Sportowe święto z sercem, które pokazało siłę społeczności i… w mojej ocenie, bolesny brak solidarności.
Słupską halę Gryfia 19 lipca 2025 roku wypełniła kilkusetosobowa widownia. Było wszystko co trzeba: świetna organizacja, emocje na parkiecie, atrakcje w trakcie
i po meczu. Niesamowita zabawa i jeden wspólny cel: pomoc dla 19-letniego Daniela Serdiukowa.
Po 25 latach Mecz Gwiazd powrócił do miasta, które koszykówką żyje na co dzień. Ale choć na parkiecie i trybunach działy się rzeczy piękne, trudno nie zauważyć cienia, który położył się na tym wydarzeniu – zabrakło symbolicznego gestu, choćby obecności, ze strony władz klubu koszykarskiego ze Słupska. Mimo zaproszeń na wydarzenie i szerokiej kampanii
w mediach lokalnych i społecznościowych.
Wydarzenie większe niż mecz
Mecz Gwiazd to nie był zwykły pokaz umiejętności – to był manifest solidarności i empatii. Wydarzenie zorganizowali: Paweł Leończyk, były reprezentant Polski oraz Artur Pacek
i Konrad Kaźmierczyk z firmy GETBETTER, a wspierali je zawodnicy z całej Polski.
Na parkiecie pojawili się m.in. Michał Michalak, Tomasz Gielo, Damian Kulig, Krzysztof Sulima, Szymon Rduch i wielu innych. Udział w wydarzeniu wzięli też najbardziej znani sędziowie między innymi Jakub Zamojski, Marcin Kowalski, Tomasz Trawicki i znakomici prowadzący: David Brembly (koszykarz) i Wojciech Michałowicz (dziennikarz sportowy).
Organizacja
– Najłatwiejszą rzeczą przy organizacji tego spotkania było zebranie zawodników. Żaden
z nich, żaden z tych, do których wykonaliśmy telefon, nie odmówił – mówi Paweł Leończyk. – W działania, które doprowadziły do tego meczu włączyło się wiele osób – to nie tylko Artur, Konrad czy ja. To także spora liczba tych, którzy chcieli być częścią tej imprezy – dodaje.
Celem imprezy była pomoc dla Daniela – chłopaka, który mimo choroby wciąż marzy
o powrocie na boisko. Choć nie pochodzi ze Słupska, jego historia poruszyła całe środowisko koszykarskie. A sam wybór beneficjenta również nie był przypadkowy.
– Znaczenie ma sam fakt pomocy. Chcieliśmy, aby w tym pierwszym po latach meczu wsparcie udzielone było człowiekowi związanemu z koszykówką. Docierały do nas głosy: „ale on nie stąd, nie od nas”. Przecież gdyby młody sportowiec ze Słupska – a wielu jest takich – grał w Treflu Sopot czy jakimkolwiek innym klubie, też wsparlibyśmy to wydarzenie – tłumaczy Leończyk. – To inicjatywa szlachetna, potrzebna i pokazująca, że nasze sportowe, koszykarskie środowisko, jest gotowe na tego typu działania – dodaje.
Wstyd, panowie
Mecz Gwiazd to wydarzenie, które z definicji powinno łączyć ludzi i środowiska. Jest okazją do tego, by pokazać, że koszykówka w Słupsku to coś więcej niż wynik na tablicy. Dziwi mnie fakt, że w mieście, które tak ceni sobie ten sport, nie wykorzystuje się potencjału ludzi – sportowców, trenerów, wychowawców – którzy mają wiedzę, umiejętności i serce. Mamy za to monopolistę, czyli klub, który dba wyłącznie o własne interesy. W mojej ocenie – to wstyd.
To właśnie w takich momentach – społecznych, otwartych, oddolnych – powinno się okazywać wsparcie. Tymczasem słupski klub, który sam od lat korzysta z lokalnych emocji, oddania kibiców i publicznych pieniędzy – pozostał obojętny.
Społeczność nie zawiodła
Na szczęście społeczność koszykarska pokazała, że nie potrzebuje formalnych struktur, by działać. Że siła leży w ludziach – tych, którzy przyszli, pomogli, licytowali, grali
i dopingowali.
Zebrano znaczną część potrzebnej na leczenie Daniela kwoty. Ale przede wszystkim pokazano, że koszykówka może być przestrzenią solidarności, nie tylko rywalizacji.
– „Koszykówka to nie tylko wynik na tablicy. To wspólnota, odpowiedzialność. Taki dzień powinien być wspólnym świętem. Szkoda, że nie wszyscy to zrozumieli” – powiedział jeden z uczestników wydarzenia.
Wydarzenia integrujące społeczność sportową mają realne, wymierne korzyści – nie tylko finansowe, ale przede wszystkim społeczne. Pokazują, że można działać razem, że sport może być wartością, także dla ludzi z nim nie związanych.
Lipcowy Mecz Gwiazd w Słupsku był dowodem na to, że zawodnicy, ci którzy wciąż grają
i którzy ligowe sukcesy mają już za sobą, chcą i potrafią pomagać. Że mają pasję, wiedzę
i serce. I że warto dawać im przestrzeń – zamiast zamykać ją w klubowych korytarzach
i personalnych kalkulacjach.
Paweł Leończyk, Artur Pacek i Konrad Kaźmierczak udowodnili, że sport łączy nie dzieli. Przyciągali jak magnes tych, którzy chcieli pomóc, dając swój czas, umiejętności i serce.
I to ma wartość.
Autor: A. Ka