Mecz Gwiazd w Słupsku

0
621
Fot. A.Ka

Sportowe święto z sercem, które pokazało siłę społeczności i… w mojej ocenie, bolesny brak solidarności.

Słupską halę Gryfia 19 lipca 2025 roku wypełniła kilkusetosobowa widownia. Było wszystko co trzeba: świetna organizacja, emocje na parkiecie, atrakcje w trakcie
i po meczu. Niesamowita zabawa i jeden wspólny cel: pomoc dla 19-letniego Daniela Serdiukowa.

Po 25 latach Mecz Gwiazd powrócił do miasta, które koszykówką żyje na co dzień. Ale choć na parkiecie i trybunach działy się rzeczy piękne, trudno nie zauważyć cienia, który położył się na tym wydarzeniu – zabrakło symbolicznego gestu, choćby obecności, ze strony władz klubu koszykarskiego ze Słupska. Mimo zaproszeń na wydarzenie i szerokiej kampanii
w mediach lokalnych i społecznościowych.

Wydarzenie większe niż mecz
Mecz Gwiazd to nie był zwykły pokaz umiejętności – to był manifest solidarności i empatii. Wydarzenie zorganizowali: Paweł Leończyk, były reprezentant Polski oraz Artur Pacek
i Konrad Kaźmierczyk z firmy GETBETTER, a wspierali je zawodnicy z całej Polski.
Na parkiecie pojawili się m.in. Michał Michalak, Tomasz Gielo, Damian Kulig, Krzysztof Sulima, Szymon Rduch i wielu innych. Udział w wydarzeniu wzięli też najbardziej znani sędziowie między innymi Jakub Zamojski, Marcin Kowalski, Tomasz Trawicki i znakomici prowadzący: David Brembly (koszykarz) i Wojciech Michałowicz (dziennikarz sportowy).

Organizacja
Najłatwiejszą rzeczą przy organizacji tego spotkania było zebranie zawodników. Żaden
z nich, żaden z tych, do których wykonaliśmy telefon, nie odmówił
– mówi Paweł Leończyk. – W działania, które doprowadziły do tego meczu włączyło się wiele osób – to nie tylko Artur, Konrad czy ja. To także spora liczba tych, którzy chcieli być częścią tej imprezy – dodaje.

Celem imprezy była pomoc dla Daniela – chłopaka, który mimo choroby wciąż marzy
o powrocie na boisko. Choć nie pochodzi ze Słupska, jego historia poruszyła całe środowisko koszykarskie. A sam wybór beneficjenta również nie był przypadkowy.

– Znaczenie ma sam fakt pomocy. Chcieliśmy, aby w tym pierwszym po latach meczu wsparcie udzielone było człowiekowi związanemu z koszykówką. Docierały do nas głosy: „ale on nie stąd, nie od nas”. Przecież gdyby młody sportowiec ze Słupska – a wielu jest takich – grał w Treflu Sopot czy jakimkolwiek innym klubie, też wsparlibyśmy to wydarzenie – tłumaczy Leończyk. – To inicjatywa szlachetna, potrzebna i pokazująca, że nasze sportowe, koszykarskie środowisko, jest gotowe na tego typu działania – dodaje.

Wstyd, panowie
Mecz Gwiazd to wydarzenie, które z definicji powinno łączyć ludzi i środowiska. Jest okazją do tego, by pokazać, że koszykówka w Słupsku to coś więcej niż wynik na tablicy. Dziwi mnie fakt, że w mieście, które tak ceni sobie ten sport, nie wykorzystuje się potencjału ludzi – sportowców, trenerów, wychowawców – którzy mają wiedzę, umiejętności i serce. Mamy za to monopolistę, czyli klub, który dba wyłącznie o własne interesy. W mojej ocenie – to wstyd.

To właśnie w takich momentach – społecznych, otwartych, oddolnych – powinno się okazywać wsparcie. Tymczasem słupski klub, który sam od lat korzysta z lokalnych emocji, oddania kibiców i publicznych pieniędzy – pozostał obojętny.

Społeczność nie zawiodła

Na szczęście społeczność koszykarska pokazała, że nie potrzebuje formalnych struktur, by działać. Że siła leży w ludziach – tych, którzy przyszli, pomogli, licytowali, grali
i dopingowali.
Zebrano znaczną część potrzebnej na leczenie Daniela kwoty. Ale przede wszystkim pokazano, że koszykówka może być przestrzenią solidarności, nie tylko rywalizacji.

„Koszykówka to nie tylko wynik na tablicy. To wspólnota, odpowiedzialność. Taki dzień powinien być wspólnym świętem. Szkoda, że nie wszyscy to zrozumieli” – powiedział jeden z uczestników wydarzenia.

Wydarzenia integrujące społeczność sportową mają realne, wymierne korzyści – nie tylko finansowe, ale przede wszystkim społeczne. Pokazują, że można działać razem, że sport może być wartością, także dla ludzi z nim nie związanych.
Lipcowy Mecz Gwiazd w Słupsku był dowodem na to, że zawodnicy, ci którzy wciąż grają
i którzy ligowe sukcesy mają już za sobą, chcą i potrafią pomagać. Że mają pasję, wiedzę
i serce. I że warto dawać im przestrzeń – zamiast zamykać ją w klubowych korytarzach
i personalnych kalkulacjach.

Paweł Leończyk, Artur Pacek i Konrad Kaźmierczak udowodnili, że sport łączy nie dzieli. Przyciągali jak magnes tych, którzy chcieli pomóc, dając swój czas, umiejętności i serce.

I to ma wartość.

Autor: A. Ka

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here