„Noc żywych ballad”, nowa propozycja Teatru Lalki Tęcza

0
374
fot. Magda Tramer
- reklama -

„Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie, a w sercu lisie zamiary”

„Ballady i romanse” Adama Mickiewicza dobrze znamy. Świtezianka, pani Twardowska, Krysia ze złamanym sercem, pani, która zabiła pana – o losach tych bohaterek dowiedzieliśmy się mniej więcej w liceum. To właśnie do uczniów szkół średnich kierowana jest w szczególności ta sztuka, którą manifest polskiego romantyzmu zainspirował do przygotowania spektaklu w konwencji horror show.

Mickiewiczowskie ballady wykorzystują motywy romantycznej ludowości, obyczaje i wyobrażenia gminu. W ludzką codzienność ingerują siły nadnaturalne, czyniąc tajemniczym i niebezpiecznym to, co dotąd było powszechnie znane i oswojone. Ingerencje świata nadziemskiego miewają charakter etyczny; czyny człowieka wartościują siły nadprzyrodzone.
W „Balladach i romansach” staje się to nie tyle ornamentem, ile filozoficzno-moralną metaforą stosunku do świata. Według Mickiewicza jedynie lud, poprzez codzienne obcowanie z siłami natury, jest w stanie przeczuć sens moralny ukryty w rozgrywających się gwałtownych wydarzeniach. Stwarzanie nastroju grozy to twórczo przepracowany motyw przejęty przez autora głównie z ballady zachodnioeuropejskiej, w której romantyczną dziwność fabuły opiera się na cudowności przeobrażeń wiążących człowieka z przyrodą.
„Noc żywych ballad” to przedstawienie, które miało dotykać problemu samotności wśród młodych ludzi. Taki opis czytamy na stronach teatru. „Zajęci codzienną bieganiną nie mamy czasu na bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, co uniemożliwia budowanie relacji. Najbardziej ukryte lęki zostają tutaj spersonifikowane, a to, co pozornie wydaje się przyjazne, może stać się największym koszmarem.” Chyba nie do końca z tym opisem się zgadzam, bo to problem nie tylko młodzieży; jest to choroba XXI w. Również fabułę spektaklu odczytuję nieco inaczej. Reżyserka i scenarzystka Aleksandra Skorupa wprowadza nas w dramat winy i kary, czyli porządek moralny, który wymusza odpowiedzialność za popełnione uczynki, sprawiedliwe osądy i wymierzane wyroki za zło. Na straży realizacji tego moralnego ładu w życiu ludzkim stoją często siły przyrody. Mimo że czytam spektakl inaczej, niż założyła scenarzystka, to polecam obejrzeć.
Spektakl ma formę musicalu, tworzącą romantyczny, mickiewiczowski klimat połączony ze współczesnym brzmieniem, co jest jego wielkim atutem. Mocną stroną są z pewnością możliwości wokalne aktorów. A wielkie brawa należą się głównej bohaterce Alicji Gierłowskiej, ale i autorowi muzyki Miłoszowi Sienkiewiczowi. Jest w niej wszystko, co potrzebne, by zbudować magiczny i tajemniczy klimat – ludowość, dźwięk dud, transowe i jednocześnie współczesne brzmienia.
Ten spektakl niewątpliwie zbudowany jest wokół scenografii. Joanna Braun, która podjęła się tego zadania, przenosi widza w świat baśni. Lustro weneckie jako główny element pozwala tu na niezwykłą grę świateł, które potęgują wrażenie nierzeczywistego i magicznego świata.
Słabą stroną tego przedstawienia jest brak oczekiwanego dramatu. Tego spodziewałam się po zapowiedziach i tytule jako takim. Również kiepska akustyka mogła być powodem niezadowolenia, szczególnie widzów siedzących w ostatnich rzędach, którzy nie wszystko byli w stanie usłyszeć.
Mimo tych słabych stron spektakl oceniam jako bardzo udany. Z pewnością nie można się na nim nudzić. Pozostawia widza w pewnym niedosycie, co według mnie jest największym komplementem dla twórców i aktorów.
Zapraszam do Teatru Tęcza.

- reklama -

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here