miasto to nie zbyt wysoka cena jaką przyszło zapłacić?
Ten artykuł nie powstał po to, by roztrząsać słuszność tego wydarzenia. Nie powstał również, by sądzić tych, którzy są za to odpowiedzialni. Zostawiam to historykom. Dzisiaj do tamtych wydarzeń wracam ze względu na powstańców, którzy wpisali się w historię Słupska.
Każda historia powstańca warszawskiego kryje w sobie trudną historię. Wielu mogło ją pisać przez lata, ale dla poległych była historią przerwaną zbyt wcześnie. Nie zdążyli wypowiedzieć na głos marzeń, planów i tego kim są oraz tego kim chcą być. Jedyne co dzisiaj możemy dla nich, po tylu latach zrobić, to nosić w sobie wdzięczność i pamięć bez potrzeby oceniania. Rekonstrukcje tamtych zdarzeń nie mogą być piknikiem z grochówką, nie mogą być bezmyślnym zakładaniem opasek na ramię. Mają mówić i krzyczeć historią, której nigdy nie wolno nam powtórzyć.
Do tematu rekonstrukcji Powstania Warszawskiego wracamy, bo pandemia nie pozwoliła przez ostatnie dwa lata jej organizować. Jest jednak nadzieja, że w przyszłym roku to wydarzenie wróci do kalendarza wydarzeń.
Przez te kilka lat do Słupska przyjeżdżały grupy rekonstrukcyjne, historycy i Ci, którzy chcą to wydarzenie obejrzeć. W tym dniu miasto na chwilę wstrzymuje oddech. W pobliżu zatrzymuje się ruch, a ulica wygląda, jakby ktoś ją przeniósł do Warszawy
z 1 sierpnia 1944 r.
Żeby w ogóle rekonstrukcja mogła się odbyć potrzeba dużego zaangażowania ludzi, sprzętu i środków finansowych. Jak udaje się to wszystko zorganizować?
Jacek Szuba: Z pomocą przychodzą nam oczywiście profesjonalne grupy rekonstrukcyjne. Trudno byłoby nam zorganizować choćby niemieckie mundury, samochody, motocykle czy nawet flagi. Trudno byłoby również znaleźć grupę osób, która w ogóle te mundury chciałaby założyć, czy wcielać się w niemieckich żołnierzy. Każdego roku piszemy inaczej scenariusz i rozbudowujemy akcję o zupełnie nowe elementy. Pojawiają się inne efekty pirotechniczne czy choćby czołg. To ogromne wyzwanie dla wszystkich. Jednak podejmujemy się tego zadania, bo wiemy, jak ważne jest w edukowaniu choćby młodego pokolenia. Mieliśmy to szczęście, że o tamtych zdarzeniach uczyliśmy się od świadków, od ludzi, którzy ten dramat przeżyli. Młode pokolenie takiej szansy już mieć nie będzie.
W rekonstrukcji udział bierze blisko 350 osób. Przygotowania trwają kilka miesięcy. Podczas inscenizacji to już uruchomiona maszyna, której nie sposób zatrzymać, zmienić i poprawić. Nie ma też prób z udziałem efektów wybuchów czy nadjeżdżającego czołgu. Jak to się w ogóle udaje?
W odgrywaną postać każdy musi zaangażować się sam, od pomysłu na strój, po odegranie w odpowiedni sposób emocji. Podpowiadamy i sporo ustalamy oczywiście podczas spotkań i prób, ale to co dzieje się 1 sierpnia jest już nie do zatrzymania czy zmiany. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, w czym bierzemy udział. Zatem okres przygotowań to przede wszystkim lekcja o powstaniu dla nas samych. Wolontariusze sporo więc czytają i sięgają do źródeł, które opisują powstańców, czy ich wspomnienia. Korzystaliśmy również z podpowiedzi żyjących jeszcze powstańców lub tych, którzy byli świadkami tamtych zdarzeń. Żałuję, że kiedy była okazja nie nagrywaliśmy tych rozmów i nie dokumentowaliśmy tych spotkań. Dzisiaj patrzę już na to zupełnie inaczej i wiem, że przegapiliśmy tą możliwość.
Podczas rekonstrukcji padają strzały i nie brak efektów pirotechnicznych czy dymu. To oczywiście robi wrażenie i jest namiastką tego jak wygląda wojna. Jest to również spore wyzwanie organizacyjne, bo muszą być zachowane wszelkie środki bezpieczeństwa. Jak to się udaje?
Obecnie mamy już zaprzyjaźnionego pirotechnika, który pomaga nam uskuteczniać nasze pomysły. Współpracujemy również z profesjonalnymi firmami. Zawsze jednak mam obawę, czy przy okazji takich wybuchów nie dojdzie do zniszczeń. Podczas jednej z rekonstrukcji musieliśmy obudować przystanek autobusowy, robiąc tam barykady. Właśnie w tym miejscu miało dojść do eksplozji. Znajdowałem się w pobliżu, ale kiedy do tego wybuchu już doszło, siła podmuchu była tak duża, że wcisnęło mnie w ścianę. Jedyne o czym myślałem, to czy szyby wiaty autobusowej są całe. Na szczęście przystanek był nienaruszony. To są mocno stresujące sytuacje, ale bez tego cała rekonstrukcja nie miałaby chyba sensu. Cała inscenizacja jest wymyślona tak, by była jak najbardziej realna, dlatego staramy się o realizm każdej ze scen.
Sporo jest nieprzewidzianych zdarzeń, które mogą zepsuć przebieg rekonstrukcji?
Nigdy jeszcze nie było tak, że wszystko poszło zgodnie z planem. Przed inscenizacją oczywiście odwiedzamy mieszkańców kamienic i prosimy, by wtedy nie pojawiali się w oknach, nie włączali telewizorów czy muzyki, która mogłaby całą naszą pracę zepsuć. Pilnujemy również tego, by wszystkie hitlerowskie symbole zawisły jako ostatnie. Zatem flagi ze swastyką pojawiają się w ostatniej chwili. Kiedyś po rozwieszeniu takich flag zobaczyłem, że na balkonie jednego z mieszkań pojawił się mężczyzna, który od razu ją zdjął i z oburzeniem wyrzucił na zewnątrz. Pobiegliśmy więc do niego, by wyjaśnić sytuację. Przez dłuższą chwilę dobijaliśmy się do drzwi, ale nikt nie otwierał. Dopiero głośne łomotanie zwabiło lokatora. Próbowaliśmy na szybko tłumaczyć całą sytuację, ale mężczyzna nic nie mówił i zdawało się, że nie rozumie, czego w ogóle chcemy. Dopiero po chwili napisał na kartce, że jest osobą głuchą. Udało się jednak panu wytłumaczyć, co dzieje się na ulicy, a on sam wziął w tym udział i na koniec przedstawienia faktycznie zrzucił nazistowską flagę na ulicę. To pokazuje, jak bardzo nieprzewidywalne jest to wydarzenie.
Zainteresowanie rekonstrukcją słupską jest dość duże. Przyjeżdża tu sporo osób i media. Czy nikt nie zaproponował, by zorganizować podobne w innych miastach w Polsce?
Taka propozycja oczywiście padła. Poproszono nas, byśmy taką rekonstrukcję zorganizowali w Warszawie. Odmówiliśmy. Od początku robimy to w Słupsku, a nasze zobowiązania wobec mieszkańców są ważniejsze. To, że zaczęliśmy je robić w Słupsku, nie jest tylko przypadkiem. Jak już wspomniałem, w tym wydarzeniu udział bierze wielu wolontariuszy, czyli mieszkańcy tego miasta. Angażujemy się wszyscy
z potrzeby pamięci i szacunku do powstańców, którzy po wojnie osiedlili się w tym mieście. Robimy to przede wszystkim dla nich. Nie ma więc mowy o organizacji rekonstrukcji w innym miejscu.