Ustawa o radości

0
373

“Przywilejem dzieciństwa jest poruszać się bez przeszkód między magią i owsianką,
między bezgranicznym strachem i galopującą radością.”
– Ingmar Bergman

Pani Róża miała do tej pory całkiem miły dzień. Jak na 60-letnią kobietę przystało, wstała już o świcie i z pełną powagą przystąpiła do wypełniania swojej listy do zrobienia. Msza poranna – jest. Wizyta u lekarza – jest. Wymienić tajne rządowe informacje o pandemii z Wawrzyniakową – jest. Z satysfakcją własnej produktywności starsza pani udała się na przystanek autobusowy. Nie minęło nawet kilka minut, a już głowy wszystkich współczekających obróciły się niczym u surykatek na sawannie. Przybył oto żółtoblachy rumak z dumnym numerem 1. Róża zasiadła wygodnie i cieszyła się spokojnym popołudniowym korkiem przy Wiejskiej. Dzień jak co dzień. Wtem z przystanku wbiegły zdyszane nastolatki. Z rozwianym włosem, krzywo zapiętym plecakiem, pogniecionymi koszulami. Dziewczęta znalazły wolne miejsca i cicho gaworzyły o swoich sprawach, zapominając o bożym świecie. Co chwila dały się słyszeć wybuchy radosnego, szczerego śmiechu. Miły dzień starszej pani polazł, jak to mówią, daleko od miejsca, gdzie Jezus rzucił swoje sandały. Czarna kreskówkowa chmura zagrzmiała nad siwą głową wraz z rodzącymi się kwaśnymi myślami. „I co one się tak cieszą? Życia nie znają, podatków jeszcze nie płacą, to się uśmiechają. Poczekajcie tylko, aż was zmarszczki najdą, stawy zaczną zdychać, artretyzm weźmie, wtedy już nie będzie tak miło. Do nauki się powinny wziąć, a nie plotkować i gruchać jak trzpiotki. Później rachunki zaleją i ni ma, że boli. Rozwiane to takie, chore nerki mają jak w banku szwajcarskim .Tak, tak! I co to za brak szacunku! Za moich czasów nikt się tak głośno publicznie nie zachowywał. No, może Wałęsa.” Po cichej kalkulacji w końcu nie wytrzymała i zwróciła parskliwie uwagę, iż panienki wcale w autobusie same nie są i spokoju pasażerowiczów mogłyby nie zakłócać. Może wtrąciła coś na temat złego wychowania, ale przecież w dobrej wierze. Porządek musi być. To nie z ukłucia tęsknoty za młodszymi latami lub chęci dołączenia – nonsens! Spełniła tylko obywatelski obowiązek, przekonywała samą siebie, gdy zasypiała wieczorem pod grubą białą pierzyną.
Co właściwie mówi ta historia? Otóż nie jest to wcale pozwolenie na głośne, swobodne zachowanie w transporcie publicznym. Też jestem za utrzymaniem dobrych manier, proszę mi wierzyć. Zastanawiam się tylko, czemu czasami, a niekiedy i często, tak drażni nas ten szczery śmiech. Dlaczego kłuje niewinny chichot, a uśmiechającego się przechodnia określamy słowem „dziwak”. Potrafimy dopatrywać się złych intencji w miłym zachowaniu ekspedientki w sklepie. Kobiety umieją się obrazić za otworzenie im drzwi, a mężczyźni – za zapłacenie rachunku. Dobre uczynki, o których wykładamy pociechom, są przez nas – poważnych i srogich Polaków – postrzegane jak anomalie, a radość jak nienormalność.
To, że narzekanie i marudzenie to nasza przywara narodowa wiemy od maleńkości. Sama nie raz zrzędzę jak najęta, za co mnie rodzina „walnąć po głowie” z oburzeniem nie omieszka – jak mogę narzekać, gdy tak mi przecież w życiu dobrze! Po czym narzekają na moje narzekanie. Święci pańscy, łańcuszek szczęścia jak z Gadu-Gadu 10 lat temu – przekaż albo dom ci grzybem obrodzi! Wszyscy się zawzięliśmy, niemal jednym głosem, że nie będziemy się cieszyć, że szczerzy to się osioł, a nie my – dumne orły. Może czasem przy odrobinie procentów… Prawdę mówiąc jednak, czy możemy się aż tak temu dziwić? Państwo, rząd i wieczorne wiadomości nie dają powodu do szczęścia. Ceny w sklepach są śmieszne, ale nie w tym dobrym sensie. Dotyka nas na co dzień wiele problemów. Jesteśmy zmęczeni, zziębnięci, dobici, spłukani, a do perspektywy urlopu lub wakacji naprawdę daleko. Radowanie się pachnie nam jakąś sztucznością, wymuszeniem, szwindlem nawet!
Może zwykliśmy narzekać, ponieważ potrzebujemy, co całkowicie normalne, trochę troski, opiekuńczości i współczucia? A kto nam to da, gdy będziemy sobie rechotać pod nosem i pokazywać niezaciśnięte zęby? Kiedy mówimy, co boli i jak nam źle, chcemy żeby nasz rozmówca poklepał nas po ramieniu, powiedział nam: jest ci tak ciężko, niesamowite, że się trzymasz. Żeby podziwiał wysiłek, jaki wkładamy codziennie w nasze obowiązki. Może pomógł, gdy mówimy o tym naszym bliskim, zrobił herbatę, zapakował do łóżka, przytulił, bardziej docenił. Może boimy się, że po radości przyjdzie płacz, więc wolimy nie kusić losu. Im jesteśmy starsi, tym gromadzimy więcej doświadczeń dobrych i złych, a chcemy spodziewać się złych, żeby się nie rozczarować. Albo to jakieś nasze braki wyniesione ze szkoły. Niby w bajkach było coś o „długo i szczęśliwie”, ale o radości niewielu potem uczyło, a i podręczniki o tym milczały.
Później spotykamy osobę, która ma odwagę cieszyć się i coś w nas się sprzeciwia, coś w nas zazdrości, jakiś złośliwy diabełek chciałby zmącić to uczucie. Gdy mąż bawi się sklejaniem modelu albo meczem w telewizji, zwykłyśmy go dręczyć, że marnuje czas na głupoty. Gdy z kolei kobieta wchodzi tanecznym krokiem, bo udało jej się kupić bluzkę, którą bardzo chciała mieć, czy też zrobić coś dla siebie, wypomni się jej próżność lub tracenie pieniędzy na bzdury. Skaczącemu dziecku głosimy prawdę: nie śmiej się bo zaraz będziesz płakać. Zakochanej koleżance – nie nastawiaj się tak, faceci są bez serca. Koledze, który zaczyna grać w zespole, nie wróżymy kariery i rzadziej traktujemy poważnie, no bo jak tu teraz z tego wyżyć.
A może by zamiast tego pozwolić na ten uśmiech. Pozwólmy na wybuchy chichotu nawet z lekkomyślności, z głupstw, uśmiechnijmy się do nieznajomych w autobusie; jeśli nie ma wyraźnych powodów, żeby się nie cieszyć, to czemu tego nie zrobić. Nie zalewać się żółcią, bo to niezdrowe, a leki przecież kosztują. Moja diagnoza – w wielu przypadkach cierpimy właśnie na takie samozatrucie. Pora na detoks – wprowadźmy ustawę! Ustawę o radości. Od dziś każdy Polak winien jest uśmiechnąć się przynajmniej trzy razy dziennie. Raz na dobę cieszyć się niepohamowaną radością przez 5 minut. Życzyć dobrych rzeczy 7 osobom wokół siebie. Zobaczmy, co z tego będzie. Może polskie podwórko przestanie być takie szare, sąsiad wkurzający, a szefowa nie do zniesienia. Ja zacznę od dzisiaj. Obyśmy uśmiechnęli się do siebie gdzieś przypadkowo przy Wiejskiej…

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here