Kolejna próba rozszerzenia granic Słupska. Realna potrzeba, czy skok na kasę?

0
325

Już po raz piąty Miasto Słupsk podejmuje działania w celu powiększenia swojego terytorium.
To opowieść rodem z tych „niekończących się historii”. Można ją też porównać do gry hazardowej: uda się lub nie, koszty niewielkie, ale nagroda całkiem tłuściutka, w dodatku, że można się szybko wzbogacić. Tym razem Słupsk chce rozszerzyć granice o Bolesławice (ok. 420 ha terenu na którym znajdują się firmy przemysłowe, sklepy wielkopowierzchniowe, dealerzy samochodów i osiedla mieszkaniowe). Miasto przejąć chce również część Kobylnicy (270 ha). Słupsk nie zapomniał też o Gminie Redzikowo tym razem chodzi o część Włynkówka (raptem 149 ha strefy przemysłowej).

Podczas zwołanej na ten temat konferencji prasowej Paweł Szewczyk, przewodniczący Rady Miejskiej i miejscy radni podkreślali, że powiększenie miasta jest koniecznością, bo Słupsk się dusi i potrzebuje terenów pod inwestycje mieszkaniowe. Tylko jak to się ma do terenów Włynkówka? Obszar na które miasto ma zakusy to przede wszystkim tereny przemysłowe
i rolne. Tych które można wykorzystać pod deweloperkę jest tam niewielki procent.

Czwartkowa konferencja prasowa była tylko potwierdzeniem tego, o czym mówi się od kilku miesięcy. Miasto Słupsk nie ustaje w próbach poszerzenia granic. Kolejny raz usłyszeliśmy tę samą melodię: miasto się dusi, kurczy się ludność Słupska, zasoby miasta  wykorzystywane są przez ludność ościennych gmin. Nie usłyszeliśmy jednak nic na temat: jak wykorzystano dodatkowy dochód z do tej pory przyłączonych terenów i jak poprawiło się dzięki temu życie słupszczan. Co zyskały miejskie jednostki kultury, które nieustannie są argumentem w kłótni z gminami? Bo przecież, gminy korzystają, ale utrzymuje je miasto. A może radni powinni wziąć pod uwagę inne rozwiązanie. Może powinni zbudować szlabany przy wjeździe do miasta i nie przepuszczać sąsiadów? Problem rozwiązałby się sam. Nikt by dróg miejskich nie rozjeżdżał, nikt nie korzystałby z teatrów i kin. Ale czy wtedy miasto by w ogóle żyło?

Podczas spotkania z dziennikarzami radny Szewczyk przekonywał, że tym razem proces rozszerzenia będzie wyglądał inaczej i rozpoczął się już od rozmów z włodarzami Kobylnicy
i Redzikowa. Obiecał również, że odbędą się spotkania z mieszkańcami tamtych terenów, na które miasto ma chrapkę obecnie.

Prawdą jest, że Annę Gliniecką-Woś, wójt Kobylnicy odwiedziła w przeddzień konferencji prezydentka Słupska.

Z Gminą Redzikowo takich rozmów nie było – mówi Barbara Dykier, Wójt Redzikowa i dodaje:
Nie wiem z kim prowadziło Miasto Słupsk te rozmowy, bo na pewno nie z gminą Redzikowo. Po ostatniej, nieudanej próbie rozszerzenia miasta o Płaszewko próbowaliśmy budować dobre relacje i na to dowodów jest naprawdę bardzo dużo. Podejmowaliśmy próby rozmowy z panią prezydent, z radnymi, ale to w zakresie wspólnych działań.
Natomiast nigdy przedmiotem tych rozmów nie była kolejna próba zmiany granic. To co wydarzyło się dzisiaj (czwartek – dop. red.) tak naprawdę niweczy cały ten wysiłek, który przynajmniej z naszej strony był włożony by odbudowywać to zaufanie między sąsiadami. Bo niezależnie od efektu tego wniosku pozostaniemy sąsiadami. Jesteśmy związani ze sobą wieloma ważnymi projektami. I choćby ze względu na to, ta współpraca powinna być dobra
i rozwijająca region, a nie dzieląca. Dzisiaj wspólnie powinniśmy włożyć sporo energii
w zakończenie tej polsko-polskiej wojenki
.

Podczas konferencji przewodniczący rady powiedział dziennikarzom o tym, że miasto chce przejąć tereny inwestycyjne, bez mieszkańców. Z jednej strony to daje spokojny sen mieszkańcom gminy, ale jest jednak wyraźnym znakiem, że jest to tzw. skok na kasę. Tereny Włynkówka, które miasto chce przejąć nie mają zbyt wiele obszarów pod inwestycje mieszkaniowe.

Proszę zobaczyć co stało się z terenem inwestycyjnym Płaszewko. Miasto doszło do wniosku, że łatwo jest zwiększyć swój budżet dochodami z terenu, w który nie zainwestowało nawet złotówki. Niech sąsiad wykona całą robotę, płaci zobowiązania wynikające z zaciągniętych kredytów na uzbrojenie terenów, niech ściągnie inwestorów,
a my po prostu przyjdziemy, zabierzemy te tereny, a dochody z podatków od nieruchomości i CIT-u będą spływały do budżetu. Nie ma na to naszej zgody, dlatego robimy wszystko by zmienić przepisy, ucywilizować je, by nie pozwalały na kradzież
w majestacie prawa. Bo trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Miasto przy okazji ostatniej zmiany granic otrzymało ponad 1 tys. hektarów ziemi, które może przeznaczyć pod budownictwo mieszkaniowe, ale te tereny trzeba uzbroić, trzeba włożyć wysiłek inwestycyjny. Nazywam to medialną manipulacją. Nieustannie władze miasta posługują się argumentami, które już dawno powinny być wyłączone z dyskusji publicznej, czyli,
że miasto się dusi, że brakuje miejsca na inwestycje mieszkaniowe. Proszę zauważyć,
że dzisiaj miasto chcąc opracować miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego
i chcąc przeznaczyć tereny pod budownictwo mieszkaniowe (np. odrolnić – dop. red.)
w świetle Ustawy o planowaniu przestrzennym nie może tego zrobić.
Dlaczego? Dlatego, że w istniejących już planach w granicach administracyjnych Słupsk ma niezagospodarowane tereny przeznaczone pod budownictwo mieszkaniowe, a z Ustawy
o planowaniu wynika jasno, że najpierw trzeba zagospodarować te tereny, które są do tego przeznaczone, a dopiero później kolejne tereny przekształcać pod inwestycje mieszkaniowe.
To jest fakt, to nie jest argument podnoszony na potrzeby obrony Gminy Redzikowo,
ale przepisy, które to regulują
– podkreśla wójt Redzikowa.

Kolejny wniosek składany przez miasto, to koszty, które ponosi zarówno Słupsk jak i gminy. Redzikowo z budżetu musi przeznaczyć na cały proces ok 100 tys. zł. Przypuszczalnie taki sam koszt poniesie Kobylnica i samo miasto Słupsk.

Podczas konferencji prasowej radna Małgorzata Lenart zwróciła uwagę na problem miast w zabudowie obwarzankowej.

– Dwa lata temu odbyło się w Katowicach Światowe Forum Miast na którym omawiano problem miast, które mają dookoła siebie tzw. gminy obwarzankowe. Ten problem dotyka nie tylko Słupska czy Polski, ale to problem wielu europejskich miast. My dzisiaj zaczynamy się wyludniać. (Miasta) zaczynają słabnąć bo wokół rozwijają się kolejne dzielnice ościennych gmin – mówiła radna Lenart.

Sprawę zmian granic gmin omawiano 27 listopada na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.

Wyjątkowo bogata agenda obejmowała sprawy od tak ogólnych jak polityka spójności Unii Europejskiej, po problematykę zmian granic gmin.

„Prof. Paweł Swianiewicz (dyrektor Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego) zabrał głos w sprawie procedur dotyczących zmian administracyjnych. Zwrócił on uwagę, że wspomniany na Komisji Wspólnej problem zmian granic pomiędzy gminą wiejską (obecnie gminą Redzikowo) i miastem Słupsk to jaskrawy przypadek (miasto przejęło uzbrojone przez gminę tereny strefy przemysłowej), ale zmian wywołujących uzasadnione w sumie konflikty, było w ostatnich latach znacznie więcej. Z tego powodu część debaty,
a szczególnie materiały przygotowane do debaty Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego poświęcone były temu tematowi.
Jak poinformował prof. Paweł Swianiewicz eksperci NIST byli w zasadzie zgodni, że obecna sytuacja wymaga uregulowania w taki sposób, żeby zakres niezbędnych konsultacji był doprecyzowany i w większym stopniu wyniki tych konsultacji były brane pod uwagę.” (Cytat z relacji na stronie internetowej Komisji Wspólnej: pakiet decentralizujący już w drodze – Narodowy Instytut Samorządu Terytorialnego)

O wspomnianym przez radną Lenart problemie gmin obwarzankowych sporo ważnych informacji znaleźć można w opracowaniu Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego „Analizy i opinie”.

(…)„Dość często słyszy się głosy, że jednostki obwarzankowe (okalające ośrodek centralny i mający w nim swoją siedzibę) są dysfunkcjonalne i powinny być zlikwidowane (połączone z ośrodkiem centralnym). Głosy takie daje się słyszeć tak w odniesieniu do gmin,
jak i powiatów. Zwraca się przykładowo uwagę, że większość instytucji związanych
z funkcjami powiatowymi (np. szkoły średnie, szpitale) i tak zlokalizowanych jest w mieście centralnym, a nie na terenie „obwarzankowego powiatu”. Trudno także mówić o odrębnym od miasta rynku pracy w okalającym powiecie, a zatem odrębny Powiatowy Urząd Pracy wydaje się zbędny. Poza utrzymaniem dróg powiatowych trudno więc wskazać wiele innych funkcji, które powiaty okalające powinny samodzielnie wykonywać. Czy zatem ich istnienie jest uzasadnione? Podobne rozumowanie przeprowadzane jest niekiedy w odniesieniu do gmin okalających miejskie ośrodki centralne. Z powyższych rozważań wynika zatem,
że likwidacja jednostek okalających może być uzasadniona z powodów finansowych lub sprawności w wykonywaniu zadań jst. Ale z drugiej strony badania wskazują, że łączenie gmin może prowadzić do negatywnych konsekwencji w zakresie funkcjonowania demokracji lokalnej (frekwencji wyborczej, zaufania do władz samorządowych, angażowania się mieszkańców w lokalne sprawy publiczne).”(…)

Cała analiza jest niezwykle ciekawym dokumentem i polecam jej lekturę, tu pozwolę sobie przytoczyć jeszcze jeden niewielki fragment dotyczący powiększenia granic miast.

(…)„Próby powiększania granic administracyjnych dużych i średnich miast poprzez selektywne
i siłowe włączanie pojedynczych miejscowości z sąsiednich gmin uważam za drogę donikąd, działającą tylko doraźnie i na krótką metę, a rujnującą wzajemne zaufanie, będące podstawą możliwości bardziej wszechstronnej integracji zarządzania w dłuższym horyzoncie czasowym i szerszym wymiarze terytorialnym. To wieczne „gonienie króliczka”, ponieważ rozwój przestrzenny będzie zawsze szybszy i wyprzedzający wobec procesów zmian granic administracyjnych.
”(…)

(…) „Podstawowego mechanizmu usprawnienia zarządzania na poziomie gminnym upatruję jednak nie w zmianach na mapie administracyjnej, a w mechanizmach współpracy samorządowej, przede wszystkim w formie porozumień. Zamiast dokonywać radykalnych zmian terytorialnych, powinniśmy się pogodzić z innym, acz być może równie rewolucyjnym podejściem – że gmina gminie nierówna. A rozwiązaniem pozwalającym na ich różnicowanie jest przekazywanie bardziej wyspecjalizowanych lub niemożliwych do utrzymania w danej jednostce zadań i kompetencji do sąsiedniego większego ośrodka – póki co, jeszcze bez definitywnego likwidowania coraz bardziej „wydrążonej” w ten sposób gminy. Być może ta finalna część procesu i tak zajdzie z czasem.
W układach powiatowych, gdzie mamy tylko jedno znaczące miasto, może to doprowadzić do sytuacji, w której poziom gminny stanie się najpierw funkcjonalnie, a z czasem
i faktycznie, praktycznie tożsamy z dotychczasowym zasięgiem powiatu. Ale bez naruszania społecznego i politycznego spokoju, który małym wspólnotom lokalnym się również należy. Podsumowując, wierzę, że pomiędzy utrzymaniem tyranii status quo a próbami dokonania radykalnej zmiany na samej mapie administracyjnej, skutkującej rozbudzeniem potężnych emocji społecznych, szczególnie w mniejszych miastach powiatowych lub gminach wiejskich, istnieje przestrzeń na poważną rozmowę o alternatywnych rozwiązaniach, które – choć naruszają niektóre lokalne interesy – dają szansę na zbudowanie szerszego poparcia dla proponowanych reform.”
(…)

Cały tekst analizy do pobrania na: (Debata listopad 2024_1-7.pdf)

Na najbliższej sesji Rady Miasta Słupska (18.12.2024) radni będą głosować nad przyjęciem uchwały i tym samym zgodą na rozpoczęcie prac przy wniosku o przejęcie terenów z Gminy Kobylnica i Gminy Redzikowo.

Obecnie trwa również proces rozszerzenia granic Ustki o Przewłokę. Gmina Ustka prowadzi konsultacje społeczne i przygotowuje dokumentację by bronić się przed utratą swoich terenów.
Jak widać próby szybkiego wzbogacania się miast o nowe tereny, mieszkańców
i wpływy z podatków stały się sposobem na rozwiązywanie problemów. Czy jednak to jedyna droga do poprawy sytuacji samorządów? Czy rozszerzenie granic zatrzyma postępujący upadek miast?

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here