Charków, jaki pamiętam

0
334
Sobór Zwiastowania, fot. arch. prywatne

Miałam to szczęście, że trzy lata temu spędziłam turystycznie dwa tygodnie w Charkowie. Wspominam ten pobyt niezwykle ciepło. Ujęła mnie gościnność, uśmiech i życzliwość mieszkańców, którą odczuwałam na każdym kroku. Oczarował mnie gwar dużego miasta i lekki chaos, który jest wszędzie tam, gdzie dużo się dzieje.

Miałam szczęście zobaczyć przepiękne cerkwie, w tym Monaster Opieki Matki Bożej z soborem pod tym samym wezwaniem (z XVIII wieku, rozbudowywany w XIX wieku) oraz Sobór Zwiastowania z 1901 roku. Udało mi się także zwiedzić Synagogę Tempel z początków XX wieku.
Byłam w kilku muzeach, na koncercie w filharmonii oraz na przedstawieniu w jednym z teatrów. Szczególnie wspominam Muzeum Historii Południowej Kolei, bo było świeżą chlubą miasta – dopiero co otwarte, z ciekawymi eksponatami i tablicami informacyjnymi oraz Muzeum Kosmonautyki im. Gagarina z oryginalnymi pamiątkami po kosmonautach i przedmiotami, które wróciły z podróży w kosmos.
Dziś cieszę się, że udało mi się przejechać tamtejszym metrem, marszrutką oraz tramwajem.
Świeżutkie, jeszcze ciepłe wypieczki – tradycyjnie wypiekane przez zakonników i sprzedawane przy Monasterze słodkie bułki z nadzieniem np. z twarogu, różnych owoców lub na słono były lokalnym przysmakiem, po który od rana ustawiała się przez cały dzień kolejka. Mieszkańcy kupowali je w drodze do i z pracy, na zakupy, przy okazji odpoczynku w przylegającym parku. Były pyszne!
Najpiękniejsza architektura miasta to, oprócz obiektów sakralnych, reprezentacyjne budowle przy ulicy Sumskiej – powstałej w XVII wieku, która zachowała swój układ historyczny do czasów współczesnych. Przy Sumskiej można było m.in. podziwiać budynek dawnego Banku Rosyjsko-Azjatyckiego z 1910 roku. Wzrok przykuwał także zabytkowy budynek Banku Państwowego, wzniesiony w latach 1897-1900 w stylu renesansu florenckiego, teatr „Empire” z 1907 roku oraz liczne XIX-wieczne kamieniczki. Poza tym architekturę miasta tworzą budynki poradzieckie. Najsłynniejszy to Dzierżprom, pierwszy wieżowiec w ZSRR, wybudowany w 1928 roku, na którym wzorowano PKiN w Warszawie. Inny – monumentalny gmach Charkowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Wasyla Karazina z 1932 roku w stylu modernistycznym. Ciekawostką jest, że na uniwersytecie tym bez sukcesu próbował ukończyć medycynę Józef Piłsudski. Polacy, po klęskach powstańczych w XIX wieku, licznie przybywali do Charkowa, tworząc ważną w tutejszej społeczności mniejszość narodową. Wracając do architektury – wart wzmianki jest także budynek dworca kolejowego, wzniesiony w latach 50. XX wieku w miejscu wcześniejszego budynku zniszczonego podczas drugiej wojny światowej. Fasadę ozdobiono naturalnym kamieniem, ceramiką, elementami z brązu i dekoracją malarsko-rzeźbiarską. Wreszcie – Charków, jaki zapamiętałam, to także nowoczesny budynek Filharmonii Charkowskiej i przeszklone biurowce – jeszcze w budowie.
Wszystko razem w cudownym pomieszaniu i zgodnej koegzystencji. Charków był miastem, które się prężnie rozwijało, było nowoczesną metropolią, czasem jeszcze zaniedbaną w niektórych miejscach, ale pełną życia i aspiracji, by stać się jeszcze piękniejszym i wygodniejszym dla mieszkańców miastem.
Byłabym zapomniała o parkach i terenach zielonych! Przede wszystkim wspomnę Park Gorkiego, który przypominał mi Park Śląski w Chorzowie. Znajdował się tam m.in. największy na Ukrainie rollercoaster, duży diabelski młyn i kolejka linowa z wagonikami podobna do chorzowskiej „Elki”. Pierwotnie park otwarto w 1907 roku, ale w czasie drugiej wojny światowej uległ całkowitemu zniszczeniu. Odbudowano go po wojnie na prawie 100 hektarach, a w 2012 roku ukończono jego renowację.

Taki był Charków jeszcze niedawno. Jak bardzo tego Charkowa teraz żal! Przede wszystkim trudu ludzkiego, aby odrestaurować piękne, stare cerkwie i kamienice, aby zbudować nowoczesne obiekty kultury i uczynić miasto atrakcyjnym miejscem do życia na co dzień i dla turystów. Wiem, że tamtego Charkowa już nie ma. Ten, który powstanie na gruzach będzie już inny. Życzę, aby odrodził się taki, jaki chciał być: piękny, różnorodny, nowoczesny, ale zarazem pamiętający o swojej historii. I przede wszystkim ukraiński. Doskonale pamiętam, że mieszkańcy mówili głównie po rosyjsku, ale powszechnie deklarowali przywiązanie do Ukrainy. Było to słychać i widać na każdym kroku.
Dla mnie Charków ma także twarze konkretnych ludzi. Myślę, co się stało z babcią, która sprzedawała wypieczki. Kupowaliśmy je codziennie, więc już nas znała, wiedziała skąd przyjechaliśmy. Gdy raz nie było z nami mojego syna, zaniepokojona spytała z troską w głosie, gdzie jest malczik. Myślę, co stało się z kierowcą marszrutki, którą zajechaliśmy przypadkowo na duże osiedle – teraz w gruzach. Kierowca odwiózł nas z powrotem do centrum miasta. Nie chciał pieniędzy za powrotny kurs. Myślę o rabinie, który pozwolił nam zwiedzić synagogę i opowiedział o jej historii. Myślę o starszym panu, pracowniku Uniwersytetu Charkowskiego, który oprowadzał nas po całej uczelni. O pani kierownik Katedry Filologii Polskiej, która z dumą pokazywała uniwersytecką bibliotekę literatury polskiej. Myślę o dwóch starszych paniach, które sprzedawały pamiątki religijne przy Soborze Zmartwychwstania. Kupiliśmy kilka obrazków na drewnie stylizowanych na ikony – panie opowiedziały nam szczegółowo o kilku świętych czczonych tylko w prawosławiu. Wahaliśmy się, ale ostatecznie nie kupiliśmy zdobionego, srebrnego dzwoneczka. Powiedzieliśmy, że będzie powód, aby wrócić. Któż by wówczas pomyślał, że może to być wkrótce niemożliwe. Myślę o charkowskich studentach, którzy nie raz z ogromną życzliwością i cierpliwością tłumaczyli, jak dojechać marszrutkami w konkretne miejsce, sprawdzając wcześniej połączenia w aplikacjach swoich smartfonów. Myślę o kobietach, młodszych i starszych, które – zawsze w chustkach na głowie zawiązanych pod brodą – wchodziły w ciągu dnia do cerkwi, aby chwilę się pomodlić i zapalić światełko w sobie tylko wiadomej intencji. Myślę o najuboższych mieszkańcach Charkowa, zwykle schorowanych i niepełnosprawnych, którzy prosili o datki przed cerkwiami. Myślę o sprzedawcach wszelkich, skądinąd uroczych, badziewi piętrzących się na składanych stolikach w przejściach podziemnych i przy wejściach do metra. O zaczepiających na ulicy akwizytorach – tak młodych, że ledwie dorosłych, pewnie w swej pierwszej pracy. O sprzedawcy najpyszniejszego soku z granatu, jaki kiedykolwiek piłam. Było to na dużym bazarze miejskim, gdzie – obok mnóstwa rzeczy – sprzedawano orientalne przyprawy i owoce. Co się teraz dzieje z tymi wszystkimi ludźmi? Czy żyją? Czy mają co jeść? Czy są bezpieczni?
Ukrainę zaatakowano wcześnie rano, podczas pory snu ukraińskich dzieci i większości dorosłych. Zaatakowano haniebnie – bo brutalnie, bezwzględnie i bez litości nie tylko ludzi równych sobie w walce, tj. uzbrojonych i wyszkolonych żołnierzy, ale również tych najsłabszych, którzy bronić się nie potrafią. Widzieliśmy w tej wojnie już wszystko, do czego zdolny jest homo sapiens w czynieniu zła: mordowanie dzieci, ciężarnych kobiet, niepełnosprawnych i starców, nieludzkie tortury, niszczenie zapasów żywności, równanie z ziemią dziedzictwa kulturowego, odcinanie drogi ucieczki ludności cywilnej, okłamywanie z premedytacją społeczeństwa rosyjskiego, aby usprawiedliwić i uprawomocnić swoją agresję. Na marginesie – mechanizm propagandy jest stary jak świat. Wiadomo, że kiedy gospodarz chce powiesić psa, to najpierw rozpowiada po wsi, że pies ma wściekliznę. W tym wszystkim trzeba czegoś więcej, niż tylko posłusznego wypełniania rozkazów. Trzeba świadomie chcieć wyeliminować, unicestwić drugą istotę, cały naród. Na szczęście Ukraina wciąż się walecznie broni, wbrew założeniom agresora.
Znam eksperyment Zimbardo z więźniami i strażnikami, ale i tak trudno mi zrozumieć, co jest w głowach ludzi czyniących drugim tyle zła. Hannah Arendt w „Korzeniach totalitaryzmu” pisała, że zło jest w swej istocie banalne. Ma twarz zwykłych, szarych urzędników, gorliwie wypełniających rozkazy. Bezmyślnych wyrostków, którzy chcą zaimponować takim jak oni. A nie mogą zaimponować niczym innym, jak tylko swoją agresją. Tak często jest, że wystarczy jeden psychopata z manią wielkości i swoim planem zniszczenia, a cała rzesza oddanych mu pomagierów szybko się znajdzie. Prawda, że są ludzie, którym sprawia przyjemność widok cierpienia innych. Są tacy, którzy ciągle obsesyjnie potrzebują czuć się lepsi od innych, więc krzywdzą. Leczą tym niskie poczucie własnej wartości. Są tacy, którzy agresją tuszują swój własny lęk. Najwięcej jest takich, którzy po prostu robią, co im się każe. Albo są okrutni dlatego, że wmówiono im, iż czynienie zła drugiemu jest dobre, bo ofiara sama na to zasłużyła, ponieważ… tu wstaw cokolwiek, byle pasowało „na pomieszanie dobrego i złego”. O Ukraińcach powiedziano, że są faszystami. Wreszcie – zło ma również twarz ludzi obojętnych, którzy trzymają się z daleka, których nie obchodzi, że innym dzieje się krzywda, póki ich interes na tym nie traci.
Zło jest wrodzoną i trwałą cechą gatunku ludzkiego, wykształconą, aby homo sapiens mógł przeżyć. Może być wzmacniana bądź osłabiana przez wpływ społeczności. Jeśli nasz przodek zabijał drugiego przedstawiciela swojego gatunku, zyskiwał dostęp do jego zasobów, głównie terytorium i pożywienia – co znaczyło kiedyś być albo nie być – i jednocześnie sam mógł czuć się bezpiecznie. A zabijanie lub podporządkowywanie sobie słabszego było, brutalnie mówiąc, uzasadnione racjonalnie i ekonomicznie. Agresor podczas walki tracił mniej własnych zasobów, a mógł zyskać więcej i w krótszym czasie, niż walcząc z równym sobie. Mniejsze było też zagrożenie odwetu. Niektórzy świadomie nadal kierują się tymi prehistorycznymi kategoriami, choć przemoc wobec słabszego od dawna uważamy powszechnie za haniebną. Ale nawet, jeśli świadomie potępiamy agresję, to i tak siedzi ona głęboko w środku każdego z nas. Musimy uważać, bo wszyscy mamy skłonność do zła – karmi się naszymi lękami, kompleksami, niezaspokojonymi ambicjami, obsesyjną potrzebą kontroli drugiego, wynikającą z braku poczucia bezpieczeństwa, potrzebą skrajnej dominacji, dzięki której czujemy się ważni w naszych własnych oczach, zazdrością, że ktoś ma to, co sami chcielibyśmy mieć, potrzebą akceptacji w swoim środowisku, chciwością aby ciągle mieć więcej i więcej, pielęgnowanym latami poczuciem własnej krzywdy – często wyimaginowanej lub nierealnie wyolbrzymionej. Od nas zależy, czy pozwolimy tej wrodzonej skłonności do zła urosnąć na tyle, aby owładnęła naszymi myślami i postępowaniem, zrobiła z nas niewolników o umyśle zniewolonym rządzą niszczenia drugiego.
Niekontrolowanie swojej skłonności do zła, brak hamulców moralnych czyni z człowieka okrutną, pozbawioną empatii bestię. Ale ostatecznie zawsze mamy wybór i zawsze indywidualnie ponosimy odpowiedzialność za nasze czyny. Zawsze też przychodzi dzień, kiedy sami przed sobą się rozliczamy, nawet jeśli nie rozliczą nas inni. Bo przemoc zawsze krzywdzi dwie strony – ofiarę i sprawcę. Tu, wbrew pozorom, nie ma wygranych, mimo chwilowego poczucia triumfu u sprawcy. Czy piszę tylko o żołnierzach rosyjskich i ich mocodawcach? Nie, nie tylko. Putin nie jest pierwszym w historii okrutnym władcą, który chce podporządkować sobie cały świat. Odchodząc od polityki – spójrzmy na wszechobecną przemoc wobec kobiet, nie wyłączając nastoletnich dziewczynek. Wyrządzaną zarówno indywidualnie, jak i systemowo, instytucjonalnie, na całym świecie, także w naszym kraju, od wieków po dziś dzień. Spójrzmy na różnego typu przemoc kościoła katolickiego wobec tak wielu ludzi, w tym dzieci – istniała setki, dziesiątki, czy kilka lat temu i jest nadal – również na całym świecie i również w naszym kraju. Wreszcie – hejt internetowy: wszystkich na wszystkich – chleb powszedni naszych czasów.
Nie wiem, czy dziwny, czy po prostu – niestety – taki już jest ten świat. Wierzę jednak, że „ludzi dobrej woli jest więcej”, jak śpiewał legendarny Czesław Niemen. Niech mistrz przemówi raz jeszcze do wszystkich, którzy czynią lub tolerują zło: „Przyszedł już czas, najwyższy czas, nienawiść zniszczyć W SOBIE”!
Na koniec tego tekstu chciałabym z całego serca podziękować wszystkim mieszkańcom pięknego i bohaterskiego Charkowa, którzy kiedyś tak serdecznie i dobrze nas przyjęli. Chciałabym wyrazić swój sprzeciw i gniew na bezsensowne okrucieństwo, które spadło na niewinnych ludzi. A także skłonić głowę w pełnej szacunku minucie ciszy przed grobami i zmarłymi, którzy grobu nie mają, a którzy polegli na ukraińskiej ziemi, broniąc swej ojczyzny i swych najbliższych przed złem w najczystszej postaci.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here