W teorii Budżet Obywatelski to święto lokalnej demokracji – hołd dla obywatelskiego zaangażowania, kiedy to lud samodzielnie decyduje, czy chce mieć siłownię na powietrzu, pumptrack, stolik do gry w szachy czy może – skwerek. Taki prawdziwy, z ławką, zielenią i obietnicą, że będzie pięknie. I przez krótką chwilę rzeczywiście jest. Gdzieś pomiędzy przecięciem wstęgi a publikacją zdjęcia na oficjalnym fanpage Ratusza.
Pomysłodawcą i społecznym motorem jednego z zadań, pewnej zielonej inicjatywy był Marcin Pawłowski, który, mając dość smutnego wyglądu terenu przed EMCEK-iem, postanowił zmienić go w miejsce zielone, otwarte, przyjazne ludziom i naturze. Zgłosił projekt do budżetu obywatelskiego — i udało się! Aż 662 mieszkańców Słupska zagłosowało „za”. Wspaniale. Tylko że tu zaczynają się schody.
Betonowe murki rozebrano, postawiono ławki, zrobiono na nowo alejki, można powiedzieć,
że zbudowano fundament pod to, co miało się zazielenić, rozkwitnąć i przyciągać przechodniów. Całość kosztowała niemal 400 tysięcy złotych – dokładnie 399 970 zł.
W zamian mieszkańcy dostali nową miejską przestrzeń – skwer Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – który miał być symbolem obywatelskiego zaangażowania i troski
o wspólne dobro.
Była uroczystość. Oficjalne powitanie wiosna 21 marca, a ta zdawała się zaczynać wraz
z nową zielenią. Tego dnia zorganizowano także społeczne sadzenie kwiatów, oczywiście
z udziałem wiceprezydentki Marty Makuch: mieszkańcy, zaangażowani w ten projekt, przynieśli własne rośliny — begonie, aksamitki, niezapominajki i inne kwiaty. Wspólnie obsadzono teren, a lokalni przedsiębiorcy dostarczyli krzewy, co zespoliło wysiłek społeczny i biznesowy. To było coś więcej niż inwestycja – to była wspólnota. I ten właśnie moment był najpiękniejszy.
Bo potem – wiadomo. Kwiaty zwiędły, niektóre zniknęły szybciej niż zdążyły zakwitnąć (ktoś je po prostu ukradł), a kwietna łąka pozostała wyłącznie w opisie koncepcji. Skwer zarósł. Dziś jedyną wyraźnie wybijającą się rośliną jest lebioda – mniej więcej do kolan. Zieleń, owszem, jest – ale taka raczej z pogranicza miejskiego nieużytku niż estetycznej funkcji rekreacyjnej.
A przecież zgodnie z założeniem:
„Zrealizowany projekt budżetu obywatelskiego przechodzi na własność Gminy Miejskiej Słupsk i staje się jej integralną częścią.” – mówi § 2 ust. 6 regulaminu SBO.
Brzmi dumnie, prawda? Jakby miasto przyjmowało te inwestycje z należytym szacunkiem. Ale chwilę później okazuje się, że ta „integralna część” może równie dobrze zarosnąć perzem, bo nie wiadomo, kto ma ją plewić. Bo chociaż § 9 pkt 3 przyznaje, że należy uwzględnić konieczność utrzymania, to już nikt nie wspomina, kto ma to robić
i z jakiego budżetu. A że sam Budżet Obywatelski utrzymania nie przewiduje – efekt jest taki, że pielęgnacja kwietnika w centrum miasta zależy od dobrej woli, pogody
i przypadkowej zbiórki.
I niestety:
„Projekt musi być zgodny z obowiązującymi przepisami prawa oraz możliwy do realizacji przez Gminę Miejską Słupsk.” – przypomina § 13 regulaminu.
Cóż, zrealizowany był. A że nikt już nie pamięta, kto odpowiada za jego dalszy los – no cóż, nikt się nie zadeklarował. Słupski Ośrodek Kultury? Chyba nie. Wydział Zieleni? Teoretycznie. Ratusz? Może, ale cicho.
Budżet obywatelski to nie tylko głosowanie. To wspólna odpowiedzialność.
Trzeba to powiedzieć jasno, a najlepiej donośnym głosem przez megafon: Budżet Obywatelski to jedno z niewielu narzędzi, które pozwala mieszkańcom złapać oddech
w urzędniczym gąszczu i naprawdę mieć wpływ na to, co dzieje się wokół nich. To nie są tylko ławeczki i krzewy — to szkoła demokracji, test z odpowiedzialności i dowód na to, że ludziom się jeszcze chce. A skoro się chce, to warto im nie przeszkadzać, a najlepiej: pomagać. Dlatego takie działania należy traktować z dużym szacunkiem — i zwyczajnie się z nich cieszyć. Gdy mieszkańcy chcą brać udział w życiu miasta, gdy przychodzą
z pomysłami, organizują głosowanie, sadzą kwiaty i rozmawiają o przestrzeni publicznej, nie wolno zostawiać ich potem samym sobie. Potrzeba jasnych zasad, realnego planu
i konkretnej odpowiedzialności za zrealizowane projekty. Inaczej każda dobra inicjatywa może skończyć tak jak skwer przy EMCEK-u – z piękną ideą w tle i lebiodą na pierwszym planie.
Budżet Obywatelski to nie tylko głosowanie. To zobowiązanie. Jeśli miasto wydaje setki tysięcy złotych na projekt, który potem oddaje we władanie przypadkowi, to nie jest to „wzmocnienie lokalnej wspólnoty”, tylko jej stopniowa erozja. Ludzie, którzy poszli sadzić kwiaty w marcu, przyszli z entuzjazmem. Zrobili coś dla przestrzeni wspólnej. Ale jeżeli system nie przewiduje pielęgnacji tej wspólnoty – to nawet najpiękniejsza inicjatywa zarośnie pokrzywą.