Oswoić kosmatość w sobie
Czwarty dzień festiwalu rozpoczął spektakl ,,Tkaczka chmur. Baśń o trzech Zorzach” Śląskiego Teatru Lalki i Aktora Ateneum w Katowicach. To przeplatana złotą nicią opowieść o poznawaniu własnych emocji, sile miłości i poświęcenia, aż w końcu o konieczności kroczenia własną ścieżką. Baśniowe kreacje trzech Zórz przenoszą widza do cudownego świata dziecięcych fantazji. Bohaterowie spektaklu to młode rodzeństwo, które poznaje cierpienie związane z odejściem bliskiej osoby. Ta strata wcale nie przekreśla wysiłków małego chłopca, który starał się ze wszystkich sił pomóc swojej chorej siostrze. Droga którą przeszedł, początkowo miała uratować dziewczynkę, ostatecznie jednak wzbogaca
i umacnia jego samego. Mimo smutku, który czujemy wraz z bohaterem, pokrzepiają nas słowa dziewczynki. ,,Teraz już na pewno da sobie radę.”
Historia kończy się poruszającą chwilą pożegnania rodzeństwa bohaterów. Do mierzenia się ze strachem czy samotnością potrzeba nam wsparcia bliskich, jednak ostatecznie jest to droga którą musimy przejść poniekąd sami.
Spektakl nie przedstawia stereotypowej historii, która kończy się happy endem. Mówienie
o ciężkich doświadczeniach wymaga niezwykłego wyczucia i delikatności, co bez wątpienia zostało umiejętnie przekazane przez twórców. Nie unikają oni ciężkich doświadczeń, mówią o nich jednak w sposób przystępny dla młodego odbiorcy. Dostajemy więc niezwykle życiową lekcję o ludzkim losie i tym że ,,tak trudno jest przecież żyć bez końca na tym świecie.”
aut.Aleksandra Mazur
Katarzyna Jackowska-Enemuo
Tkaczka chmur. Baśń o trzech Zorzach
adaptacja i reżyseria: Katarzyna Hora
scenografia: Jan Głąb
muzyka: Katarzyna Bem
Wykorzystano również muzykę Katarzyny Jackowskiej-Enemuo (Zorze, zorzyczki) oraz tradycyjną melodię huculską (Już się nam opowieść przędzie).
obsada:
Zorza Poranna – Katarzyna Prudło
Zorza Południowa – Krystyna Nowińska
Zorza Północna – Beata Zawiślak
Chłopiec – Grzegorz Eckert
Dziewczynka – Urszula Gołdowska
Czarownik – Bartosz Socha
Kto się przezywa, sam się tak nazywa
Kolejnym widowiskiem tego dnia, który mieliśmy okazję oglądać był spektakl ,,Fujka
i Ocean” w reżyserii Janni Younge, w wykonaniu Teatru Lalek ,,Pleciuga” ze Szczecina. Intensywne poszukiwania swojej tożsamości przez tytułową bohaterkę stały się główną osią historii. ,,Life is brutal” powtarza każdy, co jednak nie powstrzymuje dzielnej Fujki przed wypłynięciem z odmętów bezpiecznego oceanu i rozpoczęciu poszukiwań własnego ,,Ja”. Lekcja, skierowana do najmłodszych, mówi o radosnym odkrywaniu, a także o otwartości na zmiany, które choć nieuniknione, są ważnym elementem w naszym rozwoju. Muzyka jak
i elementy scenografii nawiązujące do afrykańskich rytmów wzbogacają świat przedstawiony i zapoznają nas z nowymi brzmieniami. Efektowna scenografia, do stworzenia której wykorzystano w głównej mierze materiał jutowy, nadaje całości niebanalny charakter, który na długo zapadający w pamięci.
aut: Aleksandra Mazur
,,Fujka i Ocean”
reżyseria: Janni Younge (RPA)
tekst, scenariusz: Magdalena Mrozińska, Janni Younge (RPA)
scenografia, kostiumy, lalki: Janni Younge (RPA)
muzyka: Filip Sternal
Obsada:
Magdalena Dudek, Aleks Joński, Paulina Lenart/Katarzyna Klimek, Marta Łągiewka
Grażyna Nieciecka-Puchalik, Krzysztof Tarasiuk.
Skołowani
,,Kulka” to historia stworzona z myślą o najmłodszych przez Tomasza Maśląkowskiego
i Wrocławski Teatr Lalek/Fundację LALE.Teatr. Bez użycia słów opowiada ona o przyjaźni dwóch mężczyzn (w tych rolach świetni Radosław Kosiukewicz i Grzegorz Mazoń), których poróżniły upodobania muzyczne. Całość przypomina skecze Rowana Atkinsona wcielającego się w rolę Jasia Fasoli i jest oparta na gagach i humorze sytuacyjnym. Tytułowa kulka pojawia się i znika, jest postacią, która naigrywa się z bohaterów i ich wzajemnych dąsów. Nie ma też stałej formy, raz jest balonem, raz piłką, piłeczką czy klaunim nosem.
W pewnym sensie to właśnie dzięki niej dochodzi do finałowego pojednania. Zmęczeni zabawą bohaterowie godzą się ze sobą i razem grają na ukulele ulubione piosenki. Choć spektakl w całości kierowany jest do dzieci, na widowni rozlegały się także gromkie śmiechy dorosłych opiekunów. Pozostaje jedynie pogratulować twórcom stworzenia spektaklu, na którym bawiły się zarówno małe dzieci, jak i te duże.
aut: Adam Szydzik
,,Kulka”
scenariusz, reżyseria, scenografia: Tomasz Maśląkowski
muzyka: Grzegorz Mazoń
obsada: Radosław Kasiukiewicz, Grzegorz Mazoń
Utnij mi język. Żebym nie miała pokusy odzywać się do nikogo
Ostatnim prezentowanym tego dnia spektaklem był ,,Mi estas Lidia”, monodram
w wykonaniu Pauli Czarneckiej, poświęcony życiu Lidii Zamenhof. Nie jest to jednak spektakl, który w całości wpisuje się w obecny ostatnio w teatrze nurt biograficzny. Przywołana przez Czarnecką postać Lidii opowiada wprawdzie historię swojego życia, jednak bardziej niż o sobie samej, mówi o korzeniach polskiego antysemityzmu
i zbrodniach, których dokonała zarówno Trzecia Rzesza, jak i polscy nacjonaliści.
Zanim naziści zbudowali na terenie Oświęcimia piece krematoryjne, Lidia musiała mierzyć się z prześladowaniem ze strony kolegów ze szkoły, którzy z radosnym uśmiechem, ciągnąc ją za włosy, pytali: “Czy wy, Żydzi, zabierzecie nam domy i kraj?”. Czarnecka trafnie odczytuje panujące w Polsce obecne nastroje, których apogeum osiągnęliśmy dotychczas
w 2020 roku, kiedy to prezydent Andrzej Duda w trakcie kampanii wyborczej sprawnie posługiwał się podobną retoryką obfitą w nienawistne metafory skierowane wobec osób LGBT. Odnajdując paralele między wydarzeniami z okresu międzywojnia a współczesnością, Czarnecka buduje pesymistyczny obraz Polski, jako kraju skażonego klątwą nieustannie odradzającej się nienawiści. Receptą na rozwiązanie tego problemu miało być esperanto, sztuczny język stworzony przez Ludwika Zamenhofa, ojca Lidii. Lidia dostrzega przemocowy charakter języka wernakularnego, który na każdym poziomie obfituje w metafory represjonujące po kolei każdą z grup społecznych. Ona sama, pomimo pielęgnacji
i rozwinięcia ojcowskiej idei, nie jest w stanie udźwignąć jej brzemienia. Na zwrócenie szczególnej uwagi zasługuje oprawa scenograficzna, zaprojektowana przez Aleksandrę Starzyńską, która choć prosta i nieco rozbita, oparta jest o kilka spajających całość elementów. Szklane pudło, umiejscowione centralnie, na którym na początku spektaklu widzimy owiniętą w przezroczysty materiał Lidię, budzi skojarzenia z pawilonami, w których Krzysztof Warlikowski zamykał bohaterów “(A)Polloni”. Biała suknia ślubna, uszyta
z połyskujących kawałków satyn i koronek, przywodzi z kolei na myśl “Dybuka” Mai Kleczewskiej i strój, w jaki zostaje ubrana Lea. Monodram Czarneckiej to spektakl
o patchworkowej budowie, którego każdy element zdaje się być skądś zapośredniczony.
Nie jest to jednak plagiat, a świadome działanie, oparte o intertekstualne rozumienie kultury. Choć druga połowa spektaklu, oparta bardziej o metateatralną grę z widzem, wypada nieco słabiej, należy Czarneckiej pogratulować pomysłu i sposobu, w jaki podeszła do konwencji bioteatru.
aut: Adam Szydzik
,,Mi estas Lidia”
pomysł, reżyseria, obsada: Paula Czarnecka
scenariusz i konsultacje reżyserskie: Agata Biziuk-Brajczewska
scenografia: Aleksandra Starzyńska
wizualizacje: Agnieszka Waszczeniuk
muzyka: Uhranova
ruch sceniczny i charakteryzacja: Magdalena Dąbrowska
reżyseria światła: Tomasz Krynicki