Ośrodek Szkolno-Wychowawczy przy ul. Krasińskiego w Słupsku ma 256 uczniów wymagających specjalnego traktowania. Wśród nich jest 75 autystów sprzężonych, którzy nie mają do swojej dyspozycji ani jednej sali wyciszeń.
Na terenie placówki znajduje się tylko jeden gabinet do integracji sensorycznej
i to taki, który swoją świetność ma już dawno za sobą. Sytuacja tych uczniów nie jest kolorowa. Brak też odpowiedniego kontaktu szkoły z rodzicami i współpracy
z innymi zewnętrznymi podmiotami. Rodzice, mimo że bardzo się boją, odważyli się powiedzieć o sytuacji swoich dzieci. Boją się, bo to jedyna taka placówka
w Słupsku. Sporo do powiedzenia mieliby pewnie też nauczyciele, ale Ci dla odmiany boją się mówić, bo groziłaby im utrata pracy. Docierają jednak do redakcji informacje, które wskazują wyraźnie, że w szkole dzieje się źle.
Na temat ośrodka nie chciała się wypowiedzieć Beata Chrzanowska, wiceprezydentka Słupska, odpowiedzialna w samorządzie za edukację.
Orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego funkcjonują w Polsce już od przeszło 30 lat
i to w niemal niezmienionej formie (Dz.U. 95 poz. 425 z dnia 7 września 1991 r., Ustawa
o systemie oświaty). Wydawać by się więc mogło, że szkolnictwo miało wystarczająco dużo czasu na zaadaptowanie się do takiej formy udzielania wsparcia osobom z różnymi niepełnosprawnościami, w tym ze spektrum autyzmu. Niestety, mimo rozlicznych reform, programów i wskazywania kierunków rozwoju systemu wyrównywania szans edukacyjnych, wciąż uczeń ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi borykać musi się z licznymi niedociągnięciami, a nawet zaniechaniami ze strony dyrekcji szkoły, kadry pedagogicznej czy samorządu, któremu placówka podlega.
Edukacja dziecka niepełnosprawnego intelektualnie jest nie lada wyzwaniem dla każdego społeczeństwa. Rzeczywistość, w jakiej przyszło nam żyć, narzuca kierunek zmian,
w którym powinniśmy podążać. Ponieważ edukacja specjalna jest częścią całego systemu edukacji, a uczeń głębiej i głęboko niepełnosprawny to uczeń bardziej wymagający, który stawia przed szkołą trudne wyzwania. Edukacja ucznia z głębszą i głęboką niepełnosprawnością intelektualną jest jednak sprawą całego społeczeństwa i to my wszyscy jesteśmy za tę edukację odpowiedzialni.
Wydawać by się mogło, a przynajmniej takie mamy wyobrażenie, że szkoły specjalne wyposażone są bogato i kolorowo we wszelkie dostępne pomoce naukowe. Rynek bowiem wychodzi naprzeciw potrzebom dzieci z niepełnosprawnościami i stworzenie gabinetów sensorycznych, sal do wyciszeń, czy sal doświadczenia świata nie jest już problemem. Dostępne są rozwiązania multimedialne, które ułatwiają naukę, nie brak kolorowych gier, plansz czy przyborów, które mają za zadanie wspierać uczniów ze specjalnymi potrzebami. Jednak to co wydaje się nam oczywiste i potrzebne różni się od słupskiej rzeczywistości. Mam wrażenie, że nawet szkoły ogólnodostępne w mieście mają niejednokrotnie lepsze wyposażenie, a ich obiekty są w lepszym stanie technicznym. Są też bardziej przyjazne
i bezpieczne.
Skąd taka opinia? Wyjaśniam.
Słupsk wśród swoich placówek edukacyjnych posiada tylko jedną szkołę specjalną, czyli Ośrodek Szkolno-Wychowawczy im. Unicef przy ul. Krasińskiego 19. Postanowiłam tę szkołę odwiedzić po kilku informacjach od rodziców. Przecież zanim wyda się opinię należy najpierw przynajmniej szkołę zobaczyć.
Centrum miasta, dość ciasno, ale już na początku zaniepokoił mnie brak przejścia dla pieszych przed szkołą. To dość dziwne i raczej niespotykane. Główne wejście do szkoły było zamknięte na głucho. Brak dzwonka i widać, że po prostu jest nieużywane. By wejść do budynku należy przejść przez niewielki parking. Na trenie szkoły nie znalazłam nawet kawałka trawnika, placu zabaw, czy po prostu miejsca, w którym dzieci mogłyby spędzać czas na przerwach na zewnątrz. Drzwi szkoły nie są zabezpieczone zamkiem cyfrowym, ani żadnym innym. Szkoła jest otwarta dla wszystkich. Nie ma również nikogo, kto pilnowałby wejścia. Szkoły podstawowe i średnie posiadają odpowiednie zabezpieczenie lub nadzór, by na teren nie wszedł ktoś niepożądany. I w drugą stronę: nadzór nie pozwala na opuszczanie placówki przez dzieci bez wiedzy nauczyciela. I tu okazuje się, że moje obawy nie są bezzasadne, bo zbierając materiał do tego artykułu dowiedziałam się o kilku takich przypadkach. Ostatni sprzed kilku dni, to przykład chłopca, który wyszedł niezauważony ze szkoły i sam dotarł do domu. Chłopiec jest w spektrum autyzmu, a jego dość długa droga do domu mogła okazać się tragiczna w skutkach. Jednak pomimo powtarzających się sytuacji tego typu dyrekcja niczego z tym nie robi.
Wchodząc do słupskiego Ośrodka liczyłam na kolorowe ściany i nieskończoną ilość kolorowych obrazków. Zastałam smutne, zmęczone już mijającym czasem ściany. Kafelki na podłodze również mocno zużyte, z wystającymi krawędziami proszą się o potknięcie. Przydałoby im się też porządne mycie, bo przyklejony brud świadczył o tym, że ktoś się tu do sprzątania w ogóle nie przykłada. Po drodze do gabinetu pani dyrektor minęłam tzw. „gazetkę szkolną” wypełnioną obrazkami religijnymi. Po co? Zupełnie nie wiem. Ale jest to dość przygnębiający spacer po szkolnym korytarzu.
A teraz o przyczynach mojego zainteresowania Ośrodkiem.
Na skrzynkę mailową redakcji przyszedł list od mamy jednej z uczennic Ośrodka. Zaskakujący i pełen żalu. Mama napisała:
„Chcemy zmiany. Chcemy zmiany na lepsze. Nasze dzieci na to zasługują. My rodzice już nie mamy sił na walkę z dyrekcją. Ile można chodzić lub pisać informacje. Trudno w ogóle umówić się na spotkanie z dyrektorką. Jesteśmy ignorowani. Jesteśmy umęczeni codziennym życiem. Szkoła powinna być oparciem i wsparciem. W szkole nasze dzieci powinny być zaopiekowane i spędzać mile czas. A nie siedzieć w brudnych starych murach. Brakuje nam placu zabaw, kawałka trawy aby nasze dzieci mogły wyjść się przewietrzyć.”
Po kilku dniach pojawiła się korespondencja od kolejnego rodzica:
„Proszę nam pomóc. Nikt nas nie słucha. Moje dziecko jest uczniem tej szkoły. (…) Jest brudno, nie ma papieru toaletowego w toaletach. Klasy są małe, są niedostosowane do dzieci. Przy wysokich temperaturach jest bardzo gorąco. Nie mamy klimatyzacji ani wiatraków. A w okresie zimowym w małych klasach jest bardzo gorąco. Nie można przykręcić grzejnika bo nie ma pokrętła. W szkole nie odbywają się remonty. A sale malują rodzice, skuszeni obietnicą, że ta klasa będzie na stałe tych uczniów. Po roku Pani dyrektor wyremontowaną klasę oddaje innym uczniom. Jest to stary budynek co widać na każdym kroku. Jest tylko jeden gabinet do Integracji Sensorycznej na tylu uczniów. Nie mamy sali doświadczania świata, nie mamy sali wyciszeń. Świetlica jest za mała. Czasami nawet jest w świetlicy ok 25 dzieci co łamie przepisy i wymagania orzeczeń o niepełnosprawności. Dzieci się potykają, wpadają na siebie. Kamery, które są w świetlicy nie działają.”
Według przepisów prawa oświatowego pod opieką jednego wychowawcy świetlicy powinno być nie więcej dzieci niż liczy oddział, np. dzieci z autyzmem nie powinno być więcej niż 4 (§ 6 ust. 6 rozporządzenia MEN z 28 lutego 2019 r. w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli).
Szukałam więc kolejnych rodziców by potwierdzić lub zaprzeczyć tym kiepskim opiniom
o Ośrodku. Nie czekałam długo. Rodzice dzwonili lub pisali maile. Udało mi się również
z kilkoma spotkać.Każda kolejna osoba potwierdzała te informacje dokładając swoje doświadczenia.
„Czujemy się my, jako rodzice traktowani na równi z naszymi niepełnosprawnymi dziećmi. Traktuje się nas lekceważąco wręcz się nas ignoruje. Na spotkanie z Panią dyrektor czekałam kilka miesięcy. Piszemy pisma, na które nie otrzymujemy odpowiedzi. Tylko list polecony jest gwarantem uzyskania odpowiedzi.”
„ Rozmawiając z córką przez telefon słyszę to, co dzieje się dookoła. Byłam świadkiem jak pani dyrektor krzyczała na inne dziecko. Moja interwencja skończyła się tym, że córkę nazwano kłamczuchą, a mnie przewrażliwioną matką.”
„Mamy duży problem z obiadami. Płacimy ok. 260 zł. miesięcznie. Niestety propozycja kuchni jak jakość tych dań pozostawia dużo do życzenia. Czasem brak jest drugiego dania. Zupy często są mało treściwe. Dzieci nie chcą jeść wątróbki, parówek w kapuście, czy tłustej karkówki. Znamy menu w innych szkołach i mamy porównanie dlatego jest nam smutno, że traktuje się nasze dzieci i ich potrzeby tak lekceważąco. Zgłaszaliśmy problem wiele razy do dyrekcji, ale niestety zmiany na lepsze nie ma”.
„Pani dyrektor wiele razy sprawę mojego dziecka omawia ze mną na korytarzu, bo umówienie się do niej na spotkanie jest bardzo trudne. Zdarza się, że te rozmowy nie są przyjemne, a ton głosu i sposób rozmowy jest dla mnie jako rodzica poniżający. Zdarza się również, że rodzic jest wezwany na rozmowę, ale rozmową trudno to nazwać. Sama tego doświadczyłam. W spotkaniach bierze udział kilku nauczycieli, pedagog szkolny, czasem psycholog i dyrekcja. Odbywa się coś w rodzaju sądu. Słyszymy tylko zarzuty bez wykazania empatii czy wsparcia. Wyrok zapada zazwyczaj przed spotkaniem – zawsze winne i złe są nasze dzieci. Bo przecież kto uwierzy niepełnosprawnym dzieciom? Bronimy się sami i za wszelką cenę bronimy swoich dzieci, bo kto inny to zrobi?”
„My jako rodzice nie mamy pretensji do nauczycieli. Wiemy jak trudno jest uczyć w naszej szkole. Zdarzają się niestety i takie sytuacje, gdy dziecko wraca do domu z siniakiem
i mówi, że Pani ciągnęła za włosy, ucho albo mocno trzymała za rękę. Zdajemy sobie sprawę, że w ośrodku przebywają również dzieci agresywne i mierzymy się z tym wspólnie z nauczycielami. Brak nam jednak odpowiedniej komunikacji czy wsparcia.”
A to opinia pracownika/ pracownicy Ośrodka.
„Sytuacja Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nie jest łatwa. Od lat warunki w jakich funkcjonują dzieci i młodzież z niepełnosprawnością i ich nauczyciele zdecydowanie odbiegają od wymarzonych standardów. Liczba i ilość pomieszczeń do prowadzenia zajęć jest zbyt mała. Na około 260 dzieci jest jedna świetlica. Na tylu uczniów ze specjalnymi potrzebami jest jedna sala do integracji sensorycznej z wyposażeniem sprzed wieków, jedna ubogo wyposażona sala do gimnastyki korekcyjnej oraz mała sala gimnastyczna. Niepokoi brak środków na podstawowe remonty, wyposażenie sal czy pomoce dydaktyczne. Dyrekcja często z pracownikami i rodzicami rozmawia na korytarzu, nie zachowując norm przyzwoitości. Bywa że zwraca uwagę, podnosząc głos, przy rodzicach i uczniach. Podejmowane przez nie decyzje nie skupiają się na dobru uczniów, rodziców, nauczycieli
a wydają się jedynie zaspokajać oczekiwania urzędu. Jak najmniejsze koszty, jak najmniejsze wymagania, uciszanie rodziców którzy napisali skargę do kuratorium.”
O wypowiedź poprosiłam dyrektorkę szkoły Magdalenę Skórę.
Wiele problemów związanych jest z brakami lokalowymi. Borykamy się z ciągłymi problemami finansowymi. Wiele razy zwracałam się do Urzędu Miasta z prośbą o inny budynek, ale nie ma obecnie możliwości budowy nowej szkoły, a inne proponowane budynki w ogóle nie spełniały naszych wymagań. Obecnie potrzebujemy ok 40 mniejszych sal. Uczniów z orzeczeniami przybywa zatem brak odpowiedniego zaplecza odczuwamy boleśnie od dwóch lat. Wytyczne Urzędu Miasta są wciąż takie: działacie według własnego budżetu.
Dlaczego nie wystaraliście się nigdy o zaplanowanie i zrobienie przed szkołą przejścia dla pieszych?
Bo go tu nigdy nie było. Przez wiele lat korzystaliśmy z pomocy tzw. „anioła”, czyli osoby, która przeprowadzała dzieci przez pasy. Niestety skończyły się środki i teraz nie mamy takiej pomocy.
Nauczyciele zgłaszają, że na zajęcia przynoszą lub kupują we własnym zakresie pomoce. Czy to oznacza, że szkoła nie ma na nie środków?
Faktem jest, że środków finansowych na ten cel jest mało. Jednak przez ostatnie lata zakupiłam do wielu pomieszczeń potrzebne artykuły szkolne. W dodatku mam listę, na którą nauczyciele mogą wpisywać swoje potrzeby i na bieżąco staramy się je realizować. Nauczyciel widocznie nie zapytał mnie o taką możliwość więc zakupił sam.
Co ze skargami na brak kontaktu z dyrekcją i trudności w umówieniu się na spotkanie. Mamy mówią, że czasem na spotkanie czekają kilka miesięcy?
To nie jest prawdą. Mój gabinet jest dla wszystkich otwarty i nikt nie musi długo czekać na spotkanie ze mną. Nie dostaję ani pism od rodziców, ani informacji na platformie Librus. Mogą do mnie się zgłosić z każdym problemem i jeśli tylko mogę pomóc, to pomagam. Oczywiście jestem związana paragrafami i ograniczeniami odgórnymi. Tłumaczę rodzicom
i nauczycielom, że nie wszystko jestem w stanie załatwić.
A co ze skargami na obiady?
Ja nie słyszałam skarg rodziców w tym temacie. Jeśli się coś takiego w ogóle pojawia to przerabiamy temat z paniami kucharkami. Sanepid narzuca nam, co możemy, a czego nie możemy używać w kuchni. Dostosowujemy się do wymogów.
Możemy więc przyjrzeć się menu i spróbować to zmienić. Do dzisiaj żaden rodzic nie był
u mnie ze skargą na jedzenie.
Brud, zły stan techniczny placówki, za gorąco w salach. To tylko kilka problemów, które zgłaszają rodzice. Dlaczego tak jest?
Rzeczywiście, obecnie mamy problem z utrzymaniem czystości w szkole. Zatrudnione osoby przebywają od dłuższego czasu na zwolnieniach lekarskich i to blokuje zatrudnienie kogoś dodatkowego. Jeśli chodzi o zbyt mocne ogrzewanie w salach, to oczywiście pojawiają się takie sygnały, ale nic nie możemy zrobić bo regulacja temperatury jest zewnętrzna. Nie można regulować jej samemu. Taki mamy system w szkole.
A upał w ciepłe dni, szczególnie w salach na ostatnim piętrze się zdarza. Nauczyciele mogą zgłosić potrzebę wiatraka, ale do tej pory nikt z tym do mnie nie przyszedł. Remonty wprawdzie niezbyt duże ale się odbywają. Właśnie będziemy rozpoczynać remont podłogi na korytarzach i przerobienie dwóch sal.
Pani dyrektor odpowiedziała również na problem wyposażenia.
Sala do integracji sensorycznej jest, a nawet dwie, z tym, ze ta druga mieści się w innym budynku, co może powodować problem z jej wykorzystaniem. Sali do wyciszeń nie ma, ale jest to spowodowane problemami lokalowymi i brakiem środków finansowych. Taka sala jest koniecznością choćby dlatego, że w szkole jest 75 osób z autyzmem sprzężonym. Zgłaszam do Wydziału Oświaty potrzeby choćby w dotrudnieniu pomocy dla nauczyciela, ale wciąż słyszę, że nie ma środków. A wskazania orzeczeń są oczywiste i tych asystentów powinno być o wiele więcej.
Rodzice zgłaszają problemy w funkcjonowaniu świetlicy, czy rzeczywiście Ośrodek ma z tym kłopot?
Każda dodatkowa opieka na świetlicy to dodatkowe osoby do zatrudnienia. W momencie gdy zgłaszam do miasta taką potrzebę, od razu jest wykreślana z powodu braków środków. Czekamy na praktykantów i wolontariuszy. Niestety chętnych brakuje. Ze świetlicy i tak nie może korzystać zbyt duża ilość osób, bo jest po prostu zbyt mała. Dochodzi czasem do trudnych sytuacji i musimy interweniować, ale nie jest to zbyt często. W dodatku, jest tam zamontowana atrapa kamery, która jest trochę straszakiem dla tych bardziej agresywnych dzieci.
Skoro wciąż pojawia się problem z budżetem, to czy to oznacza, że subwencja idąca za uczniem nie dociera cała do szkoły? Bo takie opinie też się pojawiają.
Utrzymanie placówki to koszt 20/21 mln zł. Subwencja jaką dostajemy od miasta to ok. 18/19 mln. Trzeba tu podkreślić, że do nas na podstawie orzeczeń trafiają dzieci przez cały rok szkolny, a wykaz uczniów i plan finansowy robiony jest we wrześniu. Nikt nam nie dopłaca w ciągu roku za uczniów, którzy przychodzą później. To nieustannie brak ok. 1,5 mln zł. I ta kwota pewnie pozwoliłaby nam na lepsze funkcjonowanie.
C.D.N.
Dzisiaj na tym zakończę ten artykuł. Ale niebawem pojawi się ciąg dalszy i z pewnością przedstawię nowe i ważne wątki. Tak jak wspomniałam na początku, Beata Chrzanowska, wiceprezydentka Słupska, która zajmuje się oświatą w mieście odmówiła wypowiedzi. Złożę więc do miasta kolejne pytania, tym razem w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Wszystkie zacytowane listy i wypowiedzi publikujemy w oryginalnej składni
i pisowni. Skróty od redakcji. (przyp. red.)
Dane rodziców i osób które zabrały głos pozostają wyłącznie do wiadomości redakcji.
Szokująca sprawa. Konieczna interwencja władz miasta ☹️
Jestem rodzicem, którego dziecko ukończyło kilka lat temu ośrodek.Bylo bardzo źle .Jako rodzic bardzo się starałam wspierać ośrodek .Ale widząc moja niepełnosprawną córkę ,która wracała z płaczem do domu szukałam innego ośrodka.No cóż matka wszystko wytrzyma .A tym bardziej jeśli ma niepełnosprawne dziecko .Jestesmy zahartowani .Przenioslam córkę 250 km dalej .Ale było warto . Jak kończyła tamten ośrodek nie chciała wracać do domu . To było zupełnie inne dziecko . Tam zobaczyłam różnicę .Tam nareszcie było normalnie
Ważny i mądrze opisany temat. Dziękuję.
Dodam własne spostrzeżenia : ,otóż bardzo mnie irytuje ten ciuchland przy portierni , brak wejścia do szkoły od ulicy ( zawsze były drzwi otwarte), smutne”dekoracje” na korytarzach , “parking” przed szkołą powinien zniknąć i zamienić się chociaż w mały plac zabaw…zastanawiam się też dlaczego pozwolono na budowę sali Gwiżdża w tak bliskim sąsiedztwie szkoły ? I komu to teraz służy,? Na pewno nie dzieciom!!!! ( tam z powodzeniem mógłby być wybudowany dodatkowy budynek szkolny)….ale musiałaby tego ponownie dokonać śp. Maria Szyntar…. dzięki ktorej jest już łącznik ,sala gimnastyczna oraz dobudowany został w latach 90 tych nowy budynek od strony ulicy…pytanie też do p.Chrzanowskiej, dlaczego nie zajmuje żadnego stanowiska w sprawie ? Już spoczęła na laurach?….szybko!!!
Moje dziecko też chodzi tam do szkoły i trochę jestem zbulwersowana że łączy się klasy z dziećmi agresywnymi i z oplatą za obiady bo powinno się do 15 dać rodzicom czas a nie do 10.
Brawo za ten artykól nie pozólcie na takie lekceważace podejscie wobec waszych niepelnosprawnych dzieci, i tak skrzywdzonych przez los ,dajcie pracowac w normalnych warunkach pedagogom ,nauczycielom,opiekunom dziwie sie ze pani dyrektor tak kiepsko dba o wlasna szkole,
Dziwi mnie postawa Ratusza … przecież to dzieci specjalnej troski !! Uchylanie się od odpowiedzi sugeruje problemy , które ktoś chce zamieść pod dywan.., przykre , a miało być szczęśliwe miasto !!