Pumba, Pysia i Spółka

0
452

Gdy odeszła kotka Zuzanna, długo nie mogłam się pozbierać. W końcu mój syn powiedział – mamo, pora adoptować jakiegoś zwie-rzaka. Bez nich dom jest taki pusty…

Czesława

Czesię przyniósł mi kolega. Chorowała na koci katar, a on wynajmo-wał pokój i nie mógł jej trzymać u siebie. Jednak codziennie woził ją do weterynarza i płacił za leczenie. Nadchodziło Boże Narodzenie i kolega miał pojechać do mamy. Poprosił więc, abym przez święta zaopiekowała się kotką. Zgodziłam się, bo żal mi było zwierzątka. Gdy przyszłam na zastrzyk do mojej weterynarz Oli, popatrzyła na mnie z uśmiechem:
– O, widzę, że jednak będziesz opiekować się nowym kotem.
– Nie, ona jest u mnie tylko przez święta! – odparłam stanow-czo.
– Tak, tak – oczywiście!
Jak się nietrudno domyślić, Czesława została przez nas poko-chana i została na zawsze. Mija nam w tej chwili dziewięć lat razem.
Jest kotką z charakterem. W jednej chwili miła, puszysta i mru-cząca, w drugiej potrafi pokazać pazury. Gdy w domu nastał pies, od razu go ustawiła pod siebie.
Codziennie rano, gdy otwieram oczy, Cześka wstaje (czasem z mo-ich pleców), żeby się wdzięcznie przeciągnąć i zażądać śniadania. Następnie udaje się na obchód balkonu i do kuwety. Najwyraźniej lubi swoje codzienne rytuały.
Kiedy się cieszy, biega i skacze, odbijając się od ścian, kanapy i czasem zdarza się jej nie wyrobić na zakręcie. Gdy się złości, to warto rzucić jej zmiętą kulkę z papieru. Drze ją na małe kawałki i w ten sposób wyładowuje swoje kocie frustracje.
Zdecydowanie uważa się za Najważniejszego Kota na Świecie. I pewnie ma rację.

Pumba

Któregoś dnia mój syn przyszedł do kuchni, gdzie właśnie walczyłam z krojoną cebulą i oznajmił:
– Mamo, zakochałem się! Chcesz zobaczyć zdjęcie?
Chwilę później patrzyłam w błyszczące brązowe oczy i podziwiałam wielkie, spiczaste uszy.
I musiałam przyznać, że ja też czuję się zakochana. To był fa-cebookowy profil “Pumba szuka domu”. Jakoś opornie szła adopcja tego pieska. Aż do tego momentu.
Pumba to najsłodszy, najukochańszy chłopak. Pies-sama-miłość. W poprzednim wcieleniu był na pewno hipisem i nosił kwiatek w zębach. Gdy do nas przybył, miał rok i miesiąc. Był trochę smutny, trochę przestraszony i przerażająco grzeczny. Na pewno bał się, że znów ktoś go gdzieś odda. Gdy więc wreszcie nabroił, odetchnęliśmy z ulgą. Pies poczuł się bezpiecznie.
Oczywiście, jest chłopakiem dość posłusznym, chociaż do tej pory ma tendencje do ciągnięcia na spacerze. Ale swego Najważ-niejszego Opiekuna, Macieja, kocha bezgranicznie. Resztę też ko-cha, tylko ciuteńkę mniej. Albo może inaczej.
Ciekawe było spotkanie Pumby z Cześką. Kot przez pierwszy tydzień chodził pod ścianami i syczał na psa, gdy ten próbował się zaprzyjaźnić. W pewnym momencie chciał się zaprzyjaźnić za bardzo i dostał lanie kocią łapką. Ale bez pazurów.
Czesława ustawiła więc „kolejność zarządzania” i mogła zaakceptować tego dziwnego kota, który codziennie rano tak nachalnie narzucał się jej ze swoją miłością i mokrym nosem.
Teraz zdarza im się spać razem na jednym łóżku z ulubionym człowiekiem i nie ma z tym najmniejszego problemu.
Dziś Pumba to godny pies w średnim wieku. Nadal jednak jest Wielką Miłością. I ma najpiękniejszą, najbardziej miękką sierść na świecie.

Pysia

Przyjechała z daleka. Ktoś ją wyrzucił przy drodze do wsi i zostawił. Dlaczego? Może dlatego, że jest stara
i chora. Pyszczek jej posiwiał i nie była już tak zbawna? A może dla-tego, że się już znudziła i dlatego, że niektórym ludziom się wydaje, że zwierzę to nie jest żywa istota, tylko przedmiot. W każdym razie
w tej wsi jako pies bez domu nie miała łatwego życia.
A mój syn i jego żona byli tam na wakacjach. Decyzja mogła być tyl-ko jedna – ratujemy pieska.
Po dość długiej podróży samochodem Pysia przybyła do miasta. Najpierw była bardzo wycofana, ale szybko wysunęła się na ważną pozycję w domowym stadzie.
I tak, zgadliście, zdominowała trochę Pumbę, a on jej chętnie ustąpił, tak jak wcześniej ustąpił Czesławie. Prawdziwy dżentelmen z niego.
Pysia jest już z nami ponad trzy miesiące. Zadowolona, szczę-śliwa, kochana i rozpieszczana. Najbardziej kocha Agnieszkę, cho-ciaż i na widok Maćka pomrukuje z radości.
Ma zasadniczy charakter i potrafi nawarczeć na psa dziesięć razy większego od siebie.
Na spacerze, gdy spotykamy jeża, Pumba się cofa, a ona ma chęć polować. Oczywiście, nie pozwalamy na to. Jeże są ważną częścią miejskiego ekosystemu. Ale
w małym ciele Pysi mieszka ogromny bojowy duch. Jest po prostu wielka w małym opakowaniu!
Jako że jest już starszą panią, lubi niezbyt męczące spacery, dobre jedzenie i spanie w swoim łóżku na odpowiednio ukopanym kocyku.

Na koniec

W moim domu zawsze były zwierzęta. Wychowywałam się z psem Kamem.
Moim przyjacielem, gdy byłam nastolatką, był Gustaw (z charakteru trochę potwór, ale z serca misio). Nie wyobrażam sobie życia w domu bez czworonożnych domowników.
Jeśli jednak chcecie adoptować zwierzę, róbcie to odpowie-dzialnie. Nie porzucajcie go, gdy choruje i jest już stare. Bądźcie z nim na dobre i złe. Zwierzęta kochają nas bez oceniania. Odwzajemnijcie się im tym samym.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here