Każdy kto miał przyjemność zaznajomić się z kaszubską kulturą z pewnością kojarzy jedno z największych osiągnięć jej sztuki i rękodzieła czyli haftowane czepce. Zadziwiająco niedużej wielkości, starodawne nakrycia głowy mienią się srebrem i złotem, oszałamiając bogactwem wzorów i misterną, tajemniczą techniką wykonania. Niewielu jednak wie jak długa i jak ciekawa jest ich historia.
Dawno, dawno temu (a dokładniej na początku XIII w.) żyli sobie na Pomorzu dwaj książęta – jeden sprowadził czepce, a drugi Krzyżaków. To nie jest żart. Powszechnie podręczniki szkolne głoszą o tym, jak to Konrad Mazowiecki sprowadził do Polski Krzyżaków (oczywiście wszyscy wiemy jak to się skończyło, ale nie oceniajmy). Z kolei jego znajomy, książę Mściwój I, ściągnął do Żukowa siostry zakonne norbertanki i wraz z żoną Zwinisławą zafundował im klasztor, dorzucając dobrych kilka wsi (tu już decyzja była bardziej trafiona). Zakonnice, oprócz typowych dla siebie zajęć, zaczęły prowadzić szkołę dla zamożnych panien, córek miejskich dostojników oraz bogatych chłopów. Jedną z nauk, które im przekazywały był jak się można domyślać specjalny rodzaj haftu, wykonywany złotą i srebrną nicią.
Początkowo dziewczęta wyszywały materiały potrzebne na, można powiedzieć, swoje “podwórko” czyli na rzecz kościoła. Z czasem zaczęły przyjmować zamówienia od świeckiej klienteli m. in. czepców dla bogatych kobiet. Nie była to tania sprawa, jeden czepiec był wart tyle co cała krowa. Z tego powodu po czepcu (jak też po całym stroju) bardzo łatwo było poznać, jakiej majętności oraz stanu cywilnego jest dana osoba. Panny nosiły wianki lub rozpuszczone włosy, w chłodne dni przykryte chustką. Czepce przysługiwały jedynie kobietom zamężnym. Dzisiaj nie możemy nadziwić się muzułmańskim dziewczętom, które ukrywają włosy pod hidżabem, ale jeszcze 100 lat temu wszystkim żonatym kobietom w Polsce kulturowo również nie wolno było pokazywać włosów, tylko nosić je pod czepkiem, chustą. Nie było więc łatwo naszym prababkom. Czepców zazwyczaj było kilka rodzajów, na co dzień ubierano te gorszej jakości albo wspomniane chusty, te piękne zdobione i haftowane zakładano tylko na najważniejsze okazje. Często też przekazywano sobie je w rodzinie, zatem córka idąc do ślubu mogła nosić czepiec matki lub babki. Bogactwo zdobień też było uzależnione od zamożności rodziny. Najbiedniejsze musiały zadowolić się gładkimi białymi lub czarnymi nakryciami, zamożniejsze kolorowym haftem z jedwabnych nici i tylko te naprawdę, naprawdę bogate mogły pozwolić sobie na wzory ze srebra czy złota (stąd nazwa czepców “złotogłowie”). Metalowe nici to nic innego tylko jedwabne nici owinięte metalową blaszką. Czasem zamiennie używano bajorka – skręconych w rureczkę drucików. Uważnych obserwatorów może zastanowić stosunkowo niewielki rozmiar czepców. W porównaniu z tymi pochodzącymi z innych regionów, są one bardzo malutkie. W rzeczywistości zakrywały tylko czubek głowy, nie dosięgając nawet skroni. Mocowano je w sprytny sposób owijając kilkukrotnie złożoną chustką i zawiązując wstążkami pod brodą.
Wiadomo już jak haftowano i dla kogo haftowano, pozostaje zapytać właściwie co? Jakie wzory były najpopularniejsze? Oczywiście przede wszystkim motywy kwiatowe – dzwonki, niezapominajki, goździki, margerytki, róże, chabry, drzewa życia, palmety (liście palmy), żuczki, pszczółki oraz jedne z najważniejszych owoce granatu. Granat w kulturze ludowej wiązał się z płodnością, miłością, zamążpójściem czyli wszystkim o czym niewiasta wówczas mogła marzyć. Inspiracje czerpały także z wzorów zagranicznych (ponieważ ścigane do klasztoru zakonnice pochodziły z różnych stron Europy) oraz sztuki barokowej. Popularne były również tulipany, niektórzy wierzyli, że jest to pozostałość po sprowadzonych holenderskich osadnikach, którzy “wchłonęli” się w lokalną społeczność, pozostawiając po sobie te wzory. Z zasady motywy nie mogły nachodzić na siebie, wszystko było ułożone w harmonii, tak jak i życie właścicielki powinno być poukładane, pełne równowagi.
Tajemnica tworzenia pięknych tkanin trzymana była w klasztornych murach, aż do rozwiązania zakonu w 1834 r. przez władze pruskie. Z całego kompleksu norbertanek pozostało jedynie 10 sióstr. Swoją sztukę zaczęły przekazywać wtedy także mniej zamożnym pannom z ludu, które tworzyły wzory na tańszym płótnie za pomocą nici, przez siebie naturalnie farbowanych. Dziewczęta rozwijały i doskonaliły dalej swoje umiejętności.
Z czasem sztuka hafciarska coraz bardziej odchodziła w zapomnienie. Jej wybawicielką okazała się Teodora Gulgowska. Słynna na Pomorzu twórczyni, zakasała rękawy, zebrała wzory z przetrwałych do jej czasów czepców, mebli pomalowanych na ludowo, ilustracji oraz wszelkich możliwych źródeł i stworzyła dzisiaj znany nam haft kaszubski. Chcąc podzielić się nim z innymi zgromadziła we Wdzydzach Kiszewskich wokół siebie wiele, wiele uczennic (przeszło setkę), pomagając im opanować haft wykonywany na poszewkach, obrusach, serwetkach, ubraniach. Było to nie tylko krzewienie kultury, ale także próba pomocy biedniejszym pannom z lokalnych wdzydzkich wsi znalezienia sposobu na dorobienie grosza, zwłaszcza zimową porą. To ona sprawiła, że nie używano już jednokolorowych nici, ale wykonywano wzory z kilkunastu nawet barw. Po śmierci męża dzielnie strzegła wzorów kaszubskiego haftu. Pewien nauczyciel opisał w gazecie, że próbował dotrzeć do kilku chociaż wzorników. Udał się więc do muzeum i mieszkania żyjącej jeszcze wtedy Teodory lecz ta kategorycznie odmówiła. “Żadnych wzorów poza Wdzydze nie wydaje bo Gulgowski tj jej małżonek, postanowił, że wdzydzkie hafty powinny być wykonywane jedynie przez miejscowe kaszubskie dziewczęta” Chodziło oczywiście o to aby mogły one w jak największym stopniu dorabiać do swojego utrzymania, co nie było wtedy łatwe. Choć misja nauczyciela nie udała się, przy kolejnych spotkaniach ujrzał niesamowitości jakie Pani Gulgowska zdołała zebrać w założonym przez siebie oraz męża muzeum jak i w prywatnym domu. Piękne wyhaftowane tkaniny, czepce, serwetki, obrusiki w niezmierzonej ilości piętrzyły się w skrzyniach oraz szufladach. Niestety prawie wszystko to spłonęło jeszcze przed II wojną światową, a skarby kultury kaszubskiej zostały utracone.
Z czasem uczennice Pani Teodory zaczęły tworzyć własne szkoły, udoskonalać wzory, zmieniać gamę kolorów. Szkoły żukowskiej, wdzydzkiej, puckiej, wejherowskiej, tucholskiej, borowiackiej, gdańskiej, a nawet słupskiej nie trzeba dziś szukać po muzeach. Motywy haftu kaszubskiego znajdziemy na ludowo ozdobionych zwykłych, codziennych ubraniach, torbach, dodatkach. Zamiast w muzealnych gablotach możemy zobaczyć je u zespołów folklorystycznych czy we wszechobecnych sklepach z pamiątkami. Dla niektórych mogą wydawać się kiczowate, ale kto pozwoli sobie na nie popatrzeć z bliska ujrzy w nich nie tylko w nich samych piękno, ale także piękną historię.
Źródła:
-
https://czec.pl/pl/c/ZLOTNICA-KASZUBSKA/295
-
https://historiaposzukaj.pl/wiedza,obiekty,688,obiekt_zlotnica.html
-
https://pl.wikipedia.org/wiki/Z%C5%82otnica_(nakrycie_g%C5%82owy)
-
https://www.zukowo.pl/Poczatki_haftu_kaszubskiego_poza_klasztorem_norbertanek,209#sub_mid
-
http://szwajcariakaszubska.com/haft-kaszubski
-
https://kaszubszczyzna.wordpress.com/tag/haft-kaszubski/
-
http://www.kartuzy.pl/strona/informacje-dla-turystow/331-haft-kaszubski/printable/pdf
-
-
http://wiano.eu/article/3301
-
-
https://czec.pl/pl/p/Serwetki-haft-kaszubski-szkola-wdzydzka/1009
-
https://pl.wikipedia.org/wiki/Teodora_Gulgowska#cite_note-2
-
https://www.zukowo.pl/Zespol_poklasztorny,189#sub_mid
-
Kaszëbë, 1958 nr 22 A. Bastian Gulgowscy
-
Dziennik Bałtycki, 1954 r. nr 9, B. Stelmachowska Wianek dziewczęcy i “złotnica”
-
Gryf: pismo poświęcone sprawom kaszubsko – pomorskim, 1934, nr 4 S. Brzęczkowski O istocie ornamentu kaszubsko – pomorskiego z 4 szkicami autora.
-
J. Dąbrowa – Januszewski, Z notatnika kaszubskiego, Słupsk 1988 r.