Bilety, PIT-y i selekcja przy bramce. Słupsk świętuje – ale nie z każdym

0
520

Szanowni Państwo, mieszkańcy Słupska z kartą, bez karty, z PIT-em, bez PIT-u, legalni i półlegalni, stacjonujący tu wojskowi, gapowicze od sąsiada zza ściany, uchodźcy i imigranci – ci na dłużej i ci, którzy przyjechali w gości – oto nadszedł czas, by celebrować. Bo przecież nasze miasto obchodzi 760-lecie nadania praw miejskich, 715-lecie ich ponowienia oraz 80. rocznicę zasiedlenia przez ludność polską. A jak świętować, to z klasą! To znaczy – z listą gości i selekcją jak na bankiecie u ministra.

I uwaga –to nie jest tekst przeciwko świętowaniu. To nie jest lament na dźwięk miejskich fanfar, marszu orkiestry ani wieczornego koncertu pod rozgwieżdżonym niebem. Przeciwnie – to felieton o tym, jak bardzo potrzebujemy WSPÓLNEGO święta. 

Na dobry początek – dzieci. One jak zwykle są oczkiem w głowie każdego wydarzenia. Animacje? Oczywiście! Gry miejskie? Ależ tak! Malowanie buziek, kolorowe warkoczyki, bańki mydlane i balony – wszystko za friko, bo przecież dzieci jeszcze nie płacą podatków, więc mogą się cieszyć. No i tu wszystko jest OK.
Ale gdy tylko na scenie pojawia się koncertowa atrakcja dla nieco starszych – tych, co mają lat więcej niż dwanaście i PESEL nieco poważniejszy – zaczyna się inna bajka. Bo, proszę państwa, od tej pory za radość trzeba płacić. Tak, płacić za możliwość stania na placu miejskim i słuchania artysty, którego nazwisko i jego twórczość niektórzy poznali dopiero czytając zapowiedzi tej imprezy.

A miało być tak pięknie: wydarzenie otwarte, na które „może wejść każdy i bawić się każdy”…

Ale po kolei. Co nas czeka w ten piękny, czerwcowy weekend?

W sobotę 14 czerwca miasto ożyje już od rana, bo ruszy 3. edycja Biegu na Ratuszową Wieżę. Wyścig na szczyt ratusza, czyli wydarzenie dla tych, którym niestraszne zadyszki, zawroty głowy ani widok na miejską rzeczywistość z góry. Potem gra miejska: „Słupsk: misja historia”, czyli urbanistyczne podchody z elementami retrospekcji. A dla najmłodszych – cała paleta rozrywek: od dmuchańców po brokatowe tatuaże, z pełnym wsparciem słupskich instytucji kultury, które wychodzą z inicjatywą.
W międzyczasie Plac Zwycięstwa zamieni się w rodzinną oazę – piknik z talent show, gdzie młodzi muzycy ze Słupska będą się starali wzruszyć jurorów i publikę, zanim wieczorem scena stanie się miejscem chilloutu przy DJ-skich setach. Wszystko to okraszone nastrojem „wspólnego świętowania pod rozgwieżdżonym niebem”.
W niedzielę 15 czerwca ruszymy z nową energią – turniej szachowy dla strategicznych umysłów i koncert Filharmonii „Sinfonia Baltica” w ratuszu. A potem parada – wielka, kolorowa, radosna. Jak w pochodzie pierwszomajowym: dzieci, dorośli, flagi, banery, dudy, fanfary. Idziemy – nie wiadomo po co, ale razem! A potem życzenia dla miasta, tort urodzinowy, symboliczne „Sto lat” i żywy obraz – bo jak wiadomo, nic tak nie buduje tożsamości lokalnej jak ludzie stojący w kształcie liczby. Mnie by nie bawiło, ale Państwa – być może…

Wieczorem scena na placu znów się rozgrzeje. Najpierw lokalni artyści, a potem Smolik/Kev Fox, czyli duet dla wymagających. Na deser – Krzysztof Zalewski, nasz Artysta Roku 2025, człowiek-fryderyk, objawienie sceniczne, charyzma i ten głos. I tu pojawia się pytanie…

Kto tak naprawdę wejdzie na ten koncert?

Jeśli masz kartę mieszkańca albo rozliczyłeś PIT w Słupsku – proszę bardzo, zapraszamy!
Z uśmiechem i wejściówką pobraną odpowiednio wcześniej w Centrum Informacji Turystycznej. Jednak jeśli jesteś tylko sąsiadem zza między, turystą, imigrantem, uchodźcą, cudzoziemcem albo – o zgrozo – amerykańskim żołnierzem stacjonującym w Redzikowie,
to przykro mi bardzo – portfel w dłoń. Bilet: 100 zł. (Taką informację podczas konferencji prasowej przekazała Dagna Maśnicka z Urzędu Miasta). Bo gościnność „po słupsku” kończy się na dowodzie osobistym i meldunku.
Zawsze możesz stanąć na zewnątrz strefy biletowej i koncert usłyszysz – za darmo. No ale to nie to samo, prawda? Oczywiście, za darmo posłuchasz jeśli władze nie wynajmą jakichś „miotłowych” ochroniarzy, żeby wyganiać gapowiczów. Bo przecież impreza jest masowa, więc bezpieczeństwo przede wszystkim! A ochrona to nie tylko fizyczna, ale i duchowa – trzeba pilnować, by do strefy „prawdziwych mieszkańców” nie wlazł nikt nieuprawniony.

To nie żart. Przypomnijmy, że już w 2023 roku Rzecznik Praw Obywatelskich złapał się za głowę i grzecznie, ale stanowczo pogroził palcem naszym Prezydentkom, pisząc, że takie wykorzystywanie karty mieszkańca może łamać konstytucyjne prawa obywateli i prowadzi do nierównego traktowania mieszkańców. Ale kto by się przejmował RPO, kiedy można świętować 760-lecie przy własnym torcie?

Karta Mieszkańca – ekskluzywna wejściówka do miejskiego raju

Słupsk zamieszkują 76 522 osoby, ale aktywnych kart mieszkańca mamy tylko 24 144, kolejnych 1 668 czeka na odbiór. Czyli ponad połowa miasta – sorry, nie wchodzicie. Karta jest nie tylko symbolem przynależności, ale i biletem klasy premium do strefy „zasługujących na kulturę”. Brak karty? No to niestety, kultura tylko zza płotu.

I proszę nie mówić, że bilety na Zalewskiego to warunek artysty – dzwoniłam do menadżera…

Miasto, które zapomniało, czym było

Ale gdy już tak hucznie świętujemy, warto byłoby przypomnieć o jeszcze jednej rocznicy,
o której zaskakująco mało się mówi: Słupsk obchodzi właśnie 80. rocznicę zasiedlenia przez ludność polską. Tak, to wtedy, po wojennej zawierusze i globalnym kataklizmie, przybyli tu ludzie z Kresów, z Mazowsza, z Podkarpacia i Południa, z walizką wspomnień, dziećmi na rękach i nadzieją w oczach. Nie mieli wtedy nic – poza wolą, by razem coś zbudować.
I udało się. Powstało miasto. Społeczność. Wspólnota. Otwartość. Braterstwo.
Może i Siostrzaństwo.
Wtedy nikt nie wymagał pierwszej strony PIT-u, żeby dostać się na Plac Zwycięstwa. Nie pytano o numer działki w rejestrze meldunkowym, żeby zjeść wspólną zupę. Nie trzeba było przedstawiać Karty Mieszkańca, żeby dostać dach nad głową, prawo do pracy czy… prawo do bycia. Przyjmowano ludzi takimi, jacy byli. Z akcentem, z modlitwą do innego Boga, z innym zwyczajem przy stole. I jakoś – uwaga – to działało.

A dziś, 80 lat później, celebrujemy tę wielką rocznicę otwartości… zamykając bramki. Symboliczne i realne. Bez Karty nie wejdziesz. Bez meldunku – pocałuj klamkę.
Bez kodu pocztowego 76-200 – sorry, może za rok. Paradoks, który gdyby nie był tak ponury, nadawałby się do kabaretu. Ale nie jest. To nasze miejskie realia.

Czy Mamy z Ukrainy mieszkające w Słupsku wejdą na koncert? Te same które obsługują nas w kawiarniach, które uczą się naszego języka, które robią zakupy w naszych sklepach
i przyprowadzają dzieci do naszych szkół? Czy żołnierz amerykański, który od kilku lat stacjonuje pod Słupskiem i zostawia dolary w piekarni, może nie tylko gminnej, zasłużył już na odrobinę muzyki pod gwiazdami? Może jeśli dołączy do wniosku meldunkowego opinię Pentagonu? A imigranci, którzy zasilają swoją pracą słupskich przedsiębiorców?
Czy to w urzędowej definicji „nasz”, czy nie nasz?

Witamy w Słupsku – mieście otwartym… ale z selekcją. Rocznica, która miała być świętem wspólnoty, zamienia się w pokaz dzielenia: na tych „od nas” i „spoza układu”. Brakuje tylko bramek z czytnikiem siatkówki i testu lojalnościowego przy wejściu. Może jeszcze losowanie
z nagrodą główną – „dostęp do tortu urodzinowego”. Albo quiz obywatelski: „Czy jesteś wystarczająco słupski?”

Miasto, które powstało z gościnności i solidarności, dziś z dumą pokazuje, jak skutecznie można zasłonić się regulaminem, tabelką w Excelu i estetyką plastikowej karty. Symboliczne? Bardzo. Wzruszające? Do łez.

Ile to świętowanie nas kosztuje?

Z całym rozmachem: 238 500 zł brutto. W tej kwocie:

  • scena i technika koncertowa,

  • honoraria artystów (Zalewski nie śpiewa przecież za ciastka),

  • noclegi, catering, logistyka,

  • animacje dziecięce,

  • ochrona, ZAIKS, karetka,

  • wydruk biletów (i wejściówek),

  • baner na ratuszu – 1 753 zł,

  • informator jubileuszowy – 1 690 zł za 1000 egzemplarzy,

  • logotyp jubileuszowy – skromne 10 000 zł.

Całość finansowana jest z miejskiego budżetu, choć „poufna” umowa z firmą Perla mówi
o sfinansowaniu części kosztów, tyle że – co ciekawe – pieniądze nie wpływają na konto Urzędu i nikt nie zna szczegółów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here